Graham Masterton

ŻEBRZĄC O ŚMIERĆ


Скачать книгу

wciągał w płuca powietrze, a gdy karetka znowu ruszyła, raz po raz przechylała się, by wyjrzeć przez okno i sprawdzić, jak daleko są od szpitala uniwersyteckiego w Cork.

      Chłopak przestał oddychać tuż przed tym, jak wjechali na teren szpitala. Brianna ponownie sprawdziła jego tętno. Serce rannego przestało bić.

      – Dziękuję ci, Jezu – wyszeptała. – W najlepszym momencie, jak zwykle.

      Poczekała, aż Darragh podjedzie tyłem do rampy oddziału ratunkowego i wysiądzie z karetki, by otworzyć tylne drzwi. W tym momencie ponownie włączyła dopływ tlenu do maski, równie spokojnie jak w chwili, gdy go odłączała.

      – Jak sytuacja? – spytał Darragh, wchodząc na stopień.

      – Chłopak nie dał rady – odparła, podnosząc obie ręce, jakby chciała powiedzieć, że zrobiła wszystko co w jej mocy.

      – Cóż… – Darragh westchnął, spoglądając na ciało młodego mężczyzny. – Następny gryzie ziemię. To go nauczy, że nie przejeżdża się na czerwonym.

      Rozdział 4

      Nim Katie podjechała pod swój oddalony dwadzieścia kilometrów od centrum Cork dom przy Carring View, z którego rozciągał się widok na ujście rzeki Lee, Conor zdążył już wrócić. Słyszał pewnie jej samochód, bo otworzył drzwi, wypuszczając na zewnątrz rudego setera, Barneya, i Foltchain, biało-rudą seterkę. Psy przywitały swoją panią radosnym wymachiwaniem ogonami. Kiedy jednak wchodziła po schodach na werandę, zobaczyła, że Conor trzyma na rękach małego czarno-białego mopsa.

      – Myślałam, że wrócisz później – powiedziała, drapiąc za uszami Barneya i Foltchain.

      – Wiem, ale okazało się, że sprawa wyżła to fałszywy alarm. Dostałem za to informację o tym małym koleżce.

      – Na miłość boską, Con, chcesz tu założyć schronisko dla psów? Skąd go wziąłeś?

      – Z Ballincollig – odparł Conor. – Wabi się Walter. Kobieta, która się nim opiekowała, pracuje jako pomoc kuchenna w Darby Arms. Powiedziała mi, że jakieś dwa tygodnie temu przyniósł go do pubu facet, który twierdził, że chce go sprzedać, bo wyjeżdża za pracą do Anglii.

      – Brzmi prawdopodobnie. – Katie odwiesiła płaszcz przeciwdeszczowy. – Ile chciał za niego ten facet?

      – Tylko sto pięćdziesiąt euro. Zwykle szczeniaki mopsa kosztują co najmniej cztery razy więcej, a te z najlepszych hodowli nawet ponad tysiąc. Ale ponieważ Walter był taki tani, kobieta nie domagała się żadnych dokumentów, nie pytała też, czy został odrobaczony, zaszczepiony i zaczipowany.

      – Ale okazało się, że to jeden z psów, których szukasz? – domyśliła się.

      – Zgadza się.

      Conor przeszedł za nią do salonu, gdzie w kominku wesoło trzaskał rozpalony niedawno ogień. Katie usiadła na kanapie, by zdjąć buty, a Barney i Foltchain natychmiast podbiegły do niej z obu stron, domagając się drapania za uszami.

      – Hej, zostawicie mnie choć na chwilę, żebym mogła spokojnie ściągnąć buty?! – zaprotestowała. Psy przechyliły łby, jakby chciały powiedzieć: „Och, daj spokój, co jest ważniejsze, twoje buty czy my?”. – Gdzie jest właściciel Waltera? – spytała. – Nie odwieziesz go do domu?

      – Jego właścicielką jest Caoimhe O’Neill, młoda kobieta, która pracuje w miejskiej bibliotece. Mieszka u rodziców w Douglas.

      – I co, nie zapłaciła ci?

      – Jeszcze nie i nie zamierzam jej o to prosić. Martwi mnie stan zdrowia Waltera. O’Neill mówi, że kupiła go w hodowli Foggy Fields w Ballynahina. Zapewniali ją, że jest zdrów jak ryba, ale wystarczy na niego spojrzeć, by wiedzieć, że jest w naprawdę kiepskim stanie, podobnie jak wiele innych krótkogłowych psów.

      Katie spojrzała na szczeniaka, który spoczywał w ramionach Conora. Był srebrnoszary, miał czarny pyszczek i spoglądał na nią tak poczciwym wzrokiem, że od razu go polubiła.

      – Jest kochany – powiedziała, przesyłając mu trzy całuski. – Co mu dolega?

      – Łatwiej chyba powiedzieć, co mu nie dolega. Wszyscy myślą, że dzięki tym swoim spłaszczonym pyszczkom mopsy wyglądają słodko, ale jeśli nie są należycie odżywiane i pielęgnowane, mogą cierpieć na wiele różnych schorzeń. Ze względu na wąskie nozdrza Walter ma problemy z oddychaniem i górnymi drogami oddechowymi, a nadmiar tkanki w tylnej części gardła może go udusić.

      – I ma też dziwnie wyłupiaste oczy – zauważyła Katie, przyglądając się uważniej szczeniakowi.

      – Zgadza się. Są tak wyłupiaste, że powieki nie zakrywają ich do końca, dlatego tak mu cieknie z oczu. Może się nawet nabawić wytrzeszczu.

      – Gdybym tylko wiedziała, co to znaczy, pewnie byłoby mi go jeszcze bardziej żal.

      – I słusznie, bo oczy mogą mu wyskoczyć z głowy, kiedy będzie się bawił. Widziałem już parę razy coś podobnego. Można je z powrotem wepchnąć na miejsce, ale na starość niemal na pewno będzie ślepy.

      – Więc dlatego nie zwróciłeś go jego pani?

      – Najpierw zabiorę go do Domnalla O’Sullivana z kliniki weterynaryjnej Gilabbey, do tego, który zajmował się Barneyem. Walter musi być dokładnie zbadany… być może trzeba będzie go zoperować, żeby mógł swobodniej oddychać, i pozbyć się tych przeklętych narośli w krtani. Oczywiście jeśli jego właścicielka będzie gotowa za to zapłacić. Ale chciałbym się też dowiedzieć czegoś więcej o tej hodowli Foggy Fields. Ostatnio pojawiło się zdecydowanie za dużo nielegalnych hodowli. Prawie wszystkie szczeniaki, które wypuszczają, są chore i słabe, a ponad połowa z nich umiera już po kilku tygodniach. Wiesz, ile szczeniaków urodziło się w tym kraju w zeszłym roku?

      – Nie, ale jestem pewna, że mi powiesz.

      – Prawie sto tysięcy! Choć mamy tylko siedemdziesięciu ośmiu zarejestrowanych hodowców! W Anglii jest ich koło dziewięciuset. A wiesz, ile urodziło się tam w zeszłym roku szczeniaków?

      – Ile?

      – Siedemdziesiąt tysięcy, nie więcej. To znaczy, że proporcjonalnie nasze hodowle wypuszczają szesnaście razy więcej szczeniąt. To skandal.

      Katie włożyła puchate różowe kapcie i przeszła do kuchni. Conor poszedł za nią, a Barney i Foltchain ruszyły jego śladem.

      – Con – zaczęła, wyjmując dorsza i wędzonego łupacza, które przełożyła rano z zamrażarki do lodówki, żeby się rozmroziły – wiem, jak bardzo jesteś oddany ochronie zwierząt, ale czy nie uważasz, że pomagasz im już wystarczająco jako psi detektyw?

      – Katie, posłuchaj tylko tego malucha! Musi walczyć o każdy oddech! Gdyby był człowiekiem, już pędzilibyśmy z nim na oddział ratunkowy!

      – Owszem, ale przecież jutro zabierasz go do Domnalla, prawda? Jeśli zaczniesz walczyć z nielegalnymi hodowcami, możesz sobie narobić sporych kłopotów. I tak masz już wyrok w zawieszeniu za podpalenie przyczepy Zezowatego McManusa. Wystarczy, że jeszcze raz wpakujesz się w podobną historię, a trafisz do Rathmore, do jednej celi z ćpunami.

      – McManus był sadystycznym potworem. Kiedy pomyślisz o wszystkich tych zwierzętach, które rozerwał na strzępy podczas swoich walk psów…

      – To nie usprawiedliwia spalenia jego przyczepy mieszkalnej. Wywinąłeś się z tego tylko dlatego, że sędzia też lubił psy. Hodowcy to co innego niż organizatorzy walk psów. Zeszłego lata próbowaliśmy postawić przed sądem jednego. Miał trzydzieści suk