szarości kamiennych płyt i dużej ilości kojącej zieleni. Solidne, geometryczne wstawki ze stali dodawały wrażenia pewności i solidności, jak gdyby mówiąc: tutaj jest bezpiecznie, cicho i spokojnie. Nam możesz zaufać, nas nic i nikt nie ruszy.
Rozsiadłem się w miękkim, głębokim fotelu z szerokim oparciem. Niklaus machnął ręką, spod sufitu spłynął ku mnie stolik z paroma karafkami oraz zestawem kryształowych szklanek i kieliszków.
– Proszę się częstować, może pan wywołać również kawę i herbatę... Coś nie tak? – zaniepokoił się.
Pokręciłem głową, nie mogąc oderwać wzroku od latającego stolika.
– Nie, nie. Mogę?
– Tak, proszę, to wszystko dla pana.
Nalałem sobie i wychyliłem duszkiem szklankę wody, potem otworzyłem buteleczkę coli, na koniec skusiłem się na wino. On w tym czasie przywołał trzy holoekrany – również lewitujące nad stołem! – i kiedy odstawiłem kieliszek, pokazał na nie po kolei.
– To nasze opcje: srebrna, złota i platynowa. Ja osobiście zawsze polecam pakiet VIP, niosący ze sobą szereg korzyści dodatkowych, takich jak bezpłatne ubezpieczenie zdrowotne oraz korzystny system punktów payback.
– Myślę, że zacznę od srebra. Jest możliwość rozszerzenia potem?
Aha, tak jakbym miał zamiar to zrobić. Ale coś trzeba było powiedzieć, żeby nie wyjść na biedaka.
– Oczywiście, panie Aleksandrze. Pozwoli pan zatem, że przedstawię mu korzyści, jakie oferujemy naszym najnowszym klientom...
Starałem się nadążyć za wykresami kursów wymiany, przewalutowaniami, opłatami, korzyściami, kartami i stawkami oprocentowania. No tak, było dokładnie tak, jak się spodziewałem: pieniądze po prostu tu leżały, nawet nie udając, że na siebie zarabiają... Ale były bezpieczne i, o ile zrozumiałem, dostępne dwadzieścia cztery na siedem od ręki w dowolnym punkcie globu.
O, nawet miałem tutaj łącze, więc zegarek się odpalił. No tak, jeśli mam im oddać pieniądze, to muszę móc do nich sięgnąć, nie? Do poczty się nie podepnę, ale chociaż godzinę mogłem sprawdzić. To już korzyść... I pić dali.
– Do każdego nowo założonego konta dodajemy teraz prezent. Stylowy komunikator osobisty najnowszego modelu – uśmiechnął się Niklaus, wyciągając spod biurka satynowe pudełko.
O rany.
To było właśnie to.
To było to, co widywałem na reklamach i czasami u kogoś na ręku.
Właśnie to. I chcieli mi to po prostu dać.
Sięgnąłem, starając się nie pokazać, jak bardzo jestem poruszony. Jezu, Jezu, Jezuuu, to było to! I to naprawdę najnowszy, dwunasty model, który miał premierę raptem tego lata. Pewnie, w uboższej wersji slim, a nie pro, ale mimo wszystko...
– Jak długo zajmą procedury? Rozumie pan, mam jeszcze dziś parę spraw do załatwienia. – Nonszalancko odłożyłem i odsunąłem pudełko, żeby sobie nie pomyślał przypadkiem, że mnie kupił.
– Och, dosłownie chwilę. Kwadrans?
Rozparłem się w fotelu, kiwnąłem wielkodusznie głową.
– Tyle mam, niech będzie.
– Dobrze, zatem mam już pańskie dane... Będę potrzebował jeszcze personaliów polecającego.
Zastanowiłem się. To było coś nietypowego, tego się nie spodziewałem... Co to za żydomasoneria, że trzeba, żeby cię ktoś do loży wprowadzał?!
– Na przykład...? – zapytałem ostrożnie.
– Inny klient naszego banku, który poręczy za pana wiarygodność. Najlepiej ktoś z długim stażem i odpowiednim saldem.
Uśmiechnąłem się tak, że moją miną można by słodzić herbatę w przedszkolu.
– Wadim Władimirowicz Daniłow.
Do hotelu, w którym miałem odebrać córkę Daniłowa, dotarłem akurat na czas.
Po drodze zdążyłem obejrzeć mój nowy zegarek ze wszystkich stron, nacieszyć się opcjami, znaleźć kilka fajnych funkcji... Postanowiłem sobie, że uruchomię go, sparuję ze starym i przerzucę wszystko w samolocie.
Przerzuciłem na konto – moje konto! – w UBS dosłownie wszystko, co do tej pory miałem skitrane w naszym rodzimym AlfaBanku, zostawiając sobie tylko ten rachunek, z którego bezpośrednio płaciłem i na który dostawałem wpłaty. Częściej to drugie niż pierwsze, no ale trudno, to się niedługo powinno zmienić.
Ech, i znów mi się smutno zrobiło na myśl o wpadce z Olgą, tym razem w kontekście płacenia. Głupio, no ale tak mi się pomyślało. Nie chodziło nawet o tę kasę, niemałą kasę za ten apartament – a wyłącznie o to, że wobec dziewczyny zrobiłem z mordy cholewę.
I teraz ja tu robiłem za opiekunkę, a ona tam leżała w tym wielkim łóżku sama.
Miałem w każdym razie taką nadzieję.
Wszedłem do lobby, stojący przy recepcji ochroniarze od razu się spięli. No tak, nie wyglądałem przecież na kogoś, kto mógłby pozwolić sobie na wynajęcie tu pokoju. Więcej – nie byłem kimś, kto mógłby sobie na to pozwolić.
Przycupnąłem w najciemniejszym kącie, pomiędzy kamienną podstawą kolumny a sporym kwiatkiem w doniczce, żeby nie rzucać się nadmiernie w oczy, i... i tak siedziałem.
Nie miałem sieci, żeby sprawdzić powiadomienia. Nie miałem zasięgu, żeby do kogoś zadzwonić. Podobno inteligentni ludzie się nie nudzą, bo zawsze mogą prowadzić dialog wewnętrzny. A ja byłem skazany wyłącznie na swoje towarzystwo, czyli na nudę.
Posiedziałem, pogapiłem się na bardzo bogatych ludzi i skaczących wokół nich kelnerów. Ze dwa razy przylazł android i pytał o coś, ale nie rozumiałem ani słowa, więc ignorowałem go tak długo, aż sobie poszedł.
Było tutaj imponująco. Ściany wyłożone interaktywną płytką, stopniowo zmieniającą kolor i fakturę, odbijały światło potężnych kandelabrów zwieszających się spod sufitu aż niemalże do podłogi. Pięknie wykończone i zarazem bardzo proste w formie meble utrzymano w odcieniach głębokiego fioletu; z kolei jaskrawozielone dywany odznaczały się geometrycznymi figurami na tle podłogi z szarego kamienia wulkanicznego, zapewne ściągniętego z któregoś wymierającego atolu Oceanii.
Bogato tutaj było. Niemalże widziałem przebijające spod wszystkiego pieniądze, jakie musiało to kosztować. Trudne do wyobrażenia, niemalże nie do objęcia umysłem sumy. Mając taką kasę, można by zbudować wszystko...
Myśli zaczęły nieco odpływać, powoli morzył mnie sen.
Najchętniej tobym zrobił kilka pompek, ale nie wypadało, więc wywołałem z zegarka – jeszcze starego – zdjęcie córki Daniłowa. Patrzyła na mnie uśmiechnięta, radosna dziewczyna. Czternasto-, piętnastoletnia może? Podobna do ojca jak dwie krople wody.
Rozejrzałem się po lobby, próbując ją wypatrzyć. O, znów szedł do mnie ten durny robot.
Poczekałem, aż podejdzie blisko, po czym przesiadłem się na miejsce obok. Android wyprostował się, obszedł stolik dokoła, znów nachylił – ja przesiadłem się z powrotem. Zrobiłem tak jeszcze raz, potem znudziło mi się, pozwoliłem mu po raz kolejny wydziamgać te same komunikaty.
– Nie rozumiem cię, konserwo. – Rozłożyłem ręce. – Nicht verstehen! Adolf kaput?
– Edda