wykonał zachęcający gest ręką.
– Tak? – popatrzył pytająco.
– Od lat moim największym marzeniem było, aby poznać twoją mamę i choć przez chwilę z nią porozmawiać!
Nastawiony na prośbę o, i tak już przecież obiecaną, wycieczkę na Malediwy ewentualnie odmalowanie na nowo tego koszmarnego pod względem kolorystyki sufitu, czy też ponowne odtańczenie układu z „Dirty Dancing”, Mateusz poczuł się nieco zszokowany. Co to niby za wielkie marzenie – poznać jego mamę?! On sam znał ją od trzydziestu pięciu lat i przez ten czas nie zauważył w niej niczego specjalnie godnego uwagi. No, może poza tym, że potraktowała jego i resztę rodzeństwa tak, jakby była gazelą, słynącą z tego, że zaraz po urodzeniu młodych zostawia je na pastwę losu. Swoją drogą, i tak dobrze, że wzięła przykład z tego zwierzęcia, a nie samicy chomika, która najsłabsze sztuki ze swojego miotu własnołapnie uśmierca.
– Nie ma najmniejszego problemu… – stwierdził, próbując pozbyć się wrażenia, że życzenie dziewczyny świadczy o tym, iż ma ona nie po kolei w głowie.
– Serio? – Jego towarzyszka się rozpromieniła. – Zrobisz to dla mnie?
Mateusz potaknął, po czym skierował wzrok na rękę dziewczyny.
– Och, przepraszam… – Ta popukała się palcem w głowę i zaczęła zsuwać z palca ozdobę, ale Mirski ją powstrzymał. Urszula popatrzyła na niego z zaskoczeniem.
– Zostaw… – rzekł i tym razem to na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek. – Jeśli chcesz poznać moją mamę i nie być potraktowana przez nią jak natrętna psychofanka, których ona z niezrozumiałych dla mnie przyczyn ma na kopy, to chodzi mi po głowie pewien pomysł. Masz już plany na dzisiejszy wieczór? Bo jeśli nie, to…
* * *
Kiedy Mateusz i Urszula spacerowali z niespieszącą się z załatwieniem swoich potrzeb Mary, w jednej z mokotowskich knajpek dwie osoby kończyły właśnie długą rozmowę.
– Jesteś pewna, że to najlepsze wyjście? – upewniła się jedna z nich. – Jesteś na to gotowa?
Druga kiwnęła głową.
– Wiesz, że zrobiłam wszystko, co było w mojej mocy, ale teraz sytuacja się zmieniła. Diametralnie! Nie ma na co czekać. Każdego dnia będzie coraz gorzej i gorzej… I dla ciebie, i dla mnie…
– Ale to rozwiązanie… Jest dość radykalne.
– Czasem trzeba. Poza tym… to nie będzie pierwszy raz.
– Nie przypominaj mi o tym!
– Skoro wtedy się udało, to dlaczego nie miałoby się udać też i teraz?
ROZDZIAŁ III
Róża Krull stała przed lustrem w łazience i zastanawiała się, w jaki sposób zabić swoją fryzjerkę, żeby zanim wyda ostatnie tchnienie, cierpiała tak bardzo, jak ona na widok tego, co owa kretynka zrobiła jej na głowie. Poprzedni fryzjer nigdy by jej tak nie skrzywdził, ale niestety wyemigrował do Anglii, głównie po to, żeby tam legalnie wziąć ślub ze swoim chłopakiem. Róża, choć z reguły była zwolenniczką walki o prawa wszelkich mniejszości, w tym przypadku stała się momentalnie zagorzałą przeciwniczką ślubów jednopłciowych, a już zwłaszcza takich, w wyniku których ona ma na głowie monstrualną katastrofę i prezentuje się jak ktoś, kto przez przypadek wleciał do wirującej pralki. Na domiar złego dała się namówić tej larwie na „delikatne przyciemnienie koloru”, w wyniku czego w komplecie do kołtuna dostała rewelacyjny odcień fioletu – dokładnie taki, jaki pojawia się pod okiem, gdy człowiek sobie czymś w nie przygrzmoci. W sumie prezentowała się jak Wróżka o Niebieskich Włosach, która przegięła z płukanką i w związku z tym próbowała popełnić samobójstwo, rzucając się w środek wodospadu Niagara. A to wszystko na kilka godzin przed wizytą na urodzinowym przyjęciu u Luizy Mirskiej. Szlag by to trafił! Przecież jeśli pójdzie tam w obecnym stanie, to na jej widok osoby o słabszym sercu padną trupem, a o mocniejszym wezwą pogotowie z kaftanem bezpieczeństwa. Już i tak wystarczy, że gdy wracała z salonu fryzjerskiego do domu, obejrzał się za nią każdy, kto ją mijał, a jeden cymbał zapatrzył się na nią tak, że o mało co nie wpadł do remontowanej właśnie studzienki kanalizacyjnej. Ostatni raz takie zainteresowanie towarzyszyło Róży w Paryżu, gdzie zakupiła sobie pomarańczowe kimono zdobione odblaskowymi wzorami przedstawiającymi wzburzone fale oceanu. Wtedy też wzbudziła powszechne zaciekawienie i to nawet u Afrykańczyka, który miał na sobie kreację à la wór po ziemniakach, a na głowie coś, co przypominało przypalony rondel.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.