pana pytanie, najprawdopodobniej zaliczyłbym słońce do trzech wybranych symboli, ponieważ symbolizuje ono, między innymi, władzę, królewski majestat, oraz, przez skojarzenia z nimi, prawo. Ustawienie dwóch dalszych wskazówek – w tym momencie profesor poruszył najpierw jednym z pozostałych pokręteł, potem drugim – zależałoby od tego, który aspekt pańskiego problemu chcielibyśmy najpierw rozważyć. Wspomniał pan o handlu, który wchodzi w zakres znaczeniowy symboli gryfa. Dlaczego? Dlatego, że gryf jest kojarzony ze skarbem. Przypuszczam, że trzecia wskazówka powinna wskazywać delfina, którego głównym znaczeniem jest „woda”. Wasz lud mieszka na wodzie, zgadza się?
– Tak, to prawda. Zaczynam rozumieć.
– Spróbujmy więc.
I Hallgrimsson ustawił drugą wskazówkę na gryfa, trzecią zaś na delfina.
– Wtedy – powiedział – dzieje się to.
Czwarta wskazówka – neutralnej, szarej barwy i tak cienka, że Coram wcześniej w ogóle jej nie zauważył – zaczęła obiegać tarczę jakby kierowana własną wolą: czasem powoli, z wahaniem, czasem szybko, zatrzymując się to tu, to tam, by po chwili znów zawirować.
– Co ona robi? – zapytał Coram.
– Udziela nam odpowiedzi.
– Wymaga dobrego refleksu, prawda?
– Należy zachować zarazem spokój, jak i czujność. Słyszałem kiedyś takie porównanie, że sytuacja odrobinę przypomina myśliwego, który czeka w zasadzce: jest gotowy w każdej chwili pociągnąć za spust, ale zarazem nie odczuwa zbędnego nerwowego podniecenia.
– Rozumiem. Widziałem, jak łucznicy w Nipponie robili coś takiego.
– Naprawdę? Chętnie o tym posłucham. Ale odpowiednie nastawienie psychiczne to tylko pierwsza przeszkoda. Drugą trudność stanowi fakt, że każdy symbol ma niezwykle rozgałęzione drzewo znaczeniowe. Objaśnienia do nich są zawarte w księgach odczytów.
– Ile jest tych znaczeń?
– Nikt tego nie wie. Niektóre symbole zgłębiono do poziomu stu i więcej znaczeń, ale nawet wtedy nic nie wskazywało na to, by ich ciąg miał się wyczerpać. Całkiem możliwe, że jest ich nieskończenie wiele.
– Jak je odkryto? – zainteresował się Löfgren.
Coram przeniósł wzrok na profesora. Myślał, że Löfgren jest zaznajomiony z alethiometrem tak jak Hallgrimsson i tak samo wierzy w jego skuteczność, tymczasem z jego pytania przebijała wyraźna nuta sceptycyzmu.
– Poprzez kontemplację, medytację i eksperymenty – odparł Hallgrimsson.
– O, to dobrze. Wierzę w potęgę eksperymentu.
– Miło mi słyszeć, że w coś wierzysz.
– Te znaczenia i związki pomiędzy nimi... – zainteresował się Coram. – Jeśli kojarzenie następuje poprzez podobieństwa, to rzeczywiście może ich być znacznie więcej niż setka. Podobieństwom nie ma końca, kiedy człowiek zacznie ich szukać.
– Istotne są jednak nie te podobieństwa, które wyłapie nasza wyobraźnia, lecz takie, które są ukryte i domniemane w samym wizerunku. A te niekoniecznie muszą być tożsame. Zauważyłem, że użytkownicy obdarzeni bujniejszą wyobraźnią często mają większy kłopot z dokonaniem odczytu. Zamiast cierpliwie czekać, przeskakują umysłem od razu do czegoś, co tylko pozornie się tam znajduje. I jeszcze sprawa najważniejsza: pozycja wybranego znaczenia w ogólnej hierarchii znaczeń skojarzonych. Te informacje można znaleźć tylko w księgach. To dlatego wszystkie alethiometry, o których istnieniu wiemy, są własnością wielkich bibliotek lub przynajmniej są w takowych przechowywane.
– A ile ich jest?
– Naszym zdaniem skonstruowano ich łącznie sześć. Znamy lokalizację pięciu z nich: oczywiście ten tutaj, w Uppsali, poza tym Bolonia, Paryż, Genewa (tam właścicielem jest Magisterium) i ostatni, piąty, w Oksfordzie.
– W Oksfordzie?
– W Bibliotece Bodlejańskiej. Wiąże się z nim zresztą niezwykła historia. Kiedy w ubiegłym stuleciu Konsystorski Sąd Dyscyplinarny rósł w siłę, jego prefekt dowiedział się o istnieniu bodlejańskiego alethiometru i zażądał jego wydania. Bibliotekarz odmówił. Konwokacja, czyli ciało zarządzające uniwersytetem, nakazała mu spełnić żądanie prefekta. On jednak ukrył instrument w wydrążonej książce z dziedziny teologii doświadczalnej, której mieli w bibliotece kilka egzemplarzy, i normalnie postawił ją na półce, na widoku. Oczywiście wśród milionów woluminów znajdujących się w bibliotece nie sposób było znaleźć ten jeden. Wtedy Sąd Konsystorski się poddał, ale nie zaprzestał wysiłków. Następnym razem prefekt przysłał do biblioteki oddział uzbrojonych ludzi, którzy zagrozili bibliotekarzowi śmiercią, jeśli nie wyda im alethiometru. Bibliotekarz ponownie odmówił, twierdząc, że nie po to obejmował swoje stanowisko, żeby rozdawać zawartość biblioteki na prawo i lewo, i że jego świętym obowiązkiem jest chronić ją dla dobra nauki. Oficer dowodzący oddziałem kazał swoim ludziom go aresztować, wyprowadzić na dziedziniec i rozstrzelać. Znalazłszy się przed plutonem egzekucyjnym, bibliotekarz po raz pierwszy stanął twarzą w twarz z oficerem (wcześniej, trzeba panu wiedzieć, porozumiewali się tylko przez pośredników) i... rozpoznał w nim dawnego kolegę ze studiów! Oficer ponoć okrutnie się zmieszał i zamiast dać rozkaz do otwarcia ognia, odwołał swoich ludzi i poszedł pić z bibliotekarzem. Ostatecznie alethiometr pozostał w Bibliotece Bodlejańskiej i po dziś dzień się tam znajduje, bibliotekarz zachował stanowisko, a oficer został odwołany do Genewy, gdzie niedługo potem zmarł, prawdopodobnie wskutek otrucia.
Gipcjanin gwizdnął przeciągle przez zęby.
– Kto w Oksfordzie zajmuje się odczytywaniem wskazań przyrządu? – zapytał.
– Istnieje nieliczna grupa akademików, którzy specjalizują się w badaniu alethiometru. Jest ponoć wśród nich kobieta, niezwykle utalentowana, która poczyniła znaczące postępy w tej dziedzinie... Ralph? Relph? Jakoś tak się nazywa.
– Rozumiem. – Sącząc wino, Coram dokładnie oglądał alethiometr. – Powiedział pan, że jest ich sześć, po czym podał pan lokalizację tylko pięciu z nich. Gdzie jest szósty?
– Dobre pytanie. Nikt tego nie wie. To znaczy, śmiem twierdzić, że ktoś jednak wie, ale nie sądzę, żeby wiedzę tę posiadł któryś z akademików. Wracając do pańskiego pytania, panie van Texel: jest ono dość skomplikowane, ale nie na tym polega główny problem z nim związany. Problem polega na tym, że naszego czołowego specjalisty od odczytów nie ma w tej chwili w Uppsali. Wyjechał do Paryża, gdzie spędza urlop naukowy w Bibliothèque Nationale. Ja jestem zbyt powolny i nieporadny, żeby sprawnie poruszać się pomiędzy poziomami znaczeń, dostrzegać łączące je związki i zgadywać, czego powinienem w następnej kolejności szukać w księgach. Oczywiście chętnie pokusiłbym się o odpowiedź na pańskie pytanie, gdybym tylko potrafił to zrobić.
– Mimo niebezpieczeństwa? – zapytał Coram.
Profesor nie odpowiedział od razu.
– Niebezpieczeństwa... – zaczął po chwili niepewnie.
– Perspektywy przyśpieszonej egzekucji – wyjaśnił Coram, ale uśmiechnął się przy tym.
– Ach, tak. Ha, ha, ha. Na szczęście wydaje mi się, że te czasy już nie wrócą.
– Miejmy nadzieję – powiedział Löfgren.
Coram napił się jeszcze złotego wina i rozsiadł się wygodnie w fotelu, na pozór ukontentowany i rozluźniony. Alethiometr – choć prześliczny – niezbyt go interesował, a pytanie, które zadał profesorowi Hallgrimssonowi, było tylko zasłoną dymną. Gipcjanie mogli bez wielkiego trudu sami