Болеслав Прус

Faraon, tom trzeci


Скачать книгу

wiem… Trzeba będzie znaleźć kogo między egipskimi albo greckimi kupcami… W ostateczności – odwołamy się do kapłanów.

      Wiadomość ta obiegła wszystkie pałace królewskie i przed upływem godziny doleciała do Memfisu. Po całym mieście opowiadano, że Fenicjanie wpadli w niełaskę u faraona, a ku wieczorowi lud już zaczął rozbijać sklepy znienawidzonym cudzoziemcom.

      Kapłani odetchnęli. Herhor złożył nawet wizytę świętemu Mefresowi i rzekł mu:

      – Serce moje czuło, że pan nasz odwróci się od tych pogan pijących krew ludu. Myślę, że należy okazać mu wdzięczność z naszej strony…

      – I może otworzyć drzwi do naszych skarbców?… – spytał szorstko święty Mefres. – Nie śpiesz się, wasza dostojność… Odgadłem już tego młodzika i – biada nam – jeżeli raz pozwolimy mu wziąć górę nad sobą…

      – A gdyby zerwał z Fenicjanami?…

      – To sam na tym zyska, bo im nie spłaci długów – rzekł Mefres.

      – Moim zdaniem – odezwał się po namyśle Herhor – jest to chwila, w której możemy odzyskać łaskę młodego faraona. W gniewie zapalczywy, umie on jednak być wdzięcznym… Doświadczyłem tego…

      – Co wyraz, to błąd!… – przerwał zacięty Mefres. – Bo naprzód książę ten nie jest jeszcze faraonem, gdyż nie koronował się w świątyni… Po wtóre – nigdy nie będzie prawdziwym faraonem, gdyż pogardza arcykapłańskimi święceniami…

      A nareszcie – nie my potrzebujemy jego łaski, ale on łaski bogów, których na każdym kroku znieważa!…

      Zadyszany z gniewu Mefres odpoczął i mówił dalej:

      – Był miesiąc w świątyni Hator, słuchał najwyższej mądrości i wnet potem wdał się z Fenicjanami. Ba!… odwiedzał bożnicę56 Astarty57 i stamtąd wziął kapłankę, co uchybia zasadom wszystkich religii…

      Potem drwił publicznie z mojej pobożności… spiskował z takimi jak sam lekkoduchami i za pomocą Fenicjan wykradał państwowe tajemnice… A gdy wszedł na tron, źle mówię: ledwo wszedł na pierwsze stopnie tronu, już zohydza kapłanów, wichrzy chłopstwo i żołdactwo i odnawia śluby ze swoimi przyjaciółmi Fenicjanami…

      Czy, dostojny Herhorze, zapomniałbyś o tym wszystkim?… A jeżeli pamiętasz, czy nie rozumiesz niebezpieczeństw, jakie grożą nam od tego młokosa?… Wszak on ma pod ręką wiosło nawy państwowej, która posuwa się między wirami i skałą. Kto mi zaręczy, że ten szaleniec, który wczoraj – wezwał do siebie Fenicjan, a dziś – pokłócił się z nimi, nie spełni jutro czegoś, co narazi państwo na zgubę?…

      – A więc… co… – spytał Herhor, bystro patrząc mu w oczy.

      – To, że nie mamy powodu okazywać mu wdzięczności, a naprawdę – słabości. A ponieważ chce gwałtem pieniędzy, nie damy pieniędzy!…

      – A… a potem co?… – pytał Herhor.

      – Potem będzie sobie rządził państwem i powiększał armię bez pieniędzy – odparł rozdrażniony Mefres.

      – A… a jeżeli jego wygłodzona armia zechce zrabować świątynie?… – wciąż pytał Herhor.

      – Cha!… cha!… cha!… – wybuchnął śmiechem Mefres.

      Nagle spoważniał i kłaniając się, rzekł ironicznym tonem:

      – To już należy do waszej dostojności… Człowiek, który przez tyle lat, jak wy, rządził państwem, winien był przygotować się na podobne niebezpieczeństwo.

      – Przypuśćmy – mówił powoli Herhor – przypuśćmy, że ja znalazłbym środki przeciw niebezpieczeństwom, które by groziły państwu. Ale czy wasza dostojność, który jesteś najstarszym arcykapłanem, potrafiłbyś zapobiec zniewadze stanu kapłańskiego i świątyń?…

      Przez chwilę obaj patrzyli sobie w oczy.

      – Pytasz: czybym potrafił? – rzekł Mefres. – Czy potrafię?… Ja nawet nie będę trafiał. Bogowie złożyli w moich rękach piorun, który zniszczy każdego świętokradcę.

      – Psyt!… – szepnął Herhor. – Niechże się tak stanie…

      – Za zgodą czy bez zgody najwyższej rady kapłanów – dodał Mefres. – Kiedy czółno wywraca się, nie czas na rozprawianie z wioślarzami.

      Rozeszli się obaj w posępnym nastroju. Zaś tego samego dnia wieczorem wezwał ich faraon.

      Przyszli o naznaczonej porze, każdy oddzielnie. Złożyli głęboki ukłon panu i – każdy stanął w innym kącie, nie patrząc na drugiego.

      „Czyby się poróżnili ze sobą?… – pomyślał Ramzes. – Nic to nie szkodzi…”

      W chwilę później wszedł święty Sem i prorok Pentuer. Wtedy Ramzes usiadł na wzniesieniu, wskazał czterem kapłanom niskie taborety naprzeciw siebie i rzekł:

      – Święci ojcowie! Nie wzywałem was do tej pory na radę, ponieważ wszystkie moje rozkazy odnosiły się wyłącznie do spraw wojskowych…

      – Miałeś prawo, wasza świątobliwość – wtrącił Herhor.

      – Zrobiłem też, com mógł, w czasie tak niedługim, ażeby wzmocnić obronne siły państwa. Utworzyłem dwie nowe szkoły oficerskie i wskrzesiłem pięć zwiniętych pułków…

      – Miałeś prawo, panie – odezwał się Mefres.

      – O innych wojskowych ulepszeniach nie mówię, gdyż was, ludzi świętych, rzeczy te nie obchodzą…

      – Masz słuszność, panie – rzekli razem Mefres i Herhor.

      – Ale jest inna sprawa – mówił faraon, zadowolony potakiwaniem dwu dostojników, od których spodziewał się opozycji. – Zbliża się dzień pogrzebu boskiego ojca mego, lecz skarb nie posiada dostatecznych funduszów…

      Mefres podniósł się z taboretu.

      – Ozyrys-Mer-amen-Ramzes – rzekł – był sprawiedliwym panem, który ludowi swemu zapewnił wieloletni spokój, a bogom chwałę. Pozwól więc, wasza świątobliwość, aby pogrzeb tego pobożnego faraona odbył się na koszt świątyń.

      Ramzes XIII zdziwił się i wzruszył hołdem oddanym jego ojcu. Przez chwilę milczał, jakby nie mogąc znaleźć odpowiedzi, wreszcie odparł:

      – Bardzo jestem wam wdzięczny za cześć okazaną równemu bogom ojcu memu. Zezwalam na taki pogrzeb i jeszcze raz – bardzo wam dziękuję…

      Przerwał, wsparł głowę na ręku i rozmyślał, jakby ze sobą samym staczając walkę. Nagle podniósł głowę: twarz jego była ożywiona, oczy błyszczały.

      – Jestem wzruszony – rzekł – dowodem waszej życzliwości, święci ojcowie. Jeżeli tak drogą jest wam pamięć mego ojca, więc chyba nie możecie być niechętni dla mnie…

      – Czy wasza świątobliwość wątpi o tym?… – wtrącił arcykapłan Sem.

      – Mówisz prawdę – ciągnął faraon – niesłusznie was posądzałem o uprzedzenie do mnie… Ale chcę to naprawić, więc będę z wami szczerym…

      – Niech bogowie błogosławią waszą świątobliwość!… – rzekł Herhor.

      – Będę szczerym. Boski ojciec mój, skutkiem wieku, choroby, a może i zajęć kapłańskich, nie mógł tyle sił i czasu poświęcać sprawom państwa, ile ja mogę. Ja jestem młody, zdrów, wolny, więc chcę i będę rządził sam. Jak wódz musi prowadzić swoją armię