Tijan

Księżniczka. Crew. Tom 2


Скачать книгу

mi to. Bez obrazy, ale radzę sobie ze swoimi problemami lepiej niż ty, gdy byłeś w moim wieku.

      Ten komentarz podziałał na mojego brata jak policzek, jego nozdrza zafalowały.

      – Poważnie?

      – Nie mówię tego, by cię obrazić – dodał Cross łagodniej – chcę ci tylko coś przypomnieć. Atakujesz mnie, jakbyś chciał mnie wykopać ze swojego domu, ale obaj dobrze wiemy, że to nie ze mną tak naprawdę masz problem. Zbliżają się urodziny Bren. Zaraz skończy osiemnaście lat i jeśli postanowi, że nie chce twojego jedzenia i dachu nad głową, to nic z tym nie zrobisz. Ale możesz wpłynąć na mnie. Bo to dzięki mnie ona się trzyma. – Cross się cofnął, obrócił do mnie i oznajmił na koniec: – I ty też o tym wiesz.

      Stwierdził fakty, miał rację.

      Channing wciągnął powietrze nosem, jego klatka piersiowa uniosła się i po chwili opadła, a potem skupił spojrzenie na mnie.

      Przygryzłam wargę. Cóż, wciąż miał z nami problem, a już na pewno ze mną.

      Zamrugał, zmarszczył czoło, a potem uniósł głowę i spojrzał w niebo.

      – Kurwa. Kurwa! – Westchnął i skupił spojrzenie na mnie. – Twój chłopak właśnie zrównał mnie z ziemią. A myślałem, że to ja jestem górą.

      Ścisnęło mnie w gardle. Nie wiedziałam, co na to odpowiedzieć.

      Najwyraźniej Cross też nie wiedział, bo milczał.

      W końcu Channing odezwał się cicho:

      – Masz zostać w domu, łapiesz?

      Cross spojrzał mu w oczy.

      Channing skinął w jego stronę.

      – I ty też. Sytuacja nie wygląda dobrze, ale masz rację. – Na chwilę przymknął powieki, a w powietrzu zawisła złowieszcza groźba, gdy powiedział: – Postaraj się nie zajść w ciążę, Bren. Mówię serio.

      – Nie zajdę. I nie jestem w ciąży. Zawsze się zabezpieczamy.

      Przestąpiłam z nogi na nogę, czując wzbierający się we mnie wstyd.

      – Jezusie. – Channing znowu uniósł głowę w stronę nieba, tylko na moment. – Co muszę wiedzieć o rywalizacji między miastami?

      Napięcie w powietrzu zelżało.

      Znowu mogłam oddychać. Wróciliśmy do spraw ekipy. To był dla nas wspólny język, wręcz nas łączący.

      Cross oświadczył w naszym imieniu:

      – To nasza sprawa i my się nią zajmiemy.

      – Cross… – zaczął Channing.

      – To sprawy szkolne. Nasze terytorium. Nie twoje.

      – To też moja sprawa, jeśli mają ucierpieć na tym ludzie mieszkający w tym mieście.

      – Że co? Chcesz walczyć z bandą bogaczy z Akademii? Musisz nieco poluzować smycz, dać nam trochę wolności. Sami się tym zajmiemy.

      – Gdy ostatnio do tego doszło, ucierpieli postronni. Ktoś niemal został zgwałcony.

      – I facet za to odpowiedzialny trafił do więzienia. Słyszałem tę historię. To był jeden z waszych.

      – Broudou nie był jednym z naszych – syknął Channing.

      – Pochodził z Roussou. Wiesz, co mam na myśli.

      Channing popatrzył na niego, zastanowił się. Opuścił dłonie i rozluźnił ramiona.

      – Dobra. Wycofam się, ale pod jednym warunkiem.

      Cross i ja czekaliśmy w skupieniu.

      – Jeśli będziecie musieli zrobić coś, od czego nie ma odwrotu, najpierw przyjdźcie z tym do mnie. Jasne?

      Cross pokiwał głową. Mój brat przeszył mnie wzrokiem.

      – Bren. Musisz dać mi słowo.

      Z wysiłkiem pokiwałam głową. Paliło mnie w gardle.

      – Żadnego dźgania ludzi, szczególnie pracowników szkoły, zwłaszcza gdy w pobliżu są kamery. Rozumiesz?

      Okej. To do mnie trafiło.

      – Tak.

      – To dobrze. – Zaklął pod nosem i zmierzył Crossa wzrokiem. – Przerażający z ciebie gówniarz, wiesz?

      Po tych słowach mój brat obszedł nas i poklepał Crossa po plecach mocniej niż to konieczne, ale Cross ledwie drgnął. Przyjął ten gest ze skinieniem głowy, a mój brat wrócił do swojego biura. Jego kumple podążyli za nim. Wszyscy poza moim kuzynem.

      Scratch podszedł do mnie.

      – Jeśli dojdzie do sytuacji, o której nie będziesz mogła porozmawiać z bratem, to przyjdź z tym do mnie, dobra?

      Pokiwałam głową. Uniósł rękę i wyciągnął mały palec.

      – Obiecaj mi to, Bren.

      Owinęłam swój mały palec wokół jego.

      – Obiecuję.

      To mu wystarczyło. Obrócił się, szturchnął mnie ramieniem, posłał mi szeroki uśmiech, po czym obszedł początek kolejki, ominął ochroniarzy i zniknął w barze, którego był właścicielem na spółkę z moim bratem.

      – Dlaczego czuję się tak, jakbym uciekł niedźwiedziowi, który trzymał mnie za gardło? – mruknął Cross.

      Westchnęłam.

      – Bo tak było. – Posłałam mu znaczące spojrzenie. – A co do tego, co powiedział o mnie…

      Zamilkłam.

      Cross czekał. Nie dokończyłam, on jednak wiedział, co chciałam powiedzieć. Wyciągnął rękę, położył mi dłoń na karku i przyciągnął mnie blisko siebie.

      – Jestem przy tobie – powiedział łagodnie, a potem się nachylił, by nakryć moje usta swoimi.

      I tylko tyle potrzebowałam.

      12

      W sumie podczas pokazu street dance’u nie wydarzyło się nic ciekawego.

      Mówię „w sumie”, bo to w końcu Roussou, pokaz tańca, a nasze życie jest, jakie jest. Natomiast jeśli chodzi o rywalizację między miastami, to nie wydarzyło się nic. Ludzie z Akademii i szkoły publicznej wzajemnie się obserwowali, ale wszyscy trzymali się swojej strony. Było jak za dawnych czasów – a przynajmniej jak w opowieściach Heather.

      Zaczął się dzień trzeci Weekendu Okręgowego.

      Impreza organizowana przez Frisco miała miejsce w lesie, podobnie jak ta, którą urządziło Fallen Crest. W obu tych miejscach płonęły ogniska, choć to w Fallen Crest nawet się nie umywało do ogniska Frisco. Ich stos był wysoki niemal jak budynek i rozświetlał nocne niebo.

      – Chyba zakochałem się w ogniu. – Zellman zatrzymał się nagle, gdy podeszliśmy bliżej. Parking był wypełniony po brzegi, samochody stały po obu stronach żwirowej ścieżki i ciągnęły się przez kilometr.

      Rozejrzałam się i zauważyłam, że w okolicy nie ma żadnych domów. Po prawej dostrzegłam pole, po lewej rozciągał się las, a pomiędzy nimi na polanie stało palenisko. Otaczała je wysoka metalowa konstrukcja mająca za zadanie przytrzymywać całość. Wokół pola i przy lesie stały pick-upy, a na otwartych skrzyniach znajdowały się chłodziarki.

      W tle dudnił rap, ale nie przesadnie głośno. Ludzie rozmawiali, śmiali się i pili. Kiedy się zbliżyliśmy, zobaczyłam, że jakiś facet ciągnie dziewczynę na pole. Inna się zataczała, a koleżanki próbowały trzymać ją prosto. Chłopak podszedł do nich, nachylił się i przerzucił sobie dziewczynę przez ramię.