Malczewski Antoni

Maria. Powieść ukraińska


Скачать книгу

raz świetne z krzaków ukazali głowy;

      Jakiś na wzgórku rozkaz młodzieniec dał znakiem —

      I poszli, poszli drogą za żwawym kozakiem,

      Którego lekkie ślady od kopyt bez stali50,

      Wietrzyk z Rosą, jak dzieci, piaskiem przysypali.

      VIII

      I ciche, puste pola – znikli już rycerze,

      A jakby sercu brakli, żal za nimi bierze:

      Włóczy się wzrok w przestrzeni, lecz gdzie tylko zajdzie,

      Ni ruchu nie napotka, ni spocząć nie znajdzie51:

      Na rozciągnięte niwy słońce z kosa świeci

      Czasem kracząc, i wrona i cień jej przeleci,

      Czasem w bliskich burianach52 świerszcz polny zacwierka53,

      I głucho – tylko jakaś w powietrzu rozterka.

      To jakże? Myśl przeszłości w tej całej krainie

      Na żaden pomnik ojców łagodnie nie spłynie;

      Gdzie by tęsknych uniesień złożyć mogła brzemię?

      Nie – chyba lot zwinąwszy, zanurzy się w ziemię:

      Tam znajdzie zbroje dawne, co zardzałe54 leżą,

      I koście55, co nie wiedzieć do kogo należą;

      Tam znajdzie pełne ziarno56 w rodzajnym popiele,

      Lub robactwo rozległe w świeżym jeszcze ciele;

      Ale po polach błądzi nie sparłszy się na nic,

      Jak Rozpacz57 – bez przytułku – bez celu – bez granic.

      IX

      Pod starymi lipami Miecznik dumał stary;

      I dźwigał w zwiędłej głowie utrapień ciężary:

      Chociaż ten czarny żupan58 smutny przy siwiźnie,

      Nosił i jasne barwy, gdy służył ojczyźnie.

      Ojczyźnie! której imię wśrzód boju i rady,

      I spornego wyboru, i hucznej biesiady,

      Czystym gorzało ogniem – a serce, jak w wiośnie

      Ptak do słońca, do niego skakało radośnie!

      Ale czas świetnych uczuć już sciemniał – ej! minął,

      I boli tylko życie, a kwiat jego zginął.

      Dumał – i przeszłe żale, obecne zgryzoty,

      Pokrył kir59 nieprzebity grożącej sromoty60;

      O! póki tchu przynajmniej, tak łatwo i marnie

      Płomień zawziętej pychy gniazda nie ogarnie!

      O! póki czarny żupan żywe członki ciśnie,

      Wyschła ręka w potrzebie starą szablą błyśnie!

      Lecz potem? – dumał Miecznik i wzrok wodził hardy,

      Pełen niechęci – gniewu – a może i wzgardy.

      X

      Przy nim młoda niewiasta – czemuż kiedy młoda,

      Tak zamglonym promieniem świeci jej uroda?

      Ni ją ubiór udatny, ni ją stroją kwiaty;

      Czarne oczy spuszczone i żałobne szaty;

      A w twarzy smutek, czoło co schyla w cichości61,

      Którego całym blaskiem – uśmiech Cierpliwości!

      Lub jeśli kiedy nagle, wpośrzód gęstych cieni,

      Jaka myśl czy pamiątka, jej lica zrumieni,

      To tak mdłym, bladym światłem – jak gdy księżyc w pełni

      Niezwykłym życiem rysy posągu napełni.

      Piękna, szlachetna postać – do Aniołów grona

      Dążyła, ich czystości czarem otoczona;

      Ale trawiący oddech światowych uniesień

      Owiał pąk młodych uczuć i zwarzył jak jesień:

      To jeszcze jest na drodze, gdzie nią wicher miota,

      W ciężkich kajdanach ziemi dla nieba istota;

      Serce nosi uschnięte, a świeci jak zorza.

      Podobna do owoców umarłego morza62,

      Pod których śliczną farbą, wśrzód trudu, mozoły63,

      Podróżny widzi64 nektar, znajduje – popioły.

      Jakaś posępna słodycz w jej każdym ruszeniu;

      Ani łzy, ani żalu w jej mglistym spojrzeniu;

      O! nie – przeszłych już zgryzot nie widać tam wojny,

      Tylko znikłej nadziei grobowiec spokojny,

      Tylko się lampa szczęścia w jej oczach paliła,

      I zgasła, i swym dymem całą twarz zaćmiła.

      XI

      Przy nim młoda niewiasta nad Księgą Żywota65,

      Jak trwożna gołębica, pod jasności wrota

      Wzbijała ducha wiary; i skrzydły drżącemi

      Szukała swego gniazda daleko od ziemi.

      A że nad przepych świata i blasków pozory66

      Widniejsze pióra białe zniżonej Pokory67,

      I drży nić, którą serce do nieba związane:

      To kropla słodkiej rosy upadła w jej ranę.

      I wznosząc w górę oczy, z tym tkliwym wyrazem,

      W którego jednym rzucie wszystkie czucia razem,

      Gdzie Przyszłość do Przeszłości po jasnym promieniu

      Biegnie jak czuła siostra łączyć się w spojrzeniu68

      I wznosząc w górę oczy – doznała – jak lubo,

      Rozbłąkanej69 w swym żalu swego szczęścia zgubą,

      Gdy już z ziemskich i chęci, i strachu ochłódła,

      Tęsknić szlachetnej duszy do swojego źrzódła!

      Jak miło, by nie wadzić w światowym zamęcie,

      Zniknąć – na zawsze zniknąć pod Śmierci objęcie!

      A kto by widział wtedy jej twarz promienistą,

      I smutnego