Jack Campbell

Przestrzeń Zewnętrzna 4. Nieugięty


Скачать книгу

– Gorzki ton głosu doktora świadczył dobitnie, ile warte jest takie rozumowanie.

      – Może mieć pan rację – przyznał Geary. – Głupsze rzeczy robiono w imię dochowania tajemnic. Ale skąd pewność, że ta bakteria nadal tam jest? Przecież setki lat temu wybiła wszystkich ludzi na Europie.

      – Uważa pan zatem, że ta kwarantanna to taki tutejszy obyczaj, nie konieczność? – zapytał Nasr. – Nie, admirale. Bakteria nadal tam jest. Większość mikroorganizmów może przetrwać dłużej niż stulecia, nawet jeśli zostanie wystawiona na najbardziej niekorzystne warunki, takie jak radiacja albo chłód pustki. Z informacji pozyskanych podczas prób przeciwdziałania pandemii na Europie i po zarządzeniu kwarantanny twórcy zadbali, by ich idealna broń mogła przetrwać w stanie uśpienia w najbardziej niekorzystnym środowisku i aktywowała się ponownie, gdy znów trafi na nosicieli. Musimy zatem zakładać, że gdziekolwiek byśmy wylądowali na Europie, wszędzie trafimy na te bakterie, choćby było ich tam naprawdę niewiele.

      – A wystarczy tylko jedna... – podsumował Geary.

      – Tak, wystarczy jedna.

      – Dlaczego więc ci idioci tam wylądowali? – zapytała Desjani.

      – Dlatego, że są idiotami? – odparła Rione wkurzona do tego stopnia, że odezwała się do rywalki. – Wynajęto ich do tej roboty, ścigano, zamknięto w pułapce, więc skorzystali z pierwszej sposobności, by zwiać, nie bacząc na to, jak głupio postępują.

      – Z drugiej strony mogli przypuszczać, że to cholernie cwane posunięcie – wtrącił Geary.

      – Cóż w tym jest cwanego? – zdziwiła się Rione.

      Admirał wskazał unoszący się nad blatem hologram Europy, który z wyglądu przypominał wielką, choć popękaną i pobrudzoną piłeczkę pingpongową.

      – Wiedzieli, że nikt tam za nimi nie poleci, a miejscowi na pewno nie otworzą do nich ognia. A skoro tak, mogą spokojnie wylądować i siedzieć tam całymi miesiącami. My natomiast nie mamy tyle czasu, więc prędzej czy później odlecimy, a wtedy wystartują, aktywują kamuflaż i przelecą niezauważeni przez blokady.

      Doktor pokręcił głową.

      – Nie. To się nie uda. Nawet ich mocodawcy nie będą chcieli mieć z nimi do czynienia z obawy przed rozniesieniem zarazy.

      – Właśnie. To najgłupsza część ich cwanego planu. Jeśli opuszczą Europę, rozniosą zarazę po całym systemie.

      Rione także spojrzała na hologram księżyca.

      – Okręty biorące udział w blokadzie nie będą mogły ich powstrzymać? To znaczy, że nie będą też przeszkadzać nam, jeśli podejmiemy jakieś działania?

      Doktor raz jeszcze potrząsnął głową.

      – Nie możemy zejść na powierzchnię i nie możemy pozwolić im na odlot. Wprawdzie wahadłowiec nie wylądował w pobliżu żadnego z martwych miast, ale nie wiemy, jak wiele bakterii rozniesiono po powierzchni Europy. A wystarczy tylko jedna... – powtórzył.

      Geary przeniósł wzrok na Desjani.

      – Jakieś pomysły?

      Zaprzeczyła gniewnym ruchem głowy.

      – Nie. Nie możemy użyć komandosów. Ich pancerze chronią co prawda przed takimi skażeniami, bo zostały do tego stworzone, ale nie mamy na pokładzie sprzętu do dekontaminacji broni biologicznej, a nie jestem pewna, czy i on by wystarczył w tym wypadku. Gdyby więc przywlekli cokolwiek na pancerzach... – zawiesiła głos, ponieważ wszyscy zdawali sobie sprawę, do czego by to doprowadziło, a żadne nie chciało wypowiedzieć tego na głos.

      Milczeli przez kilka długich sekund, po czym doktor Nasr uniósł palec wskazujący, choć wzrok wciąż jeszcze miał zamglony z powodu głębokiego zamyślenia.

      – Pancerz bojowy chroni przed zarażeniem. Czy mamy gdzieś jego plany?

      – Oczywiście – odparła natychmiast Tania. – Mamy pełną specyfikację. Czego pan potrzebuje?

      – Zastanawiam się nad sterylizacją – odparł bardzo wolno Nasr, jakby tworzył w ustach wypowiadane kolejno słowa. – O czymś więcej niż zwykła dekontaminacja. Gdyby udało nam się wysterylizować te pancerze przed powrotem komandosów na pokład, gdyby udało się je napromieniować, nie szkodząc jednocześnie przebywającym w nich ludziom...

      – Na zewnątrz okrętu? – zapytał Geary. – Czym niby moglibyśmy to zrobić?

      – Piekielnymi lancami! – zawołała Desjani. – Moglibyśmy zmniejszyć moc kilku. Łatwo przecież wyliczyć, ile energii trzeba do sterylizacji każdego centymetra kwadratowego pancerza.

      – Muszę to sobie dokładniej przemyśleć. – Doktor ostudził jej zapał.

      Desjani pochylała się już do najbliższego komunikatora.

      – Sierżancie Orvis! Stawcie się natychmiast w kajucie admirała. I przynieście wszystkie plany dotyczące pancerzy piechoty przestrzennej. – Przełączyła się szybko na inny kanał. – Starszy macie Tarrani. Do kajuty admirała, na jednej nodze. Musimy porozmawiać o chirurgicznej precyzji piekielnych lanc. – Zamarła nad panelem, spoglądając na Geary’ego. – Mam wezwać też szefa Gioninniego? Chcemy dogadać się z tymi draniami czy po prostu ich wystrzelać?

      Rione się skrzywiła i też przeniosła wzrok na admirała.

      – Dyplomatyczne rozwiązania proponuję załatwiać odpowiednimi kanałami.

      – Tu nie chodzi o dyplomatyczne gadki – odparł tak dyplomatycznie, jak tylko umiał – ale o dobicie targu z przestępcami.

      – Dyplomacja, drogi admirale, polega głównie na dogadywaniu się z kryminalistami. Nie wiedział pan o tym? Uważa pan, że ten cały szef Gioninni jest w tym naprawdę dobry?

      Geary odczekał chwilę, po czym przemówił, ostrożnie dobierając słowa, ponieważ widział, że Desjani jest bliska wybuchnięcia śmiechem. Sam miał na to ochotę po części dlatego, iż odczuwał ogromną radość na samą myśl, że być może udało im się znaleźć dobre rozwiązanie beznadziejnej z pozoru sytuacji.

      – Szef Gioninni jest... ekspertem, że tak powiem... w prowadzeniu... nielegalnych operacji.

      – Rozumiem. – Ton Wiktorii był lodowaty. – Wszystko, co ten człowiek powie i uczyni, może mieć dla Sojuszu i dla pańskich uprowadzonych oficerów daleko idące konsekwencje. Proszę o tym nie zapominać.

      – Może – zaczęła Desjani głosem lekko zduszonym głównie z powodu dławionego wciąż śmiechu – szef powinien współpracować z naszymi... przedstawicielami dyplomatycznymi?

      – Świetny pomysł – poparł ją natychmiast Geary. – Rozkaż mu skontaktować się z emisariuszką Rione, aby wspólnie opracowali strategię komunikacji z porywaczami. Chcemy wiedzieć, jak bardzo są zdesperowani i czy byliby skłonni wypuścić bez walki poruczników Castries i Yuona.

      – Zobaczę, co da się zrobić – zapewniła go Wiktoria. – Zdaje pan sobie sprawę, admirale, że załoga tego wahadłowca podpisała właśnie wyrok śmierci na siebie? Ci ludzie nie mają nic do stracenia. Targu możemy dobić tylko w jednym wypadku: jeśli omamimy ich obietnicą, że ocalą życie.

      Nie odpowiedzieli jej od razu. Geary dopiero po dłuższej chwili pokręcił głową.

      – To nie my postawiliśmy ich pod ścianą. Sami są sobie winni. Ale jeśli mam kłamać, aby ocalić życie moich podwładnych, uczynię to bez wahania.

      – Spokojnie, admirale, nakłamię za nas oboje. – Rione uśmiechnęła się sardonicznie. – Na tym także polega dyplomacja. Tym się przecież zajmuję na co