Гийом Мюссо

SEKRETNE ŻYCIE PISARZY


Скачать книгу

      – Od zawsze. Tylko to mnie interesuje.

      Korzystając z momentu jego uwagi, zacząłem wygłaszać przemówienie, jak to od dzieciństwa czytanie i pisanie były moim kołem ratunkowym w morzu przeciętnej i absurdalnej rzeczywistości. Mówiłem, że dzięki książkom zbudowałem sobie wewnętrzną cytadelę, która…

      – Długo jeszcze będziesz wygadywał te bzdury? – usłyszałem po chwili.

      – To nie żadne bzdury – zaprotestowałem urażony, wkładając rękopis z powrotem do plecaka.

      – Gdybym był w twoim wieku, na pewno nie marzyłbym o tym, żeby zostać pisarzem – powiedział Fawles.

      – Dlaczego? – spytałem.

      – Ponieważ życie pisarza jest najmniej ciekawe na świecie. – Westchnął. – Jesteś jak zombie: samotny i odcięty od ludzi. Cały dzień chodzisz w piżamie i niszczysz sobie wzrok, wpatrując się w ekran, połykasz w pośpiechu zimną pizzę i rozmawiasz z osobami, które, chociaż nie istnieją, prędzej czy później doprowadzą cię do szału. W nocy sen z powiek spędza ci karkołomny wysiłek, żeby dokończyć zdanie, którego trzy czwarte twoich nielicznych czytelników nawet nie zauważy. Taki jest los pisarza.

      – No, to nie wszystko… – zaprotestowałem.

      – A najgorsze… – ciągnął, jakby mnie nie usłyszał. – Najgorsze jest to, że w końcu staniesz się zależny od tego gównianego trybu życia jak od narkotyku, bo będzie ci się wydawało, że ze swoim piórem czy klawiaturą jesteś bogiem, który ma moc naprawiania rzeczywistości.

      – Łatwo tak panu mówić. Pan zdobył wszystko.

      – Co takiego zdobyłem?

      – Miliony czytelników, sławę, pieniądze, nagrody, w końcu dziewczyny…

      – Jeśli zamierzasz pisać dla pieniędzy i dziewczyn, lepiej od razu się wycofaj.

      – Wie pan, o co mi chodzi.

      – Nie, nie wiem. I nie wiem też, po co w ogóle z tobą gadam.

      – Zostawiam panu mój tekst.

      Fawles zaprotestował, ale rzuciłem mu plecak pod nogi. Zaskoczony pisarz próbował odskoczyć, ale poślizgnął się i upadł na skały. Zdusił krzyk bólu, spróbował wstać i zaklął:

      – Kurwa, kurwa, moja kostka!

      – O cholera! Niech pan zaczeka, pomogę panu!

      – Nie waż się do mnie podchodzić! Jeśli chcesz mi pomóc, zejdź mi z oczu i nigdy nie wracaj!

      Znów sięgnął po strzelbę i wycelował we mnie. Tym razem nie wątpiłem, że jest zdolny mnie zabić. Odwróciłem się i uciekłem; stopy ślizgały mi się na skałach, bez godności łapałem się, czego mogłem, byle tylko uciec przed jego wściekłością.

      Im bardziej oddalałem się od willi, tym bardziej zastanawiało mnie, jak to się stało, że ten facet jest tak rozczarowany. Czytałem wiele wywiadów z nim sprzed 1999 roku. Zanim wycofał się z życia publicznego, chętnie występował w mediach. Jego słowa zawsze były serdeczne, zdradzały zamiłowanie do czytania i pisania. Co spowodowało, że się zmienił?

      Dlaczego człowiek u szczytu sławy rezygnuje ze wszystkiego, co do tej pory uwielbiał robić, co go stworzyło i żywiło, i wybiera kompletną samotność? Co poszło tak źle, że zrezygnował ze wszystkiego, co ukochał? Depresja? Żałoba? Choroba? Nikt nie umiał odpowiedzieć na te pytania. Coś mi mówiło, że jeśli uda mi się rozwiązać tę tajemnicę, uda mi się również zrealizować marzenia i wydać własną powieść.

      Pod lasem wsiadłem z powrotem na rower, wyjechałem na drogę i wróciłem do miasta. Był to udany dzień. Fawles może nie udzielił mi tak wyczekiwanej lekcji pisania, ale zrobił coś dużo lepszego: podsunął mi pomysł na następną powieść. Nagle poczułem energię i zapał, żeby zasiąść do pracy.

      3

      Lista zakupów pisarza

      Nie należę do tej grupy słabych pisarzy, którzy utrzymują, że tworzą dla siebie. Dla siebie autor robi tylko listę zakupów, którą wyrzuca po fakcie. Wszystko poza tym jest przeznaczone dla innych.

      Umberto Eco

      Trzy tygodnie później

      Poniedziałek, 8 października 2018

      1

      Nathan Fawles półleżał w fotelu, prawą nogę w gipsie oparł o miękką kanapę. Był załamany. Pies Bronco, jedyna ważna dla niego istota na ziemi, znikł gdzieś dwa dni temu. Zdarzało mu się czasem wałęsać, ale godzinę lub dwie, nigdy dłużej. Coś się musiało stać. Jakiś wypadek, ktoś go zranił lub porwał…

      Poprzedniego wieczoru Nathan zadzwonił do Jaspera Van Wycka, swego agenta, głównego łącznika ze światem i prawie przyjaciela. Van Wyck obiecał skontaktować się z właścicielami sklepów na wyspie i wysłać do nich mailem ogłoszenie z obietnicą tysiąca dolarów wynagrodzenia dla tego, kto znajdzie psa. Pozostawało czekać i trzymać kciuki.

      Nathan popatrzył na swoją kostkę w gipsie i westchnął. Już miał ochotę na whisky, mimo że dochodziła dopiero jedenasta rano… Z powodu tego kretyna Raphaëla Bataille’a od prawie trzech tygodni siedział w domu jak jakiś pustelnik. Z początku myślał, że niegroźnie skręcił nogę i że wystarczy przyłożyć lód oraz zażyć kilka tabletek paracetamolu. Ale kiedy obudził się następnego dnia po wizycie tego smarkacza, od razu zrozumiał, że sprawa się skomplikowała. Nie tylko powiększyła się opuchlizna, ale też ból był tak nieznośny, że nie pozwalał mu zrobić ani kroku.

      Musiał wezwać Jeana-Louisa Sicarda. Jedyny lekarz na wyspie, oryginał, od trzydziestu lat jeździł na wizyty starym motorowerem. Diagnoza nie była zbyt optymistyczna – naderwanie więzadeł, uszkodzona torebka stawowa i naciągnięte ścięgno Achillesa.

      Sicard nakazał mu całkowity odpoczynek i unieruchomił nogę prawie do kolana. Noga w gipsie doprowadzała Fawlesa do białej gorączki.

      Po domu chodził o kulach i czuł się przez to jak lew w klatce. Zażywał leki rozrzedzające krew, żeby uniknąć skrzepów. Na szczęście już za niecałe dwadzieścia cztery godziny nastąpi wyzwolenie. Z samego rana zadzwonił do starego lekarza, żeby się upewnić, że nie zapomniał o wizycie. Próbował nawet ściągnąć go do siebie jeszcze tego dnia, ale mu się nie udało.

      2

      Dzwonek telefonu wyrwał go z letargu. Fawles nie miał komórki, komputera ani adresu mailowego. Jego jedynym łącznikiem ze światem był telefon z bakelitu przymocowany do kolumny umieszczonej między salonem a kuchnią. Fawles wyłącznie dzwonił, telefonów nie odbierał; czekał, aż włączy się automatyczna sekretarka na piętrze. Jednak fakt, że zaginął mu pies, zmienił ten zwyczaj. Wspierając się na kulach, pokuśtykał w stronę aparatu.

      Dzwonił Jasper Van Wyck.

      – Nathan, mam fantastyczną wiadomość: Bronco się znalazł!

      Fawles poczuł ogromną ulgę.

      – Nic mu się nie stało?

      – Nic! – zapewnił go agent.

      – Gdzie był?

      – Jakaś młoda kobieta zauważyła go na drodze niedaleko półwyspu Sainte-Sophie i zaprowadziła do Ed’s Corner.

      – Poprosiłeś Eda, żeby go przyprowadził?

      – Ona chce go sama przyprowadzić.

      Nathan wyczuł pułapkę. Półwysep znajdował się dokładnie po drugiej stronie wyspy. A jeśli