Malczewski Antoni

Maria. Powieść ukraińska


Скачать книгу

jacyś u wrót skwapliwsi rycerze.

      «Wacław»! – krzyknęła Maria – i prędzej niż strzała,

      Kirem okryta postać do niego leciała.

      XV

      O! jakże szczęście ładnie, jak żywo oświéca

      Młode szlachetne czoła a nadobne lica!

      Jak w pogodnym spojrzeniu jaśniało wspaniale

      Wdzięczne serce młodzieńca w całej swojej chwale!

      I na tle przezroczystym pociechy rozlanej

      Słodkie sny przez nadzieję duszy kołysanej113:

      Mężny – wyniosły – miły – po niszczącej burzy

      Różowy blaskiem tęczy, co mu przyszłość wróży —

      Z jakąż lubą rozkoszą114 w każdej żyły biciu

      Ujął w spragnione ręce swój wdzięk cały w życiu!

      Z jakże pyszną opieką, tkliwe drzące115 łono

      Skrytej cichej pieszczoty utulił obroną116!

      Precz, złocisty luzaku117 – weź tego rumaka —

      By nie spłoszyć miłości pierszchliwego ptaka.

      A ty panie Mieczniku spocznij – moja rada;

      Kręci się łza w twym oku i na wąsy spada,

      To może już i w boju robi ci się ckliwo?

      A Maria? – ah! i Maria czuła się szczęśliwą!

      Szczęściem niewiast118 – dla których słodkie w życiu chwile

      Są jak pogodne niebo – gdy piorun grzmi w tyle!

      XVI

      «No, panie zięciu!» – Miecznik z mokrymi oczami,

      Błyszcząc radością serca, mówił pod lipami:

      «W tym, widzę, dzikim świecie wiatr pociechę wodzi119;

      A ledwo witać zdążysz – żegnać się przychodzi!

      Tą razą120 nie na długo – mężnie się postawim,

      Ja moich także zbiorę, to się nie zabawim121.

      Dobrze mówią, że twarda powinność rycerza —

      Kiedy mu zwłaszcza Miłość wygląda z pancerza —

      Ależ po krótkim znoju spokojnej swobody

      Użyć bezpieczniej można na wesołe gody,

      Skoro dom mój uczciło takie lube goście122;

      I w kielich się uderzy – i nie będziem w poście.

      Maria niech się tymczasem w krzątaniu nie leni:

      Suto stoły zastawić – nie szczędzić korzeni123

      Pieprze, bobki, imbiry, cykaty, szafrany;

      Bo to ten piękny rycerz w bakaliach chowany.

      O winie ja pomyślę – i gdy w onym stawie

      Słońce już błogi żywot zatopi jaskrawie,

      Jeśli mnie nie zawiodą moje przedsięwzięcia,

      Tatar rosę pić będzie – ja za zdrowie zięcia!

      Co teraz, to was żegnam; po ciężkim frasunku

      Milsza jeszcze pomyślność – na cnoty kierunku.

      Ja ludziom oręż rozdam, siebie też przysłonię,

      Ale jak w trąby wrzasną – to zaraz na konie».

      XVII

      Poszedł. – Na świetnym, zimnym rycerza ramieniu124

      Sparta śliczna twarz blada w piór łagodnym cieniu;

      Czarne warkocze dźwięczą, bo w łusce pierś harda;

      Giętką kibić nie ciśnie125, choć ściska dłoń twarda;

      Stalowa odzież – w świecie i Przyjaźń złośliwa,

      Wdzięczne serce – to Miłość na zbroi spoczywa.

      O! jak z spłonionych liców126, czułym chciwym okiem

      Patrzał w tę piękną postać pod smutku obłokiem!

      Jakby powaby liczył? i znowu nie wierzy,

      Czy mu czas w jego skarbie nie zrobił kradzieży.

      Nie, ten uroczny połysk, co jej oczy krasi,

      Nie znikomy – bo z duszy – chyba go Śmierć zgasi.

      Lecz gdy kir rycerz dostrzegł i posępną radość,

      Co przy żałobnej szacie aż ćmi przez swą bladość,

      I słodki w górę uśmiech127 – boleści wdzięk cały,

      I na tle czystym – plamy – co łzy wymaczały;

      Szczęście się jego prędko owlokło jej chmurą:

      To słabszy, wietszy, bielszy128 – niż u czapki pióro.

      «Gdym w stepowej129 i w dzikszej umysłu pustyni

      Lubił błądzić, aż pomrok przedmioty zasini;

      Nigdy mi żadna gwiazda nie błyszczała w ślady:

      A koń bił się130 do domu przez wicher i grady.

      Tyś dla mnie zeszła Mario! i w brzasku mych myśli

      Świetną drogę twe światło ku niebiosom kryśli;

      O! szczęśliw – pyszny – wdzięczny – że w zaletnym gronie131

      Czułość na mnie z ufnością śliczne sparła dłonie!

      O! błogi, że w twym sercu, przez mokre zrzenice132,

      Życia – czucia – Aniołów – czytał tajemnice133!

      Lecz czemuż ta mgła smutku, której ciężkim tchnieniem

      Ja oddychał – i ciebie okryła swym cieniem?

      Czemuż we mnie tarń134 życia kolcami nie wrośnie,

      Tobie mdłym pachnąć kwiatem135 w krótkiej swojej wiośnie?

      I mnie wydarli wszystko – i więcej niż tobie136

      Ty do nieba należysz, ja się błąkał w grobie;

      A czarnym pędzon widmem, gdym jasność