Władysław Stanisław Reymont

Z pamiętnika


Скачать книгу

się spalę ze wstydu, Ma też się zmieszała okropnie, tylko Pa się śmiał…

      Ja nie wiem, co w tym śmiesznego, nie wiem…

      Później

      Miałyśmy z Ma iść do magazynów12, bo chociaż ślub ma być jesienią dopiero, ale już czas szykować wyprawę13, a Ma mi mówi:

      – Kupimy wyprawę w Wiedniu, nic nie mów o tym nikomu.

      – Pojedziemy do Wiednia?

      – Będziemy tam przejazdem.

      – Przejazdem, dokąd?

      – Do Włoch! Tylko ani słowa nikomu.

      Ubrała się i wyszła.

      Pojedziemy do Włoch! Ja pojadę do Włoch, będę miała wyprawę z Wiednia!

      Nie, to wprost niemożebne14, nie mogę temu uwierzyć. Pa stanowczo się nie zgodzi, chociaż Ma zawsze umie go przekonać…

      Ale do Włoch!…

      Żeby tylko Pa nie chciał kosztów odbić na mojej wyprawie.

      Oho, nie pozwolę się skrzywdzić!

      Ktoś dzwoni i Stokrotki nie szczekają, to pewnie pan Henryk.

      Jak to dobrze, że Ma jeszcze nie przyszła…

      W nocy

      Pan Henryk poszedł trochę wcześniej, bo ma dyżur w szpitalu…

      Tak mówił. Wierzę mu, ale bo to wiadomo, co ci mężczyźni robią poza domem?

      Był już w tym nowym płaszczu z peleryną i z bobrowym kołnierzem.

      Bardzo mu w nim ładnie, bardzo, a tak nie chciał go kupić.

      Ale postawiłam na swoim. Powiedziałam mu ostro, że dopóki będzie chodził w tym studenckim szynelu15, nie pójdę z nim nigdzie…

      Siedzieliśmy w saloniku sami i było nam strasznie dobrze… ogromnie mocny, aż mnie boki bolą i usta tak pieką…

      Grałam mu trochę i rozmawialiśmy, jak się urządzimy.

      Tak mi jakoś dziwnie duszno i gorąco!…

      On chce do salonu ciemne obicia i meble! Także gust! Ciekawam16, gdzie to widział? bo na całym świecie, we wszystkich salonach dają się jasne meble i obicia – o, i od tego nie odstąpię.

      Później to muszę mu powiedzieć… że ta jego broda kłuje, teraz cała twarz mnie pali.

      Straszną ochotę miałam, aby mu powiedzieć, że jedziemy do Włoch.

      Coś mi jest dziwnego… tak bym całowała i ściskała, że to coś okropnego.

      Nie. Pa nie zgodzi się na Włochy, bo trzeba będzie dom na wiosnę odnowić, już komisarz nie daje o to spokoju.

      Tak mi jest smutno, tak bym czegoś płakała… a ten niegodziwy Zdziś wyjadł mi wszystkie czekoladki.

      Włochy i wyprawa z Wiednia, nie, popękają z zazdrości.

      Pójdę do kuchni do Rozalii, bo już nie mogę sama wysiedzieć.

      12 marca

      Taki śnieg, że nic nie widać przez szyby.

      A ja się tak nudzę strasznie, że już wytrzymać nie mogę. Pan Henryk dzisiaj nie przyjdzie, napisał, że musi siedzieć przy chorej ciotce.

      Ciekawam, co ważniejsze, czy jakaś tam ciotka, czy też narzeczona?

      Ale Pa powiedział, że skoro chora, to on nie powinien jej zostawiać samej ani chwili.

      Rozumiem, ale kiedy ja się tak sama nudzę.

      Wieczorem

      Rozalia opowiedziała mi o tych lokatorach z pierwszego piętra, Bańkowskich, że wczoraj pani odprawiła bonę17 Niemkę dlatego, że nosi szlafroczki i fryzuje się tak samo, jak jej córka najstarsza.

      Co? Także pretensja! Stolarze zbogaceni! A ciągle wyprawiają awantury to o piwnice, to o górę, to im się ciągle piece źle palą!

      Ja bym dwudziestu czterech godzin nie trzymała takich lokatorów.

      Heblowa arystokracja, a ona to się ubiera u Hersego18! Fasa19 obrzydliwa, a już o wiorstę czuć ich wiórami! I to tak się stawia, że nam się już nie kłaniają, od czasu, jak się z Ma pokłócili o Stokrotki.

      Że ją ugryzł w nogę czy gdzieś tam, to wielka obraza!

      Naprawdę, ale nie warto zajmować się jakimiś tam lokatorami.

      Dostałam list od Józi, to moja koleżanka, która wyszła za mąż na prowincję, winszuje mi zaręczyn.

      Tak, prawda, ja jestem narzeczoną i mam narzeczonego.

      Nie mogę czasem w to uwierzyć, a czasem to mi się zdaje, że to tak już było zawsze, zawsze.

      Muszę napisać, jak się to stało.

      Ale ja się małżeństwa nie boję, oho, przy ślubie nie będę płakała.

      To było jeszcze jesienią, w listopadzie.

      Siedziałam w saloniku ze Stokrotkami i wyglądałam na ulicę, i strasznie się nudziłam, bo to okropnie nudne być panną na wydaniu. A do Ma przyszła jakaś stara pani i rozmawiały w jadalnym; nie podsłuchiwałam, nie, zajrzałam tylko cichutko, czy Ma nie przyjmuje jej czekoladą.

      Bo ja okropnie lubię czekoladę, i usłyszałam, że ta pani mówi o jakimś młodym mężczyźnie i czy on może u nas bywać.

      Uciekłam od drzwi, bo robiło mi się strasznie gorąco, a potem tak się zbeczałam, że aż Stokrotki skomlały.

      A wieczorem przyszła Ma do mojego pokoju i mówi:

      – Hala, jesteś dorosłą panną!

      – Ja wiem, że jestem dorosłą, a długiej sukienki to mi Ma jeszcze nie daje.

      – Jesteś dorosłą, dostaniesz długą sukienkę, no i pewnie pójdziesz kiedyś za mąż.

      Rzuciłam się Ma na szyję, bo ją bardzo, bardzo kocham i nigdy bym się z nią nie chciała rozstawać, ale i krótkie sukienki to też mnie trochę wstydzą.

      – A wyjście za mąż, to ważna chwila w życiu kobiety-chrześcijanki!

      – Ja wiem i… i strasznie jestem ciekawa tej chwili.

      – Ale z góry wiedz i pamiętaj, że nawet najlepszy mąż jest jeszcze najgorszym!

      Pa, który przyszedł później, jak to usłyszał, trzaskał drzwiami i wyniósł się do resursy20.

      I długo Ma mówiła o świętości małżeństwa, o cnocie, o obowiązkach itp. dyrdymałki, które ja już dawno umiem na pamięć, bo i ciocia to samo umie mówić przy każdej sposobności!

      Już od tych mądrości uszy mnie bolą!

      Ale com się Ma naprosiła, żeby mi powiedziała, kto to chce się starać o mnie; nie powiedziała.

      – Dowiesz się w niedzielę.

      Naprawdę, ale umierałam z ciekawości, nie mogłam jeść nawet czekoladek i ciągle mi się chciało płakać.

      A to był pan Henryk!

      Myślałam, że to będzie ktoś zupełnie obcy!

      O, bo ja pana Henryka znałam dawno, jeszcze z czasów pensjonarskich.

      Teraz,