Jack Campbell

Przestrzeń Zewnętrzna 4. Nieugięty


Скачать книгу

Chodziłam tam z bratem. Nie przejmuj się. To zaraz minie.

      Jej młodszy brat, który poległ na wojnie. Geary postanowił zmienić temat, by odciągnąć uwagę miejscowych, którzy wpatrywali się w Tanię z wielkim zaciekawieniem.

      – Ósmy wiek? To rzymski zabytek?

      – Zbudowano go już po odejściu Rzymian – wyjaśnił przewodnik. – W czasach, które nazywamy średniowieczem.

      – Średniowiecze? – wtrąciła Desjani z udawaną wesołością. – Nic dziwnego, że ludzie próbowali stworzyć coś odbiegającego od średniej.

      – O tak. W czasach po rozpadzie imperium toczono wiele wojen, odpierano inwazje barbarzyńców, panowało bezprawie i powszechne cierpienie. Straszne to były czasy. – Mężczyzna wypowiadał te słowa takim tonem, jakby sam żył w wiekach średnich.

      – Trudno sobie wyobrazić, jak wygląda życie w czasach upadku wszelkiej władzy – dodała kobieta.

      – Chyba że jest się tego świadkiem – zauważyła Desjani.

      Znów zapadła niezręczna cisza, podczas której Geary zdążył uznać, że jego żona zachowuje się tego wieczora wyjątkowo niedyplomatycznie.

      – Chodzi o Światy Syndykatu – wyjaśnił. – Obecnie są w stanie podobnego rozpadu. Widzieliśmy w ich przestrzeni wiele rewolucji, upadków lokalnych władz i bratobójczej walki.

      Po trwającej kilka sekund przerwie odezwał się mężczyzna, który przemówił pierwszy:

      – Pomagacie im?

      – Nie bardzo... możemy – odpowiedział John. – W większości przypadków nie mamy jak. To zbyt skomplikowane. Nawet gdyby Sojusz nie był tak wykrwawiony wojną...

      – Która, przypomnijmy, wybuchła z winy Światów Syndykatu – wtrąciła ostrym tonem Tania.

      – ...nie mielibyśmy wystarczających sił i środków. Robimy co w naszej mocy, ale to kropla w morzu potrzeb przy tej skali problemu.

      Nie spodobała im się ta odpowiedź. Geary spotkał się już wcześniej z podobnymi reakcjami ludzi, którzy nie mogli zrozumieć, jak olbrzymie są przestrzenie zajmowane obecnie przez człowieka, mimo że skolonizował zaledwie ułamek jednego z ramion Galaktyki. Nie chciał jednak brnąć w wyjaśnienia, że systemy należące do Sojuszu ledwie stać na wypełnianie wzajemnych zobowiązań, więc nikt tam nie patrzy przychylnym okiem na uszczuplanie budżetów, by ratować byłego wroga.

      Znał jednak odpowiedź, która zazwyczaj skłaniała słuchaczy do przyjęcia jego punktu widzenia albo przynajmniej pozbawiała ich większości argumentów.

      – Poza tym Światy Syndykatu są bardzo autorytarne. Rządzone silną ręką. Teraz jednak część należących do nich systemów próbuje odzyskać wolność, a przynajmniej autonomię. Tych właśnie systemów bronimy. – Z technicznego punktu widzenia pod tę kategorię podpadał wyłącznie system Midway, ale tak drobną nieścisłość Geary mógł pominąć milczeniem.

      – Bronimy ich też przed atakami Enigmów – dodała Desjani nadal wyzywającym tonem. – Udało nam się niedawno zapobiec zajęciu jednego z systemów zamieszkanych przez ludzi.

      Kobieta uśmiechnęła się szeroko, gdy to usłyszała.

      – Musicie nam opowiedzieć o tamtych Obcych! Proszę, wejdźmy do środka. Kolacja już czeka.

      Geary odwzajemnił ten uśmiech wdzięczny losowi, że choć jedna osoba w tym gronie nie pragnie drążyć niewygodnego tematu.

      Kobieta poprowadziła ich do jadalni, której ściany przyozdobiono tarczami i chorągwiami tak barwnymi, że nie mogły być średniowiecznymi oryginałami.

      – Jestem lady Vitali – przedstawiła się, zanim usiedli.

      – Vitali? – zainteresowała się Tania. – Mamy kapitana Vitali w naszej flocie. Dowodzi liniowcem o nazwie Śmiały.

      – To może być mój krewny – stwierdziła lady Vitali. – Nasz rodzina ma długie tradycje żeglarskie. Czy on bywa nieznośny? Rozrabia od czasu do czasu?

      – Nie – zaprzeczył Geary.

      – Zatem to chyba jednak nie mój krewniak. Proszę, powiedzcie nam coś więcej o Enigmach!

      W czasie posiłku miejscowi słuchali z uwagą, gdy Geary, być może po raz dziesiąty od chwili przybycia na Starą Ziemię, opisywał te strzępy wiedzy, jakie ludzie posiedli na temat Obcych. Tak rozmowa zeszła na Tancerzy, a potem na Zeków, trzecią z odkrytych cywilizacji, czyli prostolinijnych ekspansjonistów o skłonnościach samobójczych.

      – Wiele pani widziała pośród gwiazd. A jak podoba się pani pobyt na Ziemi? – zapytała w końcu lady Vitali, kierując te słowa do Tani.

      Desjani odczekała tym razem kilka sekund, jakby chciała mieć pewność, że udzieli przemyślanej odpowiedzi, którą nikogo nie urazi, po czym skinęła głową.

      – Lubiłam czytać o miejscach z legend, nigdy jednak nie przypuszczałam, że jedno z nich zobaczę na własne oczy.

      – Co podobało się pani najbardziej?

      – Pomnik tej kobiety. Joanny. Gdy na nią patrzyłam, odnosiłam wrażenie, że mogła być jednym z moich przodków.

      – Joanna D’Arc? Mogła pani trafić gorzej. Ja wyobrażam sobie czasem, że moim przodkiem był lord Nelson. Na szczęście dla nas i dla nich, żyli w zupełnie innych epokach, więc nie mogli ze sobą walczyć. – Lady Vitali spoważniała. – Lubimy myśleć, że udało nam się wyrosnąć z wojen, ale to niestety nieprawda. Jedyne, co zdołaliśmy osiągnąć, to zduszenie zarzewi konfliktów poprzez rozbudowaną biurokrację.

      – Może to ostatnia nadzieja ludzkości – zauważył Geary.

      – Nie. Nigdy w to nie uwierzę. Pozbyliśmy się agresywnych ludzi, wysyłając ich do gwiazd. Utrudniliśmy rozpoczynanie wojen, ale jedyne, co nam się udało, to wyeksportować wojny w przestrzeń międzygwiezdną.

      – Czy dlatego niektórzy z was patrzą na nas jak na barbarzyńców? – zapytała Desjani.

      – Oczywiście. Podziwiamy panią za to, w jaki sposób poradziła sobie pani z tymi durniami nazywającymi siebie Tarczą Słońca, ale... niepokoimy się jednocześnie. Nie chcemy, byście sprowadzili na nas ponownie widmo wojny, którą żyliście.

      – Jutro odlatujemy – zapewnił ją Geary.

      Jeszcze dzień i wrócą do nie będącej wojną – przynajmniej z technicznego punktu widzenia – agresji ze strony Światów Syndykatu, do spisków trawiących skrycie Sojusz i do zagrożeń, jakie nadal stanowią Enigmowie i Zekowie.

      – Jesteście naszymi dziećmi – odezwał się chrapliwym głosem jeden ze starców. – Posłaliśmy was do gwiazd, potem zostawiliśmy tam na pastwę losu, ponieważ musieliśmy toczyć kolejne wojenki w obrębie własnego systemu. Mieliśmy nadzieję, że zrozumiecie to, czego my nie zdołaliśmy pojąć; że wrócicie któregoś dnia, by zdradzić nam sekret życia w pokoju. Ale jak moglibyście okazać się lepsi od swoich matek i ojców? Jesteście naszymi dziećmi – powtórzył, po czym pociągnął długi łyk wina.

      – My szukamy mądrości u naszych przodków – wyjaśniła Desjani.

      – Tu jej z pewnością nie znajdziecie – odparł mężczyzna, odstawiając pusty kieliszek. – Nie jesteśmy mądrzy, tylko zmęczeni. Może gdzieś tam, daleko stąd, kryją się odpowiedzi na dręczące was pytania. Może ci Tancerze znają sekret.

      Geary nie przypuszczał, by to była prawda, ponieważ pamiętał doskonale, jak skomplikowane są systemy obrony