zrabowane.
– Oj tam, oj tam, proszę się nie czepiać… W każdym razie wszystko zakończyło się sukcesem, a skarby ukryliśmy tam, gdzie planowaliśmy.
– Przedstawił pan to w telegraficznym skrócie… Jak to wyglądało od kulis? Przewieźliście tony skarbów i wrzuciliście je do małego jeziorka?
– Od czego zaczynamy? Od oficjalnej bajeczki na ten temat czy od prawdy?
– Od bajeczki. Niech w te wszystkie sekrety wprowadzi nas baśniowy klimat.
– I takie konkretne odpowiedzi mi się podobają! To było tak. W kwietniu 1945 roku konwój ochraniany przez SS pod dowództwem zaufanych oficerów późnym wieczorem wyruszył z Berlina, by tuż nad ranem dotrzeć do okolic jeziora Toplitz. Na miejsce dotarli oni grubo po czwartej nad ranem. Wówczas jeden z esesmanów miał zapukać do jakiejś kobiety i żądać, by ta udostępniła mu swoją bryczkę. Kobieta, nie mając wyboru, spełniła rozkaz. Wówczas nasi ludzie załadowali skrzynie na bryczkę, które przykryto jakimś ciemnym materiałem. Wszystko po to, by w razie ewentualnego spotkania z przypadkowymi przechodniami nie wzbudzać podejrzeń. Kiedy wszystko jest gotowe, dziewczyna wsiada do bryczki i rusza w stronę jeziora. Tam zaś czekają już na nią umundurowani ludzie, którzy zrzucają z bryczki ładunki i zatapiają je w jeziorze.
– Rozumiem, że w tych pakunkach są sztabki złota?
– Między innymi, choć nie tylko. Znajdują się tam chociażby pakunki ze sfałszowanymi funtami brytyjskimi, które mieliśmy w planach podrzucić Brytyjczykom, by ich gospodarka zwariowała.
– No dobrze. A dlaczego bryczką powoziła miejscowa kobieta?
– Przypominam, doktorze, że to tylko legenda, która musiała mieć ręce i nogi. Bryczka była potrzebna, żeby przekonać ludzi, że ciężarówka nie dojechałyby wąską drogą nad jezioro. No i tą bryczką musiał kierować ktoś znający teren, ponieważ droga wiodła przez las i była kręta. Naturalnie to jedna wielka bajeczka.
– Zatem żadnych skarbów tam nie przywieźliście?
– Nie. Nie o to chodzi. Skarby przywieźliśmy, i to wiele. Chodziło o to, żeby zamieszać w głowach naszych wrogów i poszukiwaczy. Każdy inteligentny człowiek, poznawszy tę legendę, musiał zadać sobie proste pytanie: ile złota mogło się zmieścić na jednej małej bryczce? Wiedzieliśmy, że prędzej czy później poszukiwacze skarbów wpadną na trop jeziora Toplitz i zaczną wokół niego węszyć. Gdyby nawet znaleźli kilka sztabek złota w jeziorze, powinni uznać, że to wszystko, co ukryliśmy, i odpuścić. Reszta skarbów miała spoczywać w spokoju, czekając, aż po nie wrócimy.
– Trochę to skomplikowane. W takim razie, co w tej historii jest prawdą, a co kłamstwem?
– Miejsce się zgadza, ale nic poza tym. Prawda jest taka, że ciężarówki wypełnione beczkami z kosztownościami dotarły w środku nocy nad brzeg jeziora Toplitz. Tam żołnierze wypakowali je z samochodów i przeładowali na przygotowane łódki.
– Ile było tych beczek?
– Mnóstwo. Ile dokładnie? To dobre pytanie. Meldowali mi o tym, ale zapomniałem. W każdym razie żołnierze wsiedli w łódki i wypłynęli na określoną pozycję, gdzie zrzucili beczki do wody.
– Co w nich było?
– Łatwiej byłoby zapytać, czego tam nie było!
– Ma pan jakieś informacje o tym, czy ktoś odnalazł ten skarb?
– Jak pan wie, przebywam z dala od moich ukochanych Niemiec3 i jestem skazany na banicję informacyjną. Ale wiadomości do mnie docierają, choć z opóźnieniem, często nawet kilkutygodniowym.
– Wracając do pytania… Ktoś już odnalazł skarb zatopiony w jeziorze Toplitz?
– Prób było kilka. Pierwsza z nich miała miejsce niedługo po zakończeniu wojny, w 1945 roku. Wówczas Amerykanie trochę sobie popływali po Toplitz… I jak pan myśli, co znaleźli?
Zaczęliśmy powoli wprowadzać te podróbki do obiegu, płacąc nimi chociażby naszym szpiegom w Anglii… Banknot pięciofuntowy podrobiony na rozkaz SS przez więźniów przetrzymywanych w obozie koncentracyjnym Sachsenhausen
– Figę z makiem?!
– Otóż to! Bez odpowiedniej wiedzy o tym, gdzie dokładnie został ukryty skarb, można się co najwyżej pluskać w jeziorze Toplitz. Co prawda, ten zbiornik nie jest duży, ma raptem prawie 2 km długości i 400 m szerokości. Jednak nawet tak małe jezioro jest trudne do spenetrowania, jeśli nie da się odpowiednich wskazówek.
– Skoro Amerykanie o tym wiedzieli, to zgaduję, że poszukiwaczy skarbów w tym regionie nie brakowało.
– Otóż to! Kilkanaście lat później tygodnik „Stern” postanowił odnaleźć nasz skarb. Myśleli, że jak wynajmą najlepszych płetwonurków, to dokonają cudu i wszystko odnajdą. Tak się jednak nie stało. Co prawda, wyłowili 20 skrzyń, w których ukryto sto milionów… fałszywych funtów brytyjskich – inni twierdzą, że kilka razy więcej – ale to i tak nic w porównaniu z tym, co tam schowaliśmy.
– Zaraz, zaraz. Sto milionów funtów brytyjskich to kupa pieniędzy. Po co wam było tyle fałszywek?
– Plan był prosty. Chcieliśmy je podrzucić Anglikom, by zdewastować ich gospodarkę. Ale to akurat się nie udało. A szkoda.
– Dlaczego wzięliście na cel Brytyjczyków?
– Wydawali się najmniej odpornym na ciosy przeciwnikiem Rzeszy. Chcieliśmy ich rzucić na kolana, a potem skupić się na wojnie na Wschodzie.
– Zapytam nieśmiało: skąd mieliście tyle podrobionych pieniędzy?
– Jak to skąd? Sami je wyprodukowaliśmy, a dokładniej mówiąc, zrobili to więźniowie obozu koncentracyjnego Sachsenhausen. To była operacja Bernhard. Pan o niej nie słyszał?
– Nie bardzo. Czym była ta operacja Be…? Jak ona się nazywała?
– Bernhard!
– O, to, to!
– Polegała na wyprodukowaniu sfałszowanych banknotów o nominałach: 5, 10, 20 i 50 funtów, i wprowadzeniu ich do obiegu. Plan wymyślił SS-Sturmbannführer Bernhard Krüger, dlatego operacja została nazwana na jego cześć. Zrekrutował zespół liczący ponad sto osób. Wśród nich byli: drukarze, grawerzy, spece od zdjęć, plastycy. Sporo profesji. Później trzeba było jeszcze rozpracować te wszystkie znaki wodne, zorganizować odpowiedni papier i rozkodować schemat numerowania banknotów, tak by zrobić idealne fałszywki. Później, kiedy wszystko udało się uruchomić, zaczęliśmy powoli wprowadzać te podróbki do obiegu, płacąc nimi chociażby naszym szpiegom w Anglii.
– A co z resztą podróbek? Dlaczego nie udało się wam wprowadzić ich do obiegu? Zabrakło czasu?
– Chcieliśmy załadować paczki z pieniędzmi na samoloty i zrzucić je nad Wielką Brytanią. Z pomocą szczęśliwych znalazców weszłyby do obiegu i wywołały wielkie zamieszanie na rynku. Niestety dla nas, a stety dla Anglików – nie zdążyliśmy. Zanim wyprodukowaliśmy wystarczająco dużo banknotów, by wcielić plan w życie, wojna przybrała bardzo niekorzystny obrót dla Rzeszy i miałem na głowie ważniejsze sprawy.
– Rozumiem, że pańscy podwładni ukryli te banknoty w jeziorze Toplitz. Co w takim razie