Мольер (Жан-Батист Поклен)

Szkoła żon


Скачать книгу

po to, powtarzam raz jeszcze, aby pomścić publiczność za nazbyt subtelne wydziwiania pewnych osób, gdyż co do mnie, uważam, że dosyć jestem pomszczony samym powodzeniem komedii. Godzę się, aby wszystkie sztuki, które w przyszłości napiszę, spotkały się w tych sferach z tymi samymi zarzutami, byleby i reszta powiodła mi się tak samo.

      OSOBY:

      ARNOLF, inaczej pan Rosochacki9.

      ANUSIA, naiwna młoda dziewczyna wychowana przez Arnolfa.

      HORACY, zalotnik Anusi.

      GRZELA, wieśniak, sługa Arnolfa.

      AGATKA, wieśniaczka, służąca Arnolfa.

      CHRYZALD, przyjaciel Arnolfa.

      ENRYK, szwagier Chryzalda.

      ORONT, ojciec Horacego i bliski przyjaciel Arnolfa.

      REJENT.

      Rzecz dzieje się na placu w mieście.

      AKT PIERWSZY

      SCENA PIERWSZA

      CHRYZALD, ARNOLF.

      CHRYZALD

      Mówisz tedy, że pragniesz pojąć ją za żonę?

      ARNOLF

      Tak. Chcę, by jutro wszystko było ukończone.

      CHRYZALD

      Jesteśmy sami tutaj, zatem, bez obawy

      Przed uchem ludzkiem, możem roztrząsać te sprawy;

      Chcesz, abym jak przyjaciel serce ci otworzył?

      Owóż, zamiar twój dla cię wielce mnie zatrwożył,

      I, jakikolwiek obrót chcesz dać rzeczy całej,

      Małżeństwo, to dla ciebie krok kaducznie śmiały.

      ARNOLF

      Pewnie, pewnie. Ty może znajdziesz w swoim domu

      Dość przyczyn, by tych związków nie życzyć nikomu,

      I swoje własne czoło chcesz mieć wiernym świadkiem,

      Że rogi są małżeństwa niechybnym dodatkiem.

      CHRYZALD

      Od losu zrządzeń nikt się pewnie nie ustrzeże,

      I głupstwem mi się zdają starania w tej mierze;

      Lecz, gdy drżę o cię, to dla tej furii zażartej,

      Z jaką ścigały mężów drwinki twe i żarty;

      Wiesz sam, że zły czy dobry, daleki czy bliski,

      Każdy z kolei znosił twych szyderstw pociski;

      Że największą rozkoszą twą, wszędzie i zawsze,

      Jest odsłaniać tajemne ich bóle najkrwawsze

      I…

      ARNOLF

                                           Pewnie. Gdzież bo znajdziesz na świecie krainę,

      Gdzie by mężowie mieli większych dudków minę?

      Czyż nie widzisz ich wkoło tysiączne odmiany,

      A każdy najpotulniej liże własne rany?

      Jeden zbiera majątek, którym żona raczy

      Tych właśnie, co stawiają go w rzędzie rogaczy;

      Drugi, szczęśliwszy nieco, w naiwności świętej,

      Patrzy, jak żonka znosi do domu prezenty

      I żadna go zazdrości troska nie udręcza,

      Bo ona mówi, że je cnotom swym zawdzięcza.

      Ten robi piekło próżne, groźne miny piętrzy;

      Tamten wszystko znieść gotów dla zgody najświętszej,

      I, widząc, jak się gaszek wprowadza do domu,

      Nakłada czapkę i sam zmyka po kryjomu.

      Jedna, w swoich szelmostwach przemądra podwika10,

      Poczciwego mężulka ma za powiernika,

      Ten zaś, słuchając zwierzeń jej niewinnej treści,

      Współczuje jeszcze z gachem, co mu żonę pieści.

      Druga, zbytków swych źródło przed swym mężem mieniąc,

      Mówi, iż gra przynosi jej tak ładny pieniądz;

      A mąż dziękuje Bogu i wiedzieć nie żąda,

      Jak się taka gra zowie, no, i jak wygląda.

      Słowem, gdzie spojrzeć, widzim satyrę gotową:

      Możnaż więc, patrząc na to, nie uśmiać się zdrowo?

      Czyż z naszych dudków…

      CHRYZALD

                                           Owszem; lecz, zwykłą koleją,

      Kto z drugich szydzi, łatwo zeń się w zamian śmieją.

      I ja słyszę, co mówią; wiem, że świat jest gotów

      Swem paplaniem natrząsać się z cudzych kłopotów.

      Jednak, cokolwiek szepcą czujni bliźnich stróże,

      Próżno byś głosu mego chciał słuchać w tym chórze.

      Ja się noszę mniej górnie: i, choć nie mniej żywo

      Ganię uległość mężów nazbyt pobłażliwą,

      Choć wyznaję, że ścierpieć bym nie umiał zgoła,

      Tego, co wielu wcale nie zachmurza czoła,

      Nie pcham się między zasad surowych obrońce11;

      Nieźle jest wiedzieć o tem, że kij ma dwa końce,

      I lepiej nie ogłaszać w tak ostrym sposobie,

      Ani: to zrobię, ani: owego nie zrobię.

      Toteż, gdyby me czoło los, co wszystkiem włada,

      Przystroił na kształt głowy mojego sąsiada,

      Dzięki mojemu wzięciu12, mam pewną nadzieję,

      Że jedynie po cichu ktoś się tam pośmieje;

      A kto wie, może nawet mnie pociecha czeka,

      Że jakaś dobra dusza powie: szkoda człeka.

      Ale z tobą, mój kumie, to rzecz inna; azaż13

      Sam nie widzisz, że karku diabelnie narażasz?

      Ty, który za słabości choć najlżejszy pozór,

      Na każdym tak ostrzyłeś swój zjadliwy ozór,

      Coś się miotał na mężów niby bies kulawy,

      Musisz się ostro trzymać, by nie pokpić sprawy;

      Bo, jeśli choć najmniejszy powód dasz do drwinek,

      Bądź pewny, że wywloką go bodaj na rynek,

      I…

      ARNOLF

                                           Mój