mielonej kawy.
Zalała ją wrzątkiem.
– O kurczę! – jęknęła siostra zaginionej, kiedy przypadkowo rozlała wodę poza kubek.
Wąska strużka spłynęła na lśniące kafle przy chromowanej lodówce.
Basia chwyciła papierowy ręcznik i wytarła blat, a następnie kucnęła, żeby przetrzeć podłogę.
Zapach kawy rozszedł się po kuchni.
Dziewczyna trzęsącymi się dłońmi postawiła parujący kubek przed nią.
– Mleko? – spytała Basia.
– Nie, dziękuję – uśmiechnęła się Wolska. – Usiądź, proszę.
Dziewczynka spełniła jej prośbę.
– Powie mi pani wreszcie? – spytała, ściskając mocno palce, aż pobielały jej kłykcie.
Wolska zerknęła na pomarszczoną skórę swoich dłoni i na stary zegarek z pożółkłym cyferblatem. Od chwili wyjścia matki zaginionej dziewczyny, którą obserwowała, parkując opodal, minęło dwadzieścia minut. Policjantka pomyślała, że ma jeszcze co najmniej pół godziny, ale nie powinna już dłużej zwlekać.
– Najpierw chciałabym, żebyś opowiedziała mi o tajemnicy, którą w sobie nosisz. – Wolska podniosła wzrok na Basię.
Ta odwróciła lekko głowę i potarła płatek ucha.
– Słucham? – spytała niepewnie.
– Twojej siostry nie ma od dwóch miesięcy. Zniknęła, zabierając ze sobą sekret. Wiem, że byłyście blisko ze sobą, że Joanna zwierzała się tobie ze swoich sekretów, a ty jej. Byłyście wspaniałymi siostrami, prawda? – Wolska się upewniła.
Dziewczynka pokiwała głową.
– W takim razie czego nam nie powiedziałaś?
Basia uniosła brodę, a jej oczy natychmiast napełniły się łzami.
– Jeśli wiesz coś, co mogłoby mieć wpływ na przebieg śledztwa i odnalezienie twojej siostry, powinnaś nam o tym powiedzieć.
– Czy ona żyje? – wypaliła Basia na skraju rozpaczy.
Wolska zamieszała kawę, żeby fusy opadły na dno. Niespiesznie sięgnęła po kubek. Napar był mocny i gorzki.
Pytanie było proste, a policjantka zwlekała z odpowiedzią.
Prawda czy fałsz? Co w tej sytuacji byłoby cenniejsze dla trzynastolatki? Czy miała prawo łudzić ją nadzieją, podczas gdy sama Wolska była przekonana, że Joanna Metz nie żyje równo od dwóch miesięcy, a cała policyjna robota skupia się na odnalezieniu jej ciała? Mieli nawet podejrzanego, byłego chłopaka Joanny, studenta, z którym rozstała się tuż po zakończeniu roku szkolnego. Ale on na czas zaginięcia licealistki miał alibi.
– Chciałabym, żeby tak było. – Wolska odstawiła kubek.
Basia spuściła głowę, a jej ciałem wstrząsnął szloch. Jasne włosy przykryły szczupłą twarz, wątłe ciało wpadło w drżenie.
– Czyli ona… nie żyje, tak? – Dziewczynę dławił płacz.
Wolska nie odpowiedziała.
– Joanna miała jakiś sekret, prawda? – Policjantka wróciła do poprzedniego wątku.
Cios, unik i jeszcze raz ten sam cios. Taktyka, która sprawdzała się najlepiej.
Basia nieznacznie pokiwała głową.
– To bardzo ważne – dodała Wolska.
– Odnajdzie ją pani? Żywą?
– Nie wiem. Bardzo bym pragnęła, ale dobrze wiesz, że nie mogę ci tego obiecać. Nie chciałabyś, żebym cię okłamywała, prawda? Ale jeśli coś złego stało się Joannie, to obiecuję ci, że odnajdę tego, kto ją skrzywdził.
„Nigdy niczego nie obiecuj. A już szczególnie rodzinie zaginionych” – przypomniała sobie słowa swojego nieżyjącego już szefa i gorycz wypełniła jej usta.
Dziewczyna potrząsnęła głową, a chwilę później Wolska spojrzała wreszcie w jej zaczerwienioną od płaczu twarz. Strugi łez spływały po policzkach.
– Asia… – zaczęła dziewczyna i pociągnęła nosem.
Wolska czekała na to, co usłyszy.
Cisza w kuchni stężała.
– Ona była z Piotrkiem w ciąży.
Piotr Waligórski, student drugiego roku psychologii na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu i chłopak licealistki Joanny Metz, był pierwszym podejrzanym, którym od razu zainteresowała się Wolska.
Od kilku ładnych lat uprawiał kulturystykę, a mięśnie napinał do selfie, które umieszczał na swoim instagramowym profilu. Nie wyglądał na Schwarzeneggera, jego sylwetka przypomniała Wolskiej raczej Bruce’a Lee. Może nie miał tak drobnej postury jak mistrz kung-fu, ale chodziło o to, że Waligórski nie starał się o przesadną masę i nie wyglądał jak nafaszerowany testosteronem paker z krostami na plecach. Wszystkie mięśnie miał elegancko wyrzeźbione i proporcjonalne, w typie fit. Być może dlatego w serwisach społecznościowych podziwiało go tyle kobiet i mężczyzn.
Wolska przesłuchała go w charakterze świadka. Zeznał, że rozstał się z Joanną Metz krótko przed wakacjami.
– Kto zerwał? Ona czy pan?
– Ja – odparł wówczas Waligórski, drapiąc się po gładko ogolonej brodzie.
Jasne włosy opadały mu do ramion, boki głowy miał modnie wystrzyżone. Co chwilę zakładał za ucho uwalniający się kosmyk.
– Dlaczego?
Wydął wargi.
– W kwietniu poznałem Kingę. To koleżanka z roku. Początkowo nic nie wskazywało na to, że się w sobie zakochamy.
– Joanna ją poznała?
– Tak. Byliśmy wszyscy razem na kilku studenckich imprezach, jeszcze kiedy byłem z Aśką.
Wolska zanotowała wówczas, żeby złożyć wizytę Kindze. Zrobiła to, ale okazało się, że w czasie gdy zaginęła Joanna, dziewczyna była z rodzicami na wakacjach w Turcji.
– Jakie stosunki je łączyły?
– Na początku normalne, koleżeńskie. Dopiero potem, kiedy powiedziałem Aśce, że to koniec, dostała szału. Wściekła się na mnie.
Wolska patrzyła mu tak długo w oczy, aż w końcu skapitulował i spuścił wzrok.
– Kiedy widział ją pan po raz ostatni? – spytała, obszukując kieszenie spodni.
W stresie głód nikotynowy wydawał się nie do okiełznania. Czuła, jak pocą się jej dłonie i jak w brzuchu tworzy się wielki wir głodu.
– Na początku lipca spotkałem ją na starówce.
– Był pan z Kingą?
– Nie, sam.
– A ona?
– Szła z siostrą. Skręciły w Szewską, kiedy tylko mnie spostrzegły. Chyba Basia zobaczyła mnie pierwsza.
Wolska odnotowała to.
– A co pan robił w piątek trzynastego lipca? – spytała.
– Wczoraj? Mówiłem już. Siedziałem w domu z ojcem. Naprawiałem samochód. – Waligórski podrapał się po przedramieniu, zostawiając na nim chwilowe podłużne zaczerwienienia.
Mężczyzna