stolikiem i chwyta moją.
– Zwolnij, Jo. Nie mam pojęcia, o czym mówisz. Co takiego zrobiłaś? Kto cię obserwuje?
Otwieram usta, żeby jej odpowiedzieć, kiedy Tessa zerka nad moim ramieniem w stronę drzwi.
– Nie odwracaj się. Zgadnij, kto właśnie przyszedł.
– Jakaś podpowiedź? – pytam, wcale nie mając ochoty zerkać za siebie.
– Twoja nowa najlepsza przyjaciółka.
Wiem, że ma na myśli Shonę, nowy nabytek naszej grupy teatralnej. Zawsze próbujemy zaangażować nowych ludzi, gdzie tylko się da, sprawić, że poczują się komfortowo, a ja właśnie takie zadanie zrealizowałam. Shona wpadła do mnie do domu na kawę kilka razy, ale Tessa za każdym razem odmawiała zaproszenia. Wygląda na to, że podchodzi dość niechętnie do naszej przyjaźni.
Uważa Shonę za „ten typ”, cokolwiek ma na myśli. To chyba dlatego, że Shona należy do tych kobiet, które mogą sobie pozwolić na włożenie obcisłych dżinsów i odsłaniającej brzuch koszulki, ale nie można jej mieć tego za złe. To w końcu nie jej wina, że wolimy z Tessą wino i krakersy od zdrowej sałatki i gazowanej wody mineralnej.
– Ona jest w porządku, Tess. Po prostu wciąż próbuje się odnaleźć.
– No cóż, jeśli nie chcesz, żeby słyszała, co cię martwi, to lepiej udawaj, że jej nie widzisz.
Nie mogę powstrzymać śmiechu.
– Ile my mamy lat? Dwanaście?
Odwracam się i macham do Shony, dając jej znać, że powinna podejść i do nas dołączyć. Moje problemy mogą na razie zaczekać. Pewnie za bardzo się przejmuję, i tyle.
– Jezu, Jo, dlaczego to zrobiłaś?
– Nie bądź jędzą. – Wstaję, a kiedy Shona podchodzi do naszego stolika, ściskam ją krótko.
– Co cię dziś tutaj sprowadza? – Wygląda na to, że Tessa nie potrafi się powstrzymać.
– Przypomniałam sobie, że wspominałaś kiedyś pyszne ciasta, które tutaj serwują. Moja mama wpada w odwiedziny, więc pomyślałam, że kupię coś dobrego. Mam nadzieję, że wam nie przeszkadzam?
– Oczywiście, że nie – odpowiadam, rzucając Tessie wymowne spojrzenie.
– Może chcecie napić się kawy? – pyta, ale obie kręcimy głowami.
Zastanawiam się, jaki temat poruszyć, by nie nadziać się na ostrą ripostę Tessy, która przy odpowiednim nastroju miewa naprawdę cięty język. Ta jednak niespodziewanie zsuwa się w dół na swoim krześle i praktycznie znika pod stołem.
– Ja pierdolę – rzuca.
Zanim udaje mi się zareagować, słyszę kolejny głos:
– Tessa! Miałem nadzieję, że cię tutaj zastanę. Drogie panie, czy mogę do was dołączyć?
To Geoff, ostatnia zdobycz Tessy. Najwyraźniej nie zrozumiał przekazu, ale w jego szerokim uśmiechu dostrzegam lekkie drżenie kącika ust. Biedak stara się z całych sił, ale Tessa nic sobie z tego nie robi.
– Nie tutaj, Geoff. Chodź, pogadamy na zewnątrz. – Zaczyna grzebać w torebce w poszukiwaniu portmonetki.
– Ja zapłacę – oznajmiam, a Tessa odpowiada czymś pomiędzy uśmiechem wdzięczności a niemym wołaniem o pomoc. Nie mogę nic zrobić. To wyłącznie jej sprawa.
Kiedy wychodzi, Shona jest wyraźnie zmieszana, więc próbuję jakoś zbagatelizować sytuację.
– To tylko facet, który dostał kosza i źle to przyjął.
– Żonaty?
Wzruszam ramionami, jakbym nie znała odpowiedzi, ale nie wydaje mi się, żeby Shona nie słyszała o reputacji Tessy.
– Nie przejmuj się. Nie powiem ani słowa, poza tym nie zamierzam nikogo osądzać. W naszym wieku odnosi się czasami wrażenie, że wszyscy najlepsi faceci są już zajęci – mówi. – Tobie się poszczęściło z Ashem. Chciałabym go poznać. Jaki on jest?
Mieszam kawę, zastanawiając się nad odpowiedzią.
– Bardzo się ode mnie różni – mówię w końcu. – Jest poważny, zorganizowany. Może dlatego jest dla mnie taki dobry, bo ja nie jestem ani poważna, ani zorganizowana, jak już pewnie zauważyłaś po wizycie w moim domu. Poza tym jest świetnym ojcem dla Millie.
– Jakie to pocieszające spotkać kogoś, kto jest szczęśliwy w swoim związku. Ile znasz osób, które mogłyby powiedzieć coś takiego z pełnym przekonaniem?
Uśmiecham się, ale zachowuję myśli dla siebie. Tylko Tessa wie o tym, że całkiem niedawno pokłóciłam się z Ashem, mam jednak nadzieję, że wkrótce wszystko wyprostuję. W tej chwili nie mam ochoty o tym rozmawiać.
– A jak tam u ciebie? – pytam. – Masz kogoś na radarze?
– W obecnej chwili nikogo. – Przerywa, jakby się nad czymś zastanawiała. – Nie mów o tym nikomu, ale podjęłam decyzję, żeby spróbować szczęścia w randkach online. Tak trochę dla zabawy – nie mam zbyt wielkiej nadziei, że poznam w ten sposób kogoś na stałe, ale może zdołam nieco podnieść swoje morale.
Wygrzebuje telefon z torebki, żeby pokazać mi kilku facetów, których znalazła na Tinderze, pytając mnie przy okazji, czy przesunąć ich profile w lewo, czy w prawo, i co o nich sądzę. Nie wiem za bardzo, o co w tym wszystkim chodzi, ale wyraźnie zależy jej na mojej opinii.
Kiedy sączę kawę z mlekiem, pochyla się nieco bliżej, żebym mogła lepiej widzieć ekran, a ja wyczuwam zapach jej perfum.
– Ten zapach to Elie Saab? – pytam.
– Tak. Skąd wiesz?
– Bo to mój ulubiony. Ash kupił mi go na urodziny w ubiegłym miesiącu. Próbuję używać tej wody jak najoszczędniej, bo kupowanie czegoś tak ekstrawaganckiego w zasadzie nie jest w jego stylu. To typ faceta, który raczej decyduje się na zakup kapci.
Śmieję się w reakcji na własne słowa, ale Shona marszczy lekko brwi. Może dla niej kapcie byłyby wyjątkowo fatalnym prezentem. W końcu się uśmiecha i przysuwa nieco bliżej z krzesłem.
– Skoro lubimy ten sam zapach, to znaczy, że mamy podobny gust, jesteś zatem właściwą osobą, która może mi pomóc wybrać faceta.
Udaję zainteresowanie kolejnymi twarzami, które wyświetla na ekranie, i staram się reagować entuzjastycznie, kiedy twierdzi, że ten czy inny to prawdziwe ciacho. Przy jednym z profili waha się przez chwilę i mruczy pod nosem:
– Fajny, ale nie w moim typie. – Przesuwa ekran w lewo, co oznacza – jak już zdążyłam się zorientować – że dana propozycja zostaje odrzucona.
– Wróć do niego – mówię nieco ostrzej, niż tego chcę.
Shona marszczy czoło.
– Wyglądał mi na trochę sztywnego. To raczej ktoś mało rozrywkowy.
– Okej, ale chciałabym tylko spojrzeć jeszcze raz.
Unosi brwi, jakby uznała, że sama się nim zainteresowałam, po czym wraca do jego profilu. Ma rację. To poważna twarz. Pełne usta, skóra w kolorze toffi z dużą ilością mleka, brązowe oczy i gęste, kręcone, czarne włosy, dość krótko przycięte. Od jego okularów odbija się światło. Patrzę na niego już zdecydowanie zbyt długo.
– Fakt, masz rację. To zupełnie nie twój typ – mówię w końcu.
Odnoszę wrażenie, że ktoś walnął mnie w pierś. Doskonale znam twarz widoczną na ekranie telefonu.
To