Władysław Stanisław Reymont

Z pamiętnika


Скачать книгу

>

      . . . . . . . strasznie lubię stawiać kropki . . . . . . . Nareszcie jestem już narzeczoną! . . . . . . . ale dosyć tej zabawy! To coś okropnego, jak ja lubię kropki. Muszę napisać list do „Kuriera”1 i spytać się, co to znaczy? Oni muszą wiedzieć, bo na wszystko odpowiadają. W przeszłym roku Ma2 się zapytywała o cudowne miejsca: wymienili wszystkie na całym świecie; a potem Pa zapytywał, czy my jesteśmy szlachtą i jakiego herbu? Zaraz odpowiedzieli i wymienili z dziesięć herbów! Pa chodził potem do specjalisty radzić się, jaki wybrać na bilety wizytowe!…

      Naprawdę mam narzeczonego, i to już najzupełniej urzędownie3, bo z Ma i Pa, z ciotkami i wujaszkami, z tortem, z piramidą i błogosławieństwem, i brylantowym pierścionkiem na palcu…

      A od cioci Hortensji dostałam brylantowe kolczyki, zaraz się w nie ubrałam i siadłam wprost4 lustra, a trochę z boku lampy, tak się cudownie skrzyły, że pan Henryk chciał mnie w ucho po…

      To on właśnie jest moim narzeczonym.

      Pa nie chciał się zgodzić, bo pan Henryk jeszcze nie skończył uniwersytetu.

      Także powód!

      Kto może być już na piątym kursie medycyny, ten chyba i mężem być potrafi!…

      Feministką nie jestem i starą panną zostać nie myślę – powiedziałam to Pa wyraźnie.

      A on mówi, że mam jeszcze czas… pewnie, ale także mam już dosyć tych tańcujących herbatek z uczniakami z szóstej klasy!

      Chciałabym już bywać na prawdziwych balach i tańczyć z prawdziwymi mężczyznami!

      A nawet mi już wstyd, że rok, jak skończyłam pensję5, i nawet ani razu nie byłam narzeczoną, to coś okropnego!

      A tyle moich koleżanek już wyszło za mąż! A jedna to nawet umarła!…

      Pa nie chciał się zgodzić na pana Henryka!

      Dopiero, jak Ma dowiedziała się, że pan Henryk ma trzy bogate ciotki, to Pa trochę zmiękł i powiada:

      – Zobaczymy, psiakość nóżki baranie! Hipoteka, to zwierciadło! A ciotki bez hipoteki, to – nie tędy droga, szanowny panie Henryku!

      Spłakałam się strasznie i tak się modliłam, żeby te ciotki były z hipoteką!…i zaraz nazajutrz Pa sprawdził, że wszystkie trzy mają domy i prócz pana Henryka żadnych sukcesorów!…

      Ma dała z radości na mszę, a ja suknię i zimowy kaftanik córce stróża naszego, jeszcze zupełnie dobre.

      A wieczorem przy kolacji Pa powiada:

      – I student kochać się może, ale tylko porządnemu człowiekowi wolno się żenić, a ten świszczypała jest niezłym materiałem na porządnego człowieka…

      I zaraz się zgodził!

      Straszni materialiści ci mężczyźni – jak mówi Ma.

      Ja tam o majątek nie dbam!

      Nigdy mnie to nie obchodziło! Dobrze jeszcze pamiętam te mądre zdania z wzorów do kaligrafii:

      „Praca uszlachetnia i zbogaca6, a pieniądz gubi” albo to: „Wytrwałością i pracą dobijesz się7 celu”.

      To bardzo mądre… tylko trochę tego nie rozumiem, że praca zbogaca… zdawało mi się, że to pieniądz zbogaca… mniejsza z tym.

      Nic mnie nie obchodzi, czy pan Henryk biedny, czy bogaty, bo ja go i tak k…, a że chciałabym ładnie mieszkać, bywać i jeździć własnym powozem, to chyba zupełnie naturalne, bo mam już dosyć tramwajów i jednokonek8!…

      Ciocia także była przeciwną, tłumaczyła ciągle Ma i Pa, że pan Henryk, to żadna partia!

      Doktór mający trzy ciotki z hipotekami jest złą partią! Obrzydliwe są te wdowy z pretensjami!…

      Oho! mnie oczów9 nie zamydli, dobrze widziałam, jak przewracała do niego białkami… a tak się wciąż pudrowała i perfumowała, że aż Stokrotki uciekały od niej… i… wiem na pewno, że… staniki i suknie ma strasznie watowane.

      Rano to nigdy nikogo nie wpuszcza do swojego pokoju, ale raz… naprawdę nienaumyślnie… zobaczyłam ją, jak się ubierała…

      Jezus! Wyglądała jak pikowany materac!… to coś okropnego!…

      A mizdrzyła się do niego, że aż się słabo robiło!

      Myśmy się tylko śmiali z panem Henrykiem!

      Nie, ja nie obgaduję nikogo, nie lubię plotek, a przy tym to siostra Ma… ale naprawdę to zgroza, żeby w tym wieku… i jeszcze…

      Stokrotek porwał mi pudełko z czekoladkami i uciekł pod kanapę… zbiłam go jak psa, ale czekoladki już na nic.

      Późno wieczorem

      Aż tutaj słychać beczenie Zdzisia… ale dobrze mu tak, żeby nie pan Henryk, to sama jeszcze bym co dołożyła…

      Taki niegodziwy chłopak, że to coś okropnego.

      Pan Henryk wieczorem, bo to dzisiaj sobota, i po kolacji, prosił mnie, abym co zagrała; poszliśmy do saloniku i jak zwykle przymknęłam drzwi od jadalnego, żeby muzyką nie przeszkadzać Pa, bo czytał „Kuriera”… i… ledwieśmy zaczęli szukać nut… a tu spod kanapy ktoś krzyczy:

      – Hala, nie całuj się z panem Henrykiem, bo zaraz powiem mamie.

      To coś okropnego, żeby nawet nut poszukać nie można bez kontroli!

      Dostał porządną frycówkę10 od Pa, ale popsuł nam wieczór, bo pan Henryk był zmieszany, powiedział, że go głowa boli, i poszedł z Pa na piwo…

      Nie, żeby się tak zdetonować zaraz… tego naprawdę nie rozumiem.

      A ta słodziuchna ciotuchna powiada, jak tylko wyszli:

      – Można i tak, ale to rzadko kończy się ślubem.

      To jędza dopiero, co?

      A sama to miała trzech mężów i pięciu narzeczonych, to pewnie się z nimi nie całowała nigdy? Aha, może Zdziś w to uwierzy, ale nie ja.

      Ja wiem, to wszystko mówi przez zazdrość i że nie chciałam iść za jej protegowanego, pana Guzikiewicza!…

      Także partia!

      Podobno jeszcze młody! Wolę nie sprawdzać, ale za to łysy i jak chodzi, to mu się nogi składają w jedenastkę i czasem tak zabawnie wyskakują! A do tego ma fabrykę drutów! No, żeby chociaż szyn!

      Potem toby mnie nazywali druciarką!

      Nie chcę, niechaj sobie uszczęśliwia inną swoimi drutami i nóżkami!

      Ale co kwiatów i cukierków miałam od niego!

      Naprawdę, ale róże to sprowadzał z Nizzy11. Pa mówił, że każdy transport kosztuje kilkanaście rubli!

      A na Boże Narodzenie to mi przysłał brylanty!… jak włoskie orzechy, takie ogromne, a jakie cudne! To coś okropnego – Ma kazała mi je zaraz odesłać z powrotem…

      Tak mi było żal… tak żal, że okropnie się zbeczałam, no bo Ma nie pozwoliła mi się w nie ubrać nawet do teatru…

      Przecieżby ich nie ubyło!

      Przymierzyłam je tylko ukradkiem…

      Szkoda, że…

      Ale ja i tak, chociaż mi nie daje brylantów, kocham pana Henryka!

      Co prawda, to te jego bilety do teatru, kwiatki, nuty, książki, to mi się już porządnie sprzykrzyły.

      11 marca

      Oho, Zdziś znowu płacze! Co ten chłopak wyprawia, to coś okropnego!

      Pan