Frank Herbert

Bóg Imperator Diuny


Скачать книгу

nie musiał zbytnio wysilać pamięci, żeby usłyszeć swój głos z tamtej naiwnej przeszłości. I głos Boga Imperatora, który mówił:

      – Nie uważaj mauzoleum za miejsce spoczynku, Moneo. Dla mnie to źródło nieskończonej siły.

      Marszałek dworu przypomniał sobie, jak spieszno mu było do zmiany tematu.

      – Tak, Panie.

      – Tu spoczywa tylko kilku moich przodków – ciągnął wówczas uparcie Leto. – Jest tu woda Muad’Diba. Są oczywiście Gani i Hark al-Ada, ale oni nie są moimi przodkami. Nie, jeśli istnieje jakaś prawdziwa krypta moich przodków, ja jestem tą kryptą. Tu leżą głównie Duncanowie i wytwory mojego planu eugenicznego. Kiedyś i ty się tu znajdziesz.

      Moneo spostrzegł, że te wspomnienia spowalniają jego krok. Westchnął i ruszył nieco szybciej. Leto bywał niecierpliwy, choć tym razem nie dawał żadnego znaku. Moneo nie liczył jednak, że go nie zauważono.

      Bóg Imperator leżał z zamkniętymi oczami i tylko resztą zmysłów rejestrował przejście sługi przez kryptę. Jego uwagę zajmowała Siona.

      „Siona to mój zacięty wróg – myślał. – Nayla nie musi mi tego przypominać. Siona jest kobietą czynu, żywi się potężnymi energiami, które napełniają mnie zachwytem. Nie potrafię kontemplować tych życiowych energii, nie wpadając w ekstazę. To uzasadnienie mego istnienia, usprawiedliwienie wszystkiego, czego dokonałem… nawet uśmiercenia tego głupiego Duncana, którego ciało leży przede mną”.

      Słuch mówił Leto, że Moneo nie przebył jeszcze połowy drogi do królewskiego powozu. Szedł coraz wolniej, a potem przyspieszył.

      „Jakiż dar przyniósł mi Moneo w postaci swojej córki! – myślał Leto. – Siona jest drogocenna. Jest nowa, podczas gdy ja jestem zbiorem staroci, reliktem przeklętych, zbłąkanych i zagubionych. Jestem niewyobrażalnym śmietnikiem przywalonym cząstkami historii, które toną w mroku naszej przeszłości”.

      Pozwolił wspomnieniom swych przodków przedefilować i zobaczyć, co zaszło w krypcie.

      „Szczegóły należą do mnie!”

      Siona jednak… Siona była jak czysta tabliczka, na której można zapisać wielkie rzeczy.

      „Strzegę tej tabliczki z nieskończoną troską. Przygotowuję ją, oczyszczam. Co miał na myśli Duncan, kiedy wymówił jej imię?”

      Moneo podszedł do powozu nieśmiało, ale w pełni czujny, zdając sobie sprawę, że Leto z pewnością nie śpi.

      Leto otworzył oczy i spojrzał z góry na Moneo, kiedy ten stanął przy zwłokach. Uświadomił sobie wówczas, że z przyjemnością patrzy na swego marszałka dworu. Moneo nosił biały mundur Atrydów, bez dystynkcji, co było wiele mówiącą subtelnością. Jego twarz, prawie tak samo znana jak twarz Leto, była wystarczającym identyfikatorem. Czekał cierpliwie. Jego spokojne, płaskie oblicze nie zmieniało wyrazu. Gęste, gładkie, piaskowe włosy czesał z przedziałkiem na środku głowy. W głębi szarych oczu tkwiła bezpośredniość biorąca się ze świadomości wielkiej władzy. Ten wyraz łagodniał tylko w obecności Boga Imperatora, a i to nie zawsze. Ani razu nie spojrzał na ciało leżące na posadzce.

      Gdy Leto nadal milczał, Moneo chrząknął.

      – Bardzo żałuję, Panie.

      „Znakomicie! – pomyślał Leto. – On wie, że czuję prawdziwy żal po Duncanach. Oglądał ich teczki personalne i widział wystarczająco wielu martwych. Wie, że tylko dziewiętnastu Duncanów zmarło »śmiercią naturalną«, jak to nazywają ludzie”.

      – Miał ixańską broń laserową – powiedział Leto.

      Moneo spojrzał wprost na broń leżącą po lewej, okazując, że widział ją już, po czym skupił uwagę na Leto i zlustrował jego olbrzymie ciało.

      – Jesteś ranny, Panie?

      – To nic poważnego.

      – Zranił cię jednak.

      – Te płetwy nie są mi potrzebne. Zanikną w ciągu dwustu lat.

      – Ciało Duncana usunę osobiście, Panie – rzekł Moneo. – Czy jest coś jeszcze?

      – Ten spalony kawałek mego ciała to już popiół. Niech się rozwieje. To odpowiednie miejsce dla popiołu.

      – Jak mój Pan każe.

      – Zanim pozbędziesz się ciała, rozbrój broń i zatrzymaj, żebym mógł ją pokazać ixańskiemu ambasadorowi. Co do przedstawiciela Gildii, który nas ostrzegł, podaruj mu dziesięć gramów przyprawy. Ach… i nasze kapłanki na Giedi Prime. Niech poszukają ukrytego składu melanżu, zapewne kontrabandy Harkonnenów.

      – Co chcesz z nim zrobić, Panie, gdy go znajdą?

      – Weź trochę, żeby zapłacić Tleilaxanom za nowego gholę. Resztę można złożyć tu, w krypcie.

      – Panie. – Moneo przyjął polecenia skinieniem głowy, gestem, który niezupełnie był ukłonem. Jego wzrok spotkał się ze wzrokiem Leto.

      Leto się uśmiechnął. „Obaj wiemy, że Moneo nie odejdzie, nie poruszywszy wprost sprawy, która dotyczy nas obu”.

      – Widziałem raport o Sionie – powiedział marszałek.

      Leto uśmiechnął się szerzej. W takich chwilach Moneo był wprost zachwycający. Jego słowa przekazywały wiele rzeczy, które nie wymagały otwartej dyskusji. Wypowiedzi i czyny były dokładnie zrównoważone, oparte na wzajemnej świadomości, że on oczywiście wszystko śledzi. Troska o córkę była naturalna, ale chciał dać do zrozumienia, że jego oddanie dla Boga Imperatora pozostaje wartością nadrzędną. Moneo doskonale rozumiał naturę obecnej sytuacji Siony, przeszedłszy podobną ewolucję.

      – Czy to nie ja ją stworzyłem, Moneo? – spytał Leto. – Czy nie kontrolowałem jej pochodzenia i wychowania?

      – To moja jedyna córka, jedyne dziecko, Panie.

      – W pewien sposób przypomina mi Harka al-Adę – powiedział Leto. – Nie ma w sobie wiele z Ganimy, chociaż coś powinna mieć. Być może wraca do swych przodków w planie eugenicznym Bene Gesserit.

      – Dlaczego to mówisz, Panie?

      Leto się zreflektował. Czy Moneo musiał znać tę osobliwość swej córki? Siona czasami znikała z jego wizji przyszłości. Złoty Szlak pozostawał, ale Siona znikała. A jednak… ona nie jest prorokiem. Jest jakimś wyjątkowym zjawiskiem… i jeśli przeżyje… Postanowił, że nie będzie osłabiał sprawności Moneo niepotrzebnymi informacjami.

      – Przypomnij sobie własną przeszłość – powiedział.

      – Oczywiście, Panie! Ona ma podobny potencjał, tylko o wiele większy, niż ja miałem. To jednak czyni ją niebezpieczną.

      – I nieposłuszną ojcu.

      – Tak, ale mam agenta wśród jej buntowników.

      „Topri” – pomyślał Leto.

      Nie trzeba było być jasnowidzem, by wiedzieć, że Moneo ma tam agenta. Od śmierci matki Siony Leto nabierał pewności co do sposobu działania swego marszałka. Podejrzenia Nayli wskazały Topriego. A teraz Moneo ujawniał swoje obawy i czyny, oferując je w zamian za bezpieczeństwo córki.

      „Jaka szkoda, że z jej matką miał tylko jedno dziecko”.

      – Przypomnij sobie, jak postąpiłem z tobą w podobnych okolicznościach – rzekł Leto. – Znasz wymagania Złotego Szlaku nie gorzej ode mnie.

      – Byłem młody i głupi, Panie.

      –