Скачать книгу

mowa30, dla ludzi – imię znakomite —

      Co w sobie, to na zawsze dla wszystkich ukryte;

      Lecz teraz, czy z potrzeby, czy w nagłym wzruszeniu,

      W pieszczotach dawał ulgę długiemu cierpieniu;

      I gdy w cichości z synem jakąś sprawę waży,

      Widocznie – uśmiech igrał na poważnej twarzy;

      A w oczach się mignęła szybka, dzika radość,

      Jak kiedy długim chęciom już się staje zadość,

      Jak gdy w trudzącym biegu i myśli ucisku

      Spocznie kto już na chwilę – choćby na mrowisku.

      Spocznie? – oh! może tylko czoło pałające

      Położy, gdzie go żądeł czekają tysiące.

      V

      Do późnej nocy w zamku zgiełk i tętent trwały;

      Do późnej nocy trąby i wiwaty grzmiały:

      Dawny wrócił obyczaj, wspaniała ochota,

      Długie się stoły śklniły31 od srebra i złota;

      I loch pański jak serce zdawał się otwarty —

      A stary węgrzyn32 płodził nie bez duszy żarty;

      I godząc huczne tony z wesołym hałasem,

      Muzyka z swą melodią przebiła się czasem33.

      Do późnej nocy twarze – ostre – malowane —

      Przodków w długim szeregu zebranych na ścianę,

      Zdały się iskrzyć nieraz martwymi oczami

      I śmiać się do pijących, i ruszać wąsami.

      VI

      W ustach mieszka wesołość – w oczach myśl zgadnienia34

      W głębi to, w głębi serca35 robak przewinienia;

      A gdy jaka uciecha razem ludzi zbierze,

      I Pycha, i Pochlebstwo śmieją się – nieszczerze.

      Może tak w dawnym zamku – bo w rznięte podwoje36

      Już Noc zaprowadziła ciemne rządy swoje;

      Już ucichli surmacze37; Sen Szczęście osłania;

      I puszczyk z wieży zaczął grobowe wołania;

      A jeszcze – w bocznym skrzydle obszernej budowy,

      Gdzie dzielny Wojewoda wzrok orli, surowy,

      Pomarszczoną powieką w ustroniu przyciska,

      Jak w jaszczur38 kryją kamień, którym duma błyska —

      Jeszcze stuk chodu słychać – lub ciężkie westchnienia,

      W przerwanym tępotaniu39, wracają sklepienia.

      Nicht tam niezawołany wnijść się nie poważy —

      Tam jego myśl ukryta samotnie się żarzy —

      Tam może brnąć już w rozpacz, w niezwykłej niemocy,

      Depce burzliwym krokiem po ciemnościach nocy,

      Jakby w jej czarnym tchnieniu chciał gdzieś znaleźć rękę

      Krwawej, zgubnej przyjaźni – lub zgasić swą mękę!

      I gdy z gorących oczów40 sen trwożny odlata,

      I gdy mu duszną była wysoka komnata,

      Otworzył wąskie okno – patrzał czas niejaki

      Na swoje liczne hufce, rozwinięte znaki,

      Co się do nakazanej zbierały wyprawy;

      Słuchał budzącej trąby i wojennej wrzawy:

      Prychają rącze konie, brzęczą w ruchu zbroje,

      Szumią skrzydła husarzy, chcą lecieć na boje.

      Dla nich wstające słońce w różowej pościeli

      Blaskiem złotych warkoczy widokres weseli41,

      I wznosząc świetne czoło, najpierwszym spojrzeniem

      W ślniącej stali swe wdzięki postrzega z zdziwieniem;

      Dla nich pachnący wietrzyk, co swój oddech świeży

      Dmucha na włosy dziewic i pióra rycerzy;

      Dla nich gwar małych ptasząt, w żywej słodkiej nucie,

      Co z mokrych rosą dziobków wyrywa uczucie:

      Nie dla niego42 – on nie chciał na widoku zostać —

      W niknących cieniach zamku zanurzył swą postać,

      Jak te straszące mary43, które bojaźń nasza

      Widzi w bezsennej nocy – poranek rozprasza.

      VII

      Dano znak – wrzasły trąby – szczęknęły podkowy —

      Mężnego towarzysza wierny szeregowy44

      Jak cień nie odstępuje; i szybkim obrotem,

      W ciasną gotycką bramę suną się z łoskotem.

      Zagrzmiała długim echem do sklepienia drząca —

      Aż łagodniejszą ziemię45 lżej kopyto trąca;

      I ciszej, ciszej brzęcząc – już słabo – z daleka —

      Głuchy dochodzi odgłos i coraz ucieka.

      Dopiero to na polu – gdzie ogromne koło

      Wytoczyło już słońce – bujają wesoło;

      I pstrym swoim proporcem nim sławy dostąpią46,

      W żywych strumieniach światła jak orły się kąpią:

      Tysiące piór, kamieni, w blask, w farby się stroi;

      Tysiące drobnych tęczy odbija się w zbroi;

      A na ich bystrych oczach siedziało Zwycięstwo,

      A na ich serc opoce kwitły wierność, męstwo,

      A na czele tych szyków wyniosły młodzieniec.

      Lecz któż on? Jakiż chwały czy szczęścia rumieniec

      Lniane chcą cienić włosy? Oh! milszy sto razy

      Niż różowe porankiem natury obrazy,

      I słodszy, i jaśniejszy od chwały połysku

      Ten blask – co w jego serca żywi się ognisku,

      Ten uśmiech – w którym może choć część zachwycenia,

      Z jakim wybrani słyszą Cherubinów pienia47.

      Na