Генрик Сенкевич

Krzyżacy


Скачать книгу

być chleba z tej mąki i że wobec gniewu opata, wobec Zycha i Jagienki, wreszcie wobec bójki z Cztanem i Wilkiem lepiej, żeby sobie Zbyszko pojechał, niż żeby miał być dalszych niezgód i poswarków1142 przyczyną.

      – Ha! – rzekł wreszcie – łbów krzyżackich i tak musisz szukać, więc skoro nie ma innej rady, to jedź. Niech się ta stanie wedle woli Pana Jezusowej… Ale mnie trzeba zaraz do Zgorzelic; może jako Zycha i opata przejednam… Zycha mi osobliwie żal.

      Tu spojrzał w oczy Zbyszkowi i spytał nagle:

      – A tobie Jagienki nie żal?

      – Niechże jej Bóg da zdrowie i wszystko najlepsze! – odrzekł Zbyszko.

      Rozdział osiemnasty

      Maćko czekał cierpliwie przez kilka dni, czy nie dojdzie go jaka wieść ze Zgorzelic lub czy opat się nie udobrucha, aż wreszcie sprzykrzyła mu się niepewność i czekanie i postanowił sam wybrać się do Zycha. Wszystko, co się stało, stało się bez jego winy, chciał jednak wiedzieć, czy Zych nie czuje i do niego urazy, bo co do opata był pewnym, że gniew jego będzie odtąd ciążył i na Zbyszku, i na nim.

      Chciał jednak uczynić wszystko, co było w jego mocy, by ów gniew złagodzić, więc jadąc rozmyślał i układał sobie, co komu w Zgorzelicach powie, aby urazę zmniejszyć i starą sąsiedzką przyjaźń zachować. Myśli jednak nie kleiły mu się jakoś w głowie, rad też był, że zastał samą Jagienkę, która przyjęła go po staremu pokłonem, ucałowaniem ręki – słowem: przyjaźnie, choć trochę smutno.

      – A ojciec doma1143? – zapytał.

      – Doma, jeno się wybrali z opatem na łowy. Mało patrzeć, jak wrócą…

      To rzekłszy, wprowadziła go do izby, w której zasiadłszy, milczeli oboje przez dłuższą chwilę, po czym dziewczyna spytała pierwsza:

      – Cni się1144 wam samemu w Bogdańcu?

      – Cni – odpowiedział Maćko. – A to już wiesz, że Zbyszko pojechał?

      Jagienka westchnęła cicho:

      – Wiem. Wiedziałam tego samego dnia – i myślałam… że wstąpi choć dobre słowo rzec, a nie wstąpił.

      – Jakże mu było wstępować! – rzekł Maćko – toć opat chybaby go rozerwał na dwoje, a i ojciec twój nierad by go też widział.

      Ona zaś potrząsnęła głową i odrzekła:

      – Ej! Nie dałaby ja mu krzywdy uczynić nikomu.

      Na to Maćko, choć serce miał hartowne1145, wzruszył się jednak, przyciągnął do się dziewczynę i rzekł:

      – Bóg z tobą, dziewucho! Tobie smutek, ale i mnie smutek, bo to ci jeno1146 rzekę, że ni opat, ni ociec rodzony nie miłują cię barziej1147 ode mnie. Niechbym był lepiej sczezł1148 od tej rany, z której mnie wygoiłaś, byle on ciebie brał, nie inną.

      A na Jagienkę przyszła taka chwila żalu i tęsknoty, w której człowiek nie potrafi niczego w sobie zataić – i rzekła:

      – Nie obaczę już ja go nigdy, a jeśli obaczę, to z Jurandówną – wolałabym zasię wpierw oczy wypłakać.

      I podniósłszy końce fartucha, przesłoniła nim oczy, które zaszły jej łzami.

      A Maćko:

      – Daj spokój! Pojechał ci, bo pojechał, ale za łaską boską z Jurandówną nie wróci.

      – Co nie ma wrócić! – ozwała się spod fartucha Jagienka.

      – Bo mu Jurand nie chce dziewki dać.

      Na to Jagienka odsłoniła nagle twarz i zwróciwszy się do Maćka, spytała żywo:

      – Mówił mi! – ale prawda-li to?

      – Prawda, jako Bóg na niebie.

      – A czemu?

      – Kto jego wie. Ślubowanie jakieś czy co, a na ślubowanie nie ma rady!

      Udał mu się Zbyszko, ile że1149 mu obiecował do pomsty pomagać, ale i to nie pomogło. Na nic było i księżny Anny1150 swatanie. Ni prośby, ni namowy, ni rozkazania nie chciał Jurand słuchać. Powiadał, że nie może. No, i widać przyczyna takowa jest, że nie może, a to człek twardy, który tego, co rzekł, nie zmieni. Ty, dziewczyno, nie trać otuchy i pokrzep się. Po sprawiedliwości musiał chłop jechać, boć te pawie grzebienie w kościele zaprzysiągł. Dziewka też go nałęczką przykryła na znak, że go chce za męża brać, bez1151 co mu głowy nie ucięli – za to jej powinien1152 – nie ma co gadać. Nie będzie, da Bóg, ona jego, ale on jest wedle prawa jej. Zych na niego krzyw1153, opat pewnikiem pomstuje, a że skóra cierpnie, mnie też gniewno, a wszelako pomiarkowawszy, co on miał robić? Skoro tamtej powinien, to i trza mu było jechać. Przecie jest ślachcic. Ale ci to jeno1154 powiadam, że jeśli go tam gdzie Niemce godnie1155 nie pokołaczą, to jak pojechał, tak i wróci – i wróci nie tylko do mnie starego, nie tylko do Bogdańca, ale do ciebie, bo cię strasznie rad1156 widział.

      – Gdzie on mnie ta rad widział! – rzekła Jagienka.

      Ale jednocześnie przysunęła się do Maćka i trąciwszy go łokciem, zapytała:

      – Skąd wiecie? – co? Pewnie nieprawda?…

      – Skąd wiem? – odrzekł Maćko. – Bo widziałem, jak mu ciężko było odjeżdżać. I jeszcze było tak, że jak już stanęło na tym, że ma jechać, tak pytam ja go: „A nie żal ci też Jagienki?” – A on prawi: „Niechże jej Bóg da zdrowie i wszystko najlepsze”. I tak ci zaraz wziął wzdychać, jakby miał kowalski miech w brzuchu…

      – Pewnie nieprawda!… – powtórzyła ciszej Jagienka – ale powiadajcie jeszcze…

      – Jak mi Bóg miły, prawda!… Już mu tamta nie będzie tak po tobie smakować, bo to i sama wiesz, że jędrniejszej a zaś urodziwszej dziewki na całym świecie nie znaleźć. Czuł on do ciebie wolę Bożą1157 – nie bój się – może i więcej niż ty do niego.

      – Bogać tam1158! – zawołała Jagienka.

      I pomiarkowawszy, co w prędkości1159 wyrzekła, zakryła rumianą jak jabłko twarz rękawem, a Maćko uśmiechnął się, pociągnął ręką po wąsach i rzekł:

      – Hej, żeby ja był młody! Ale ty się pokrzep, bo już widzę, jako będzie: Pojedzie, ostrogi1160 na dworze mazowieckim zyszcze1161, gdyż tam granica blisko i o Krzyżaka nietrudno… Jużci wiem, że i między Niemcami bywają tędzy rycerze, a żelazo od jego skóry nie odskoczy, ale tak myślę, że byle który rady mu nie da, bo to jucha do bitki okrutnie sprawna. Patrzże, jako Cztana z Rogowa i Wilka z Brzozowej w mig potarmosił, choć