Скачать книгу

przedniej przycwałował konny żołnierz i zawiadomił ministra, że zbliża się następca tronu. Jego dostojność wysiadł z lektyki, a w tejże chwili na szosie ukazała się garstka jeźdźców, którzy zeskoczyli z koni. Po czym jeden z jeźdźców i minister zaczęli iść ku sobie, co kilka kroków zatrzymując się i kłaniając.

      – Bądź pozdrowiony, synu faraona, który oby żył wiecznie – odezwał się minister.

      – Bądź pozdrowiony i żyj długo, ojcze święty – odparł następca. A potem dodał:

      – Ciągniecie tak wolno, jakby wam nogi upiłowano, a Nitager najpóźniej za dwie godziny stanie przed naszym korpusem.

      – Powiedziałeś prawdę. Twój sztab maszeruje bardzo powoli.

      – Mówi mi też Eunana – tu Ramzes wskazał na stojącego za sobą oficera obwieszonego amuletami – że nie wysyłaliście patroli do wąwozów. A przecież na wypadek rzeczywistej wojny nieprzyjaciel z tej strony mógł was napaść.

      – Nie jestem dowódcą, tylko sędzią – spokojnie odpowiedział minister.

      – A cóż robił Patrokles?

      – Patrokles z greckim pułkiem eskortuje machiny wojenne.

      – A mój krewny i adiutant, Tutmozis39?

      – Podobno jeszcze śpi.

      Ramzes niecierpliwie uderzył nogą w ziemię i umilkł. Był to piękny młodzieniec, z twarzą prawie kobiecą, której gniew i opalenizna dodawały wdzięku. Miał na sobie obcisły kaftan w pasy niebieskie i białe, tegoż koloru chustkę pod hełmem, złoty łańcuch na szyi i kosztowny miecz pod lewym ramieniem.

      – Widzę – odezwał się książę – że tylko ty jeden, Eunano, dbasz o moją cześć.

      Obwieszony amuletami oficer schylił się do ziemi.

      – Tutmozis jest to próżniak – mówił następca. – Wracaj, Eunano, na swoje stanowisko. Niech przynajmniej przednia straż ma dowódcę.

      Potem spojrzawszy na świtę, która już go otoczyła, jakby wyrosła spod ziemi, dodał:

      – Niech mi przyniosą lektykę. Jestem zmęczony jak kamieniarz.

      – Czyliż40 bogowie mogą męczyć się!… – szepnął jeszcze stojący za nim Eunana.

      – Idź na swoje miejsce – rzekł Ramzes.

      – A może rozkażesz mi, wizerunku księżyca, teraz zbadać wąwozy? – cicho spytał oficer. – Proszę cię, rozkazuj mi, bo gdziekolwiek jestem, serce moje goni za tobą, aby odgadnąć twoją wolę i spełnić ją.

      – Wiem, że jesteś czujny – odparł Ramzes. – Już idź i uważaj na wszystko.

      – Ojcze święty – zwrócił się Eunana do ministra – polecam waszej dostojności moje najpokorniejsze służby.

      Ledwie Eunana odjechał, gdy na końcu maszerującej kolumny zrobił się jeszcze większy tumult. Szukano lektyki następcy tronu, ale – nie było jej. Natomiast ukazał się, rozbijając greckich żołnierzy, młody człowiek dziwnej powierzchowności. Miał na sobie muślinową koszulkę, bogato haftowany fartuszek i złotą szarfę przez ramię. Nade wszystko jednak odznaczała się jego ogromna peruka, składająca się z mnóstwa warkoczyków, i sztuczna bródka, podobna do kociego ogona.

      Był to Tutmozis, pierwszy elegant w Memfis, który nawet podczas marszu stroił się i oblewał perfumami.

      – Witaj, Ramzesie! – wołał elegant, gwałtownie rozpychając oficerów. – Wyobraź sobie, że gdzieś podziała się twoja lektyka; musisz więc usiąść do mojej, która wprawdzie nie jest godną ciebie, ale nie najgorszą.

      – Rozgniewałeś mnie – odparł książę. – Śpisz zamiast pilnować wojska.

      Zdumiony elegant zatrzymał się.

      – Ja śpię?… – zawołał. – Bodaj język usechł temu, kto mówi podobne kłamstwa. Ja, wiedząc, że przyjedziesz, od godziny ubieram się, przygotowuję ci kąpiel i perfumy…

      – A tymczasem oddział posuwa się bez komendy.

      – Więc ja mam być komendantem oddziału, w którym znajduje się jego dostojność minister wojny i taki wódz jak Patrokles?

      Następca tronu umilkł, a tymczasem Tutmozis zbliżywszy się do niego szeptał:

      – Jak ty wyglądasz, synu faraona?… Nie masz peruki, włosy i odzienie pełne kurzu, skóra czarna i popękana jak ziemia w lecie?… Najczcigodniejsza królowa-matka wygnałaby mnie ze dworu zobaczywszy twoją nędzę…

      – Jestem tylko zmęczony.

      – Więc siadaj do lektyki. Są tam świeże wieńce róż, pieczone ptaszki i dzban wina z Cypru. Ukryłem też – dodał jeszcze ciszej – Senurę w obozie…

      – Jest?… – spytał książę. Błyszczące przed chwilą oczy zamgliły mu się.

      – Niech wojsko idzie naprzód – mówił Tutmozis – a my tu zaczekajmy na nią…

      Ramzes jakby ocknął się.

      – Dajże mi spokój, pokuso!… Przecież za dwie godziny bitwa…

      – Co to za bitwa!…

      – A przynajmniej rozstrzygnięcie losów mego dowództwa.

      – Żartuj z tego – uśmiechnął się elegant. – Przysiągłbym, że już wczoraj minister wojny posłał raport do jego świątobliwości z prośbą, ażebyś dostał korpus Menfi.

      – Wszystko jedno. Dziś nie potrafiłbym myśleć o czym innym aniżeli o armii.

      – Okropny jest w tobie ten pociąg do wojny, na której człowiek nie myje się przez całe miesiące, ażeby pewnego dnia zginąć… Brr!… Gdybyś jednak zobaczył Senurę… Tylko spojrzyj na nią…

      – Właśnie dlatego nie spojrzę – odparł Ramzes stanowczo.

      W chwili gdy spoza greckich szeregów ośmiu ludzi wyniosło ogromną lektykę Tutmozisa dla następcy tronu, od straży przedniej przyleciał jeździec. Zsunął się z konia i biegł tak prędko, aż dzwoniły mu na piersiach wizerunki bogów lub tabliczki z ich imionami. Był to rozgorączkowany Eunana.

      Wszyscy zwrócili się do niego, co zdawało się robić mu przyjemność.

      – Erpatre, najwyższe usta! – zawołał Eunana, schylając się przed Ramzesem. – Kiedy, zgodnie z twoim boskim rozkazem, jechałem na czele oddziału, pilnie bacząc na wszystko, spostrzegłem na szosie dwa piękne skarabeusze41. Każdy ze świętych żuków toczył przed sobą glinianą kulkę42 w poprzek drogi, ku piaskom…

      – Więc cóż? – przerwał następca.

      – Rozumie się – ciągnął Eunana, spoglądając w stronę ministra – że jak nakazuje pobożność, ja i moi ludzie, złożywszy hołd złotym wizerunkom słońca, zatrzymaliśmy pochód. Jest to tak ważna wróżba, że bez rozkazu nikt z nas nie ośmieliłby się iść naprzód.

      – Widzę, że jesteś prawdziwie pobożnym Egipcjaninem, choć rysy masz hetyckie – odpowiedział dostojny Herhor. A zwróciwszy się do kilku bliżej stojących dygnitarzy dodał:

      – Nie pójdziemy dalej gościńcem, bo moglibyśmy podeptać święte żuki. Pentuerze, czy tym wąwozem, na prawo, można okolić szosę?

      – Tak jest