ktoś spoza systemu. Poza tym kogoś z naszej załogi zdołała namówić do podzielenia się hasłami, a to znaczy, że jej zaufano. Przypuszczam, że naprawdę niewiele brakowało, abyśmy nawiązali kontakt z przodkami, tyle że w nieco inny sposób, niż pierwotnie zamierzaliśmy... – Zamilkła na moment, po czym wybuchnęła śmiechem. – W końcu do mnie dotarło, co miał na myśli ten starzec, gdy mówił, że jesteśmy ich dziećmi. Wszyscy w Sojuszu uważają, że Stara Ziemia i Układ Słoneczny to coś niewyobrażalnie specjalnego, miejsce, gdzie panuje idealny pokój, a mieszkańcy mają wiedzę wykraczającą daleko poza nasze osiągnięcia. Ale ten dziadek miał rację: nadal niewiele się różnimy. Brutalność, polityka i powszechne ogłupienie są tutaj na podobnym poziomie. Zawsze tak było i będzie. Gdy ludzkość wyruszała do gwiazd, zabrała ze sobą wszystkie negatywne cechy. Można powiedzieć, że je odziedziczyliśmy. – Zamilkła na moment, by sprawdzić coś na komunikatorze. – Nieulękły twierdzi, że zaczęliśmy schodzić z kursu.
– Gdzie się kierujemy? – zapytał Geary. – Jaki jest nowy wektor lotu?
– Nie wiem. – Spojrzała mu w oczy. – Transmisję zablokowano w połowie wiadomości. Ktoś nas zagłusza.
Dwa
Geary z wyjątkowo ponurą miną bębnił palcami po panelu komunikatora umieszczonego w podłokietniku jego fotela.
– Pilot nie odpowiada.
– U mnie też – rzuciła Tania, uderzając pięścią w swój panel. – Co oni kombinują?
– Powiedziałaś przed chwilą, że Nieulękły nas namierza.
– Tak. – Uśmiechnęła się jadowicie. – Jeśli znam moich ludzi, a to więcej niż pewne, nasz liniowiec przyspiesza właśnie, by wejść na kurs przechwytujący.
Wahadłowcem zatrzęsło, gdy poszedł ostro w górę, a potem skręcił w prawo.
– Manewr unikowy – skomentował to Geary, raz jeszcze sprawdzając komunikator. – Automatyczne wykrywanie źródeł zakłóceń zdołało coś wyłapać.
Desjani sprawdziła u siebie.
– U mnie też. Znalazło ścieżkę prowadzącą do jakiegoś odbiornika, ale to na pewno nie Nieulękły. Szlag, to układ wewnętrzny.
– Kabina naszego wahadłowca – zasugerował John.
– Najprawdopodobniej. Może uda nam się przejąć stery, jeśli zdołamy zhakować ten kanał... Nie, nasz sprzęt nie jest kompatybilny z tym staroziemskim złomem. Tym sposobem niczego nie zwojujemy.
Wahadłowiec przetoczył się przez lewą burtę.
Tania się skrzywiła, potem spojrzała na Geary’ego.
– Dlaczego nie zanurkowaliśmy w atmosferę, skoro ta maszyna chce uniknąć doścignięcia przez Nieulękłego?
– Myślisz, że...
Panel obok admirała ożył nagle, ukazując kabinę pilotów i kobietę w mundurze nawigatora.
– Cokolwiek kombinujecie, dajcie sobie z tym spokój, proszę. Wysyłane przez was sygnały zakłócają pracę naszych systemów.
– To ty przestań zagłuszać nasze komunikatory – zażądała Desjani, zanim Geary zdążył zareagować.
– Wasze komunikatory? – Kobieta wyglądała na autentycznie zaskoczoną i zaraz sprawdziła kilka odczytów. – Och. Nasze systemy maskujące zagłuszyły wasz sprzęt automatycznie.
– W takim razie każ im je odblokować – zażądał John.
– Jeśli nadacie cokolwiek, zostaniemy wykryci! – zaprotestowała kobieta, po czym odwróciła głowę, jakby kogoś słuchała, i znów spojrzała na Geary’ego. – Wasz okręt idzie kursem na przejęcie. Jakimś cudem udało wam się skomunikować?
– Nasz okręt nie potrzebuje pomocy w namierzeniu tego wahadłowca – zapewniła ją Desjani. – I nie uciekniesz przed nim. Dobrze radzę, nie próbuj tego.
Na twarzy rozmówczyni znów pojawiło się zdziwienie.
– Przecież ja nie uciekam przed waszym okrętem.
Tania zrobiła wielkie oczy.
– W takim razie przed kim uciekamy?
– Tego jeszcze nie wiemy, ale kontrola naziemna uprzedziła nas o obecności co najmniej dwóch niewykrywalnych pojazdów, które usiłują do nas podlecieć. Próbujemy unikać kontaktu z nimi, dopóki nie dotrzemy w pobliże waszego okrętu, co było wystarczająco trudne i przed tym, nim zaczęliście zakłócać pracę naszych systemów.
– Jeśli to prawda – rzuciła Desjani tonem zawierającym sporą dawkę sceptycyzmu – przestańcie nas zagłuszać, aby nasz okręt mógł wam podać pozycje i wektory atakujących jednostek.
– Dokładne pozycje i wektory – uściślił Geary.
– Możecie to... – Kobieta się odwróciła i znów zaczęła rozmawiać, ale jej usta i ich ruchy natychmiast rozmył system zabezpieczeń komunikatora.
John zdołał jednak zauważyć, że jej mina zmienia się z pytającej na bardziej zdecydowaną, natarczywą.
– Chyba opieprza pilota.
– I dobrze – warknęła Desjani. – Każdemu z tych drani przyda się od czasu do czasu porządna reprymenda. To chyba jedyny sposób nauczenia ich pokory.
Kobieta ponownie odwróciła się do Geary’ego.
– Wyłączam zakłócanie sygnału i odblokowuję właz prowadzący do kabiny wahadłowca. Przejdźcie do nas, abyśmy mogli zobaczyć przesyłane do was namiary.
Tania rozpięła uprząż, po czym sięgnęła do dźwigni otwierającej właz, ale gdy się odchylił, nakazała Johnowi gestem, by pozostał na miejscu.
– W porządku. Chyba nic nam nie grozi. Proszę za mną, admirale. Może i załoga wahadłowca nie pogrywa z nami, ale coś mi się tutaj nie podoba.
Sterownia nie różniła się wiele od tych, które widzieli na pokładach maszyn Sojuszu. Podstawowy projekt tego typu pojazdów musiał powstać na długo przed wyruszeniem ludzi do gwiazd, uznał Geary, chwytając się poręczy, by dać Tani czas na zajęcie miejsca obok pilota.
– Mamy kontakt – obwieściła moment później. – Nieulękły, dajcie mi podgląd na sektor przestrzeni wokół tego wahadłowca.
Nacisnęła klawisz komunikatora, aktywując trójwymiarowy wyświetlacz, który wyrósł natychmiast nad jej ręką.
– Tam są aż trzy Gormy! – rzuciła rozzłoszczona nawigatorka. – I to bliżej, niż sądziłam.
– Nie wiecie, kim oni są? – zapytał Geary.
– Nie. Ale jedno jest pewne: kimkolwiek są, musieli tu na nas czekać. Zostaliśmy wystawieni, Matt – rzuciła do pilota.
– Obserwowali wszystkie jednostki startujące z powierzchni i lecące w kierunku waszego okrętu – zgodził się z jej opinią. – Na szczęście jesteśmy tak samo trudni do wykrycia jak oni.
– Ale wasz okręt nie ma problemu z zobaczeniem ich? – upewniła się nawigatorka.
– Naprawdę liczyłaś na odpowiedź? – zapytała Desjani.
– Nie, ale warto było spróbować.
Pilot uważnie przyjrzał się wyświetlaczowi i wzbił maszynę w górę, po czym skręcił, by uniknąć kontaktu z najbliższym przeciwnikiem, który zbliżał się od dołu. Drugi przeciwnik czekał na wyższej orbicie,