f1704.jpg"/>
Spis treści
Rozdział pierwszy. W obronie domu
Rozdział drugi. Powrót do domu
Rozdział czwarty. Dom na trzęsawisku
Przeklęte przeznaczenie (fragment)
Cykl Świat inkwizytorów
1 Płomień i krzyż – tom 1
2 Płomień i krzyż – tom 2
3 Płomień i krzyż – tom 3
Cykl Ja, inkwizytor
1 Ja, inkwizytor. Wieże do nieba
2 Ja, inkwizytor. Dotyk zła
3 Ja, inkwizytor. Bicz Boży
4 Ja, inkwizytor. Głód i pragnienie
5 Ja, inkwizytor. Przeklęte krainy
6 Ja, inkwizytor. Przeklęte kobiety
7 Ja, inkwizytor. Kościany Galeon
8 Ja, inkwizytor. Sługa Boży
9 Ja, inkwizytor. Młot na czarownice
10 Ja, inkwizytor. Miecz Aniołów
11 Ja, inkwizytor. Łowcy dusz
Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym
This ebook was bought on LitRes
Rozdział pierwszy
W obronie domu
Księżna Ludmiła tego dnia w ogóle nie wyglądała jak księżna. Była ubrana w stare futro z postrzępionym kołnierzem, miała suknię uwalaną po kolana w błocie i włosy spięte w niedbałą koronę wokół głowy. Wrzeszczała na kogoś tak głośno i z taką wściekłością, że aż zmieniłem kierunek marszu, by podejrzeć, o co chodzi, gdyż większość tego, co działo się na podworcu, zasłaniała mi ściana. Podszedłem kilka kroków i zaraz zobaczyłem trzech mężczyzn klęczących w błocie i pochylonych tak nisko, że ich skołtunione brody również nurzały się w błotnistej brei. Księżna stała nad nimi z rękami podpartymi na biodrach i przeklinała ich w sposób naprawdę plugawy. To akurat świetnie rozumiałem, bo na Rusi czego jak czego, ale przekleństw cudzoziemiec uczy się najszybciej ze wszystkiego. Poza tym dzięki wrodzonym zdolnościom oraz bystrości umysłu w dużej mierze opanowałem już ten barbarzyński język, pełen miękkiego szeleszczenia, tak jakby słowa wymawiał człowiek z gębą wypchaną mokrymi liśćmi. Ale przyznam też, że chociaż w męskich ustach mowa ta brzmiała raczej groteskowo, tak w kobiecych, a zwłaszcza w ustach mojej Nataszy, ruski język nabierał zdumiewająco czułej miękkości oraz wdzięcznego powabu i przypominał raczej ptasie świergotanie. No ale teraz i tutaj, słuchając przekleństw księżnej, o żadnym świergotaniu, rzecz jasna, mowy nie było. Nie wiedziałem, czym narazili się Ludmile owi nieszczęśnicy, a z szybko i wściekle wypowiadanych zdań nie zdołałem wyłapać niczego poza wyzwiskami. Dostrzegłem, że w jednej z wnęk stoi Andrzej, zaufany dworzanin księżnej, ktoś, kogo mimo młodego wieku mogłem przez długi czas nazywać moim ruskim cicerone. Andrzej obserwował z zainteresowaniem rozgrywającą się scenę, a na jego twarzy wykwitł złośliwy uśmieszek. Zbliżyłem się do niego szybkim krokiem.
– Co się dzieje? – zapytałem po łacinie.
– Mówcie po naszemu, bo nawet całkiem dobrze wam idzie – napomniał mnie. – Ale trzeba stale ćwiczyć, bo na kogo później miłościwa pani będzie zła, że kaleczycie słowa?
– Что здесь происходит? – spytałem już zgodnie z jego życzeniem.
– To dwaj stryjowie i starszy brat buntownika – wyjaśnił, nie odwracając wzroku od rozgrywającej się na dziedzińcu sceny.
– Jakiego znowu buntownika?
– A rozbójnik taki. Napadł na wielki transport futer, obrabował też kupców z Nowogrodu jadących do nas. Księżna właśnie otrzymała wieści. Źle się dzieje… – Pokręcił głową z niezadowoloną miną.
Handel futrami i skórami stanowił jedno z podstawowych źródeł zysków Nowogrodu, a przez zależne od niego Księstwo Peczorskie, będące od niemal roku miejscem mojego nieszczęsnego wygnania i równie nieszczęsnej wegetacji, przechodziły szlaki handlowe prowadzące hen aż za Kamienie. Kamienie były górami ciągnącymi się na tysiące mil z północy na południe i oddzielającymi Europę od azjatyckiej barbarii. To za ich szerokimi, choć niezbyt wysokimi pasmami leżała rozległa, rzadko zamieszkana i diablo bogata Jugra. Od czasów kiedy rządziła Ludmiła, udało się zaprowadzić pokój na tych ziemiach i kupcy oraz łowcy cieszyli się w Jugrze względnym bezpieczeństwem. A przynajmniej mieli większą niż kiedyś szansę, że nie zostaną naszpikowani strzałami przez świetnie znających wszystkie ścieżki wojowniczych tubylców. Zamiast wojny rządził handel i każdy, kto przeszkadzał w owym handlu, każdy, kto podniósł rękę na kupców, ba, każdy, kto nie płacił podatków lub ośmielał się handlować bez wielkoksiążęcego zezwolenia, stawał się natychmiast wrogiem państwa. I jako taki był ścigany z pełną bezwzględnością i karany bez najmniejszej litości. Pamiętałem jeszcze zeszłoroczny spacer z Nataszą, kiedy to natknęliśmy się pod peczorskim lasem na ludzi zakopanych żywcem i skazanych w ten sposób na bolesną, powolną śmierć. Taka to była właśnie kara dla tych, którzy bez książęcego pozwolenia eksplorowali Jugrę czy handlowali z jej mieszkańcami. Podobne nieprzyjemności spotykały kupców podejmujących próby ominięcia podatków.
– Oni co? Wspólnicy? – zapytałem.
– Gdzie tam! – Machnął ręką. – Dawno z nim byli pokłóceni, dałbym sobie głowę uciąć, że nawet nie wiedzieli, gdzie ta kanalia jest i co wyprawia czy co zamierza.
– Co księżna z nimi w takim razie zrobi?
Dworzanin wzruszył ramionami.
– Jaśnie pani wie, że to nie są jego przyjaciele. Ale będą musieli udowodnić swoją przydatność i wierność. Bardziej niż ktokolwiek inny.
– W jaki sposób?
– Publicznie go wykląć i wyrzucić z rodu, to po pierwsze. – Wystawił kciuk. – A po drugie… – Wysunął palec wskazujący. – Wyłożyć dużą sumę na żołnierzy, którzy ruszą, by stłumić tę rebelię.
Skinąłem głową.
– A więc inne rodziny będą tym bardziej pilnować, co robią ich członkowie, nawet jak nie są z nimi w bliskich stosunkach – zauważyłem.
– Otóż to. Księżna twierdzi, że to ich wina, iż nie dopilnowali młodszego krewniaka. Zauważcie jedno: nie ma tu jego młodszego brata, bo wzywać go za winy brata starszego uznano by za niezgodną z obyczajem niesprawiedliwość.
– Rozumiem.
Stojący