Juliusz Słowacki

Kordian


Скачать книгу

lepiej, kiedy jest król? czy kiedy go nie ma?…

      SZATAN

      Precz z tym sfinksem, co prawi zagadki!

      Sam jej diabeł rozwiązać nie umie;

      Niech w szkolarzów zasiewa ją tłumie,

      Oplątaną w dziejowe wypadki;

      Niech z ministerialnej ławy,

      Nad rozlewem żyźniącym krwi Nilu,

      Ze złamanych kolumien podstawy

      Gada hieroglifem stylu.

      ASTAROTH

      Panie! Patrz, tam z kotła pary

      Znów się jakiś twór wylęga.

      Twarz ma okropnej poczwary,

      Przez pierś jeneralska wstęga.

      SZATAN

      Witajcie go! oto twór

      Niszczyciel, jakby horda Nogajca.

      On w stolicy owłada dział mur,

      On z krwi na wierżch29 wypłynie – to zdrajca!

      A gdy zabrzmi nad miastem dział huk,

      On rycerzy ginących porzuci;

      Z arki kraju wyleci jak kruk30,

      Strząśnie skrzydła, do arki nie wróci…

      Kraj przedany on wyda pod miecz.

      GŁOS W POWIETRZU

      W imię Boga! precz stąd! precz!…

      Wszystko znika

      CHÓR ANIOŁÓW

      Ziemia – to plama

      Na nieskończoności błękicie;

      Ciemna gwiazda w słonecznych gwiazd świcie,

      Grób odwieczny potomków Adama.

      ARCHANIOŁ

      Onego czasu jedna z gwiazd wiecznego gmachu

      Obłąkała się w drodze, jam ją zgonił lotem,

      Czułem w dłoni jej serce bijące z przestrachu,

      Jak serce ptaka ludzkim dotkniętego grotem;

      I drzącą31 położyłem przed tronem Jehowy.

      A Bóg rzekł do mnie świato-tworzącymi słowy:

      «Krew ludzka skrzydła twoje rumieni».

      Padłem twarzą na boskie podnóże,

      Na proch gwiazd, na kobierce z promieni…

      «Boże! Boże! Boże!

      Skrzydeł pióry otarłem o ziemię,

      Krwawa była – widziałem! widziałem!

      Za grzechy ojców w groby kładące się plemię,

      Lud konał… gwiazda gasła… za gwiazdą leciałem —

      Lud skonał…

      Czas, byś go podniósł, Boże, lub gromem dokonał.

      A jeśli Twoja dłoń ich nie ocali,

      Spraw, by krwi więcej niżli łez wylali…

      Zmiłuj się nad nimi, Panie!»

      A Bóg rzekł: «Wola moja się stanie…»

      CHÓR ANIOŁÓW

      Ziemia – to plama

      Na nieskończoności błękicie,

      A Bóg ją zetrze palcem lub wleje w nią życie

      Jak w posąg gliniany Adama.

      PROLOG

      PIERWSZA OSOBA PROLOGU

      Boże! zeszlij na lud twój, wyniszczony bojem,

      Sen cichy, sen przespany, z pociech jasnym zdrojem;

      Niechaj widmo rozpaczy we śnie go nie dręczy.

      Rozwieś nad nim kotarę z rąbka niebios tęczy,

      Niech się we łzach nie budzi przed dniem zmartwychwstania;

      A mnie daj łzy ogromne i męki niespania,

      Po mękach wręcz mi trąbę sądnego anioła;

      A kogo przed tron Boga ta trąba zawoła,

      Niechaj stanie przed Tobą. Daj mi siłę, Boże,

      A komu palec przekleństw na czoło położę,

      Niech nosi znak na czole… Pozwól, Panie, tuszyć32,

      Że słowem zdołam cielce złote giąć i kruszyć…

      Z brązu wzniosę posągi, gdzie pokruszę gipsy.

      A kto ja jestem? – Jestem duch Apokalipsy —

      Obróćcie ku mnie oczu zamglonych i twarzy…

      Oto stoję wśród siedmiu złocistych lichtarzy

      Podobny do człowieka… szata w długość szczodra

      Spływa do stóp; pas złoty przewiązał mi biodra,

      Głowę kryje włos biały, jak śniegi, jak wełna;

      Z oczu skra leci ogniów dyjamentu pełna,

      Nogi mam jak miedź świeżym ogniskiem czerwona,

      Głos huczy jako woda wezbraniem szalona,

      W ręku siedem gwiazd niosę, a z ust mi wytryska

      Miecz ostry obosieczny, a twarz moja błyska

      Jak słońce w całej mocy wyświecone kołem.

      A gdy przede mną na twarz upadniecie czołem,

      Powiem wam: «Jestem pierwszy… i ostatnim będę…»

      DRUGA OSOBA PROLOGU

      Ja wam zapał poety na nici rozprzędę,

      Wy śmiejcie się z zapału mego towarzysza…

      Kto on? – do tureckiego podobny derwisza;

      Owe siedem lichtarzy, jest to siedem grodów,

      Stoi wśród siedmiu złotem nalanych narodów,

      Wygnaniec. – A włos czarny w siwość mu zamienia

      Nie wiek, ale zgryzota… W oczach blask natchnienia,

      W ręku gwiazdy… to myśli, z których jasność dniowa;

      Miecz w ustach obosieczny, jest to sztylet słowa,

      Którym zabija ludzi głupich… albo wrogów.

      TRZECIA OSOBA PROLOGU

      Zwaśnionych obu spędzam ze scenicznych progów.

      Dajcie mi proch zamknięty w narodowej urnie,

      Z prochu lud wskrzeszę, stawiam na mogił koturnie

      I mam aktorów wyższych o całe mogiły.

      Z przebudzonych rycerzy zerwę całun zgniły,

      Wszystkich obwieję nieba polskiego błękitem,

      Wszystkich oświecę