musi być ci na rękę.
Wzruszył ramionami. Lincoln wyszedł naprzód. Z całej tej grupy był najcichszy i najniebezpieczniejszy.
– Twój brat się martwi. To wszystko.
Scratch spojrzał na niego kątem oka.
– Stary, takie pierdolenie nie działa na Bren. Przecież ona nazywa się Monroe. Ma serce jak z lodu. – Dźgnął mnie palcem w ramię.
Odepchnęłam jego rękę.
– Tknij mnie jeszcze raz, a gdy następnym razem zemdlejesz, odetnę ci palec.
W jego oczach błysnęła duma, wyszczerzył białe zęby. Nawet nie mrugnął okiem.
– No proszę. A już myślałem, że brak problemów w domu cię rozleniwił. – Zaśmiał się. – Dobrze wiedzieć, że moja dzika kuzyneczka wciąż gdzieś tam w tobie tkwi. – Wsunął ręce do kieszeni i cofnął się, nie odrywając ode mnie wzroku.
Walka z nimi byłaby bez sensu. Cross też o tym wiedział. Ci faceci należeli do najstarszej ekipy w Roussou.
W tej chwili mój brat wyszedł z baru i nas zauważył.
Zatrzymał się przed nami, a jego kumple utworzyli krąg wokół, by zapewnić nam odrobinę prywatności. Ludzie co jakiś czas wchodzili do baru i z niego wychodzili, najpewniej po to, by dołączyć do widowiska na ulicach. Zbliżał się wieczór, więc tłum robił się coraz większy. Do baru Channinga zazwyczaj ustawiała się kolejka, która kończyła się w połowie przecznicy. Szczególnie w ciągu weekendu.
– Ach. – Zatrzymał się naprzeciwko nas, zakładając ramiona na klatkę piersiową. Przesunął wzrokiem ode mnie do Crossa i z powrotem. – Dwoje małych niewdzięczników, którzy śpią pod moim dachem, pieprzą się pod moim dachem i wyżerają moje jedzenie. – Cmoknął, kręcąc głową. – Proszę was o jedną rzecz, a wy i tak robicie co innego. – Jego twarz stężała, skupił wzrok na mnie. – Gdzie byliście wczoraj w nocy?
– Teoretycznie byliśmy wtedy w domu.
– Dobra. – Podszedł bliżej. – To gdzie byliście rano?
– Alex Ryerson chodzi na siłownię około piątej rano – oznajmił Cross. – Poszliśmy zamienić z nim słowo.
Channing przeniósł wzrok na mojego chłopaka, zacisnął szczękę.
– Doszły mnie słuchy, że przed ogniskiem w Fallen Crest twoja ekipa zamieniła też słowo z Malindą McGraw.
Cross i ja wymieniliśmy spojrzenia.
– Teoretycznie… – Dzisiaj to słowo było moim ulubionym. – To pani McGraw-Strattan zamieniła słowo z nami. Nie pojechaliśmy tam, by ją odwiedzić, nawet jej nie znaliśmy, dopóki nas nie zaczepiła.
– Malinda mieszka w bogatej dzielnicy. Co wy tam robiliście?
– Ja pierdolę. – Cross cicho westchnął. – Nowa dziewczyna mojego ojca tam mieszka. Byłem ciekaw.
Channing zmrużył oczy i znowu nam się przyjrzał.
– I zaspokoiłeś swoją ciekawość? – No tak. Mój brat domyślił się, że wcale nie pojechaliśmy tam, by dowiedzieć się czegoś od sąsiadów. Po chwili dodał: – I czy naprawdę muszę wam przypominać, że moja siostra wciąż jest na warunkowym?
– Ale to nie było tak, jak myślisz.
Tylko że właśnie tak było. Obróciłam się, a Cross znowu na mnie spojrzał. Channing nie był głupi. Nie zaszedł w Roussou tak daleko, bo miał szczęście – wszystko zawdzięczał temu, że walczył, był bezwzględny i bystry.
Poczułam, że trzeba jakoś odwrócić jego uwagę od tego tematu.
– Pani McGraw-Strattan powiedziała, że znała mamę.
Channing gwałtownie przeniósł na mnie wzrok.
– Wiedziałeś o tym? – dodałam.
– Poważnie?
Pokiwałam głową.
– Tak powiedziała. Przyznała, że nie wyjawiła tego nikomu innemu. Zakładam, że nawet tobie i Heather.
Channing cofnął się o krok i potarł szczękę.
– Tak. To znaczy nie. Nigdy mi o tym nie mówiła.
Tak naprawdę to, co powiedziała pani McGraw-Strattan, nie miało dla mnie znaczenia, ale wiedziałam, że dla Channinga wręcz przeciwnie. Czułam też, że będzie go to dręczyć przez resztę wieczoru i to wystarczy, by pojechał później do Fallen Crest i zapytał ją o to osobiście. Kiedy nasza mama zmarła, byłam taka mała, że nie mogłam ocenić, jak wyglądała jego relacja z nią, a ponadto była to kolejna rzecz, o której Channing nie lubił rozmawiać.
Dręczyło go poczucie winy, ponieważ zostawiał mnie samą w tamtym domu, bo ogólnie mnie zostawił i wrócił, by się mną zająć, dopiero gdy ojciec poszedł do więzienia. To był mój as w rękawie, podziałało. Mój brat skupił się na innym temacie.
Channing spuścił wzrok, potarł szczękę.
– Nie znam Malindy aż tak dobrze, a trochę tu mieszkam. Heather jeszcze dłużej. Twierdzisz, że tobie powiedziała o mamie, a nam nie?
Cofnęłam się i pokiwałam krótko głową.
– Ostrzegła nas i kazała opuścić osiedle. Powiedziała, że któryś z sąsiadów na pewno zadzwonił na policję, gdy wjechaliśmy na ich teren.
Brat cicho stęknął, ale na jego twarzy dostrzegłam cień uśmiechu.
– Pewnie tak. Heather jest im bliższa, ale, rany, dawno się tam nie zapuszczaliśmy. Wydaje mi się, że byłem w tamtym domu tylko parę razy. – Skupił wzrok na Crossie. – Dowiedziałeś się wszystkiego, co chciałeś?
Cofnęłam się o kolejny krok.
Cross przestąpił z nogi na nogę, jego biodro znalazło się blisko mojego, niemal się muskaliśmy.
– Coś tam usłyszałem na temat tej kobiety – odparł napiętym głosem. – Resztę jakoś ogarnę.
W ten sposób uprzejmie polecił Channingowi, by nie wtykał nosa w nie swoje sprawy. Wszyscy byliśmy tego świadomi. Jego ludzie też, bo kilku z nich zachichotało.
Channing zauważył, że się od niego odsunęłam, że ja i Cross staliśmy teraz blisko siebie, więc opuścił rękę. W jego oczach dostrzegłam błysk.
– Okej, młody. Słyszę, co do mnie mówisz, ale problem w tym, że coś do ciebie nie dociera. Mieszkasz w moim domu. Rozumiem emocjonalną potrzebę Bren, by mieć cię blisko siebie, i to jedyny powód, dla którego na to wszystko pozwalam. Jasne? Gdyby doszło do tego rok wcześniej, musiałbyś zamieszkać u Jordana lub Zellmana, a moją siostrę wywiózłbym z tego stanu…
– Pierdol się!
Channing mnie zignorował.
– Więc jeśli jeszcze raz powiesz mi, żebym się nadmiernie nie interesował, będę miał w dupie, jak bardzo wkurzę siostrę, i rozjebię ci łeb. Czaisz?
– Channing! Zamknij się! – Próbowałam stanąć między nimi, ale Cross odsunął mnie na bok.
Podszedł do Channinga i spojrzał mu prosto w oczy.
W tej chwili dotarło do mnie, jacy są do siebie podobni. Obaj opaleni, o włosach w kolorze ciemnoblond, wyrzeźbieni. Obaj groźni. Channing był bardziej ekstrawertyczny, Cross wolał trzymać się z tyłu, chyba że ktoś go potrzebował.
Teraz był potrzebny.
Powietrze wokół nas skwierczało. Włoski na moim karku stanęły dęba, ale stłumiłam dreszcz i złapałam ręką za swój drugi nadgarstek.
– Nie