Nico Walker

Świeży


Скачать книгу

z nich. Byłem przybity.

      Kiedy ustawialiśmy się w szeregu, by pójść do koszar, Harlow powoli wracała do szyku. Zatrzymał ją Masters. Miała w ustach trochę tytoniu. Została przyłapana. Masters kazał jej go połknąć. Skończyła go żuć i chciała go wyrzucić, ale powiedział, że nie, ma go połknąć. Wsunęła go z powrotem do ust i połknęła. Uśmiechnęła się do Mastersa. Kiedy odeszliśmy, zwymiotowała na trawę.

      ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

      Była środa. Stacjonowaliśmy tu od pięciu tygodni i zbliżała się nasza pierwsza weekendowa przepustka. Emily przylatywała w odwiedziny. Miała być w piątek. Zapowiadało się, że będzie niesamowicie. Była najseksowniejszą dziewczyną na świecie i nie mogłem się doczekać, aż mnie przerucha.

      Ale nadal była środa, godzina szesnasta, więc musieliśmy stawić się na apel wieczorny. Pojawił się sierżant i powiedział, że nas wydyma. Oznajmił, że nie da nam jeszcze pełnych przepustek weekendowych. Dodał, że puści nas tylko na sobotę wieczór, żeby zobaczyć, jak się sprawimy. Jeśli wszystko potoczy się dobrze, to następnym razem da nam przepustki na cały weekend. Powiedział to tak, jakby to było w porządku, jakby wcale nas nie dymał, jakby to nie było arbitralne robienie w chuja w świetle dnia o czwartej po, kurwa, południu.

      – Wiem, co sobie myślicie – powiedział. – Myślicie: to nie w porządku. Myślicie: w innych kompaniach tak nie jest… No więc sytuacja przedstawia się tak, wojownicy medycy. To nie jest inna kompania. To kompania Charlie i robimy wszystko inaczej. Dlatego jesteśmy numerem jeden.

      Zadzwoniłem do Emily i przekazałem jej złe wieści. Była wściekła jak ja pierdolę, ale powiedziała, że i tak przyleci. Załatwiła sobie wolne w robocie. Powiedziała, że będzie w mieście w najbliższy piątek.

      Gdy zrobił się piątek, nie mogłem się z nią spotkać. Była w motelu Super 8, kawałek od autostrady, nieopodal bazy. Była blisko. Powiedziałem sobie: a jebać to. Przyryzykowałem. Kompania dawała nam codziennie godzinę wolnego po południu, żebyśmy mogli zająć się bzdurami w sklepie garnizonowym. Godzina powinna wystarczyć. Piętnaście minut, żeby tam dojechać. Piętnaście minut, żeby wrócić. Pół godziny z Emily. Musiałem spróbować.

      Złapałem taksówkę przy sklepie. Był nawet nie pięć minut od bramy.

      – Zawieź mnie do Super 8 – powiedziałem taksiarzowi.

      Wypuścił mnie przed wejściem do motelu.. Poszedłem szukać jej pokoju; był na drugim piętrze. Znalazłem go. Otworzyła drzwi i… Jak ona wyglądała! Nic innego nie istniało.

      – To nie do zniesienia – powiedziała w sobotę.

      – Co ja mogę? – spytałem. – Już utknąłem w tym syfie.

      – Kurwa!

      – No co?

      – Tak jakbyś nie miał wyboru. Ale miałeś.

      – No jasne, bo to j a zostawiłem c i e b i e.

      – Tu w ogóle nie ma porównania – stwierdziła.

      – Jak to nie?

      – Zmieniłam tylko szkołę. Wciąż mógłbyś wpadać do mnie, kiedy tylko byś chciał, nie byłoby jak teraz. Nie

      powiedziałabym: „Och, kochanie, no jejku, żałuję, że nie mogę zostać, ale sierżant Chujwdupie mówi, że muszę być w łóziu o SZESNASTEJ”.

      Piątkowy wieczór spędziła samotnie w Super 8. Niedzielny też miała spędzić sama. Wracała do Elby w poniedziałek rano. Mieliśmy tylko sobotę.

      Powiedziała, że ze mnie dupek.

      Odparłem, że rozumiem, ale zrobiłem, co mogłem, i nie było łatwo wyrwać się z bazy w piątek po południu. Cudem dałem radę wrócić na czas i mało brakło, a miałbym grubo przejebane.

      Co do piątku stwierdziła, że sądzi, że powinniśmy byli przynajmniej trochę najpierw pogadać.

      Powiedziałem, że nie miałem pojęcia, że tak uważa.

      Powiedziałem, że wydawało mi się to romantyczne.

      W niedzielę rano, gdy wracałem do kompanii, Emily poszła ze mną. Musiałem iść do koszar na górę i przebrać się w moje ciuchy do ćwiczeń. Zszedłem z powrotem na dół w spodenkach, tiszercie i butach do biegania ASICS. Na szortach był napis: ARMY. Na koszulce: ARMY. Miałem też na sobie opaskę odblaskową, którą zawsze musieliśmy nosić. Przepasywała klatkę piersiową. Wyglądałem jak jakiś przegryw jebany. Emily płakała. Płakała, aż przyszła pora, by wsiadła do taksy i odjechała. Przez cały ten czas starałem się zachowywać jak twardziel, bo sądziłem, że nim jestem i taki mam być. Ale nie byłem. I dziś mogę stwierdzić, że jest mnóstwo lepszych rzeczy niż próba zgrywania twardziela. Bycie młodym, pieprzenie swojej dziewczyny i poprzestanie na tym nie jest najgorszą z nich.

      ROZDZIAŁ SZESNASTY

      W San Antonio była sztuczna rzeka. Coś w klimacie Piratów z Karaibów, tyle że zamiast piratów i pirackich statków trafiało się na grubych chlejusów i restauracje sieciowe.

      Byłem nad niby-rzeką. Towarzyszył mi Kovak. Chodziliśmy sobie. Była noc, tydzień po wizycie Emily. Mieliśmy pierwszą pełną przepustkę weekendową. Był piątek.

      Kovak pochodził z Nevady. Był dzieciakiem gościa z sił powietrznych i miał trochę pecha z racji tego, że ździebko za bardzo lubił koks wymieszany z herą. Potem wstąpił do wojska. Miał dwadzieścia trzy lata, więc wczesnym popołudniem wybrał się po alkohol. Zdążyłem strzelić zero siedem seagramsa. Brakowało mi Emily. Tęsknota trawiła moją wątrobę; czułem się jak Prometeusz z tymi jego pieprzonymi ptaszorami. Robiło się już późno i pomyślałem, że powinienem coś zjeść.

      Minęliśmy coś, co reklamowano jako pub z daniami z grilla. Widać było wnętrze. Na ścianach wisiały dudy, różnego rodzaju flagi, co tam bądź. Kelnerki nosiły spódnice w szkocką kratę. Miałem to gdzieś. W menu był wegeburger, więc chciałem wejść do środka, ale stojący przed wejściem koleś w kilcie nie wpuścił mnie, bo miałem tylko dwadzieścia lat. Powiedziałem, że nie zamierzam pić, chcę tylko wegetariańskiego burgera. Mimo to stwierdził, że nie. Powiedziałem, że zamówię sobie na wynos. Na to też mi nie pozwolił. Zaczął mi się plątać język. Powiedziałem Kovakowi, żeby wszedł beze mnie. Cofając się, prawie wpadłem do niby-rzeki, ale miałem szczęście i tego uniknąłem. Ruszyłem schodami, by znaleźć się na poziomie ulicy, gdzie był fort Alamo. Jakiś menel poprosił mnie o fajkę. Dałem mu jedną i opowiedziałem, jak mnie wychujali nad niby-rzeką. Powiedział, że to, że mnie tak wyruchali, znaczy, że są jebanymi brudasami. Na głowie miał starą czapeczkę Expos, nieco opuszczoną, więc nie mogłem zobaczyć jego oczu, ale wydawał się szczery. Powiedział, że niedaleko jest Denny. Odparłem, że to dobry lokal. Spytałem, czy chce tam coś przegryźć. Powiedział, że nie ma pieniędzy. Stwierdziłem, że zapłacę.

      Usiedliśmy w części dla palących, a kelnerka od razu przyjęła od nas zamówienie. Wstawiałem pijacką gadkę, więc spytałem, w jakiej jest sytuacji i jak to się stało, że się zmenelił. Powiedział, że życie mu się spieprzyło mniej więcej wtedy, gdy poszedł do więzienia.

      – Za co siedziałeś?

      – Za morderstwo.

      Przyszły naleśniki.

      – Idiota zgwałcił moją siostrę. No to go zastrzeliłem.

      – Zrozumiałe.

      Menel był na warunkowym i kurator sądowy nie dawał mu żyć, bo nie miał pracy. Ale nie mógł dostać roboty, bo był chory psychicznie.

      – Zostaw swojego kuratora mnie – powiedziałem. – Jestem w wojsku. W tych czasach mamy spore wpływy. Jakie są jego dane kontaktowe?

      Podał