sobie miłość. Ten moment nastał wcześniej, niż powinien, ale jak można tego nie zrobić, gdy twój chłopak i najlepszy przyjaciel wyjmuje broń z zamiarem popełnienia morderstwa, a ty wiesz, że tylko tak możesz go powstrzymać? Powiedziałam słowo na „K” i nie mogłam tego cofnąć. Przy innych nie używaliśmy wobec siebie pieszczotliwych określeń, bo byliśmy raczej skrytą parą. Wczoraj na przykład Cross powiedział do mnie „kochanie”, a ja wydyszałam jego imię, mocniej przyciskając do niego biodra. Powinnam go raczej nazywać „Jezu, daj mi skończyć, na litość boską”.
– Nie znoszę was – oznajmił Jordan.
Zellman uśmiechnął się promiennie i poklepał go po ramieniu.
– Wiesz, jestem z ciebie dumny. Spójrz tylko na nas. – Rozejrzał się po naszej grupie. – Ja mam pannę do bzykania. Jordan jest pod pantoflem, a ty i Cross… jesteście tacy jak zawsze. – Skinął głową, poważniejąc. – Wszyscy dorastamy. Jasna cholera. – Jego twarz pojaśniała, jakby ktoś włączył żarówkę. – Za miesiąc kończymy liceum. I co my dalej, kurwa, zrobimy?
Iiiii… można było usłyszeć przelatującą muchę.
Wszyscy zamilkliśmy. Wizja tej rozmowy ciążyła nam już od dawna.
A może tylko mnie.
Ukończenie liceum oznaczało zmiany. Dojrzewanie. Skończymy z ekipą. Wyprowadzimy się. Zostaniemy. A może… nie miałam pojęcia, co zrobimy, i w tym tkwił problem.
Po liceum większość ekip się rozpada. Utrzymała się tylko jedna, ale nawet ona – mówię tu o grupie mojego brata – poniekąd odkleiła się od swojego przywódcy Channinga. Już nie byli oficjalnie ekipą, ale wciąż trzymali się razem. To była taka szara strefa.
Ale wróćmy do nas i rozmowy, której wcale nie powinniśmy byli zaczynać.
Jak na zawołanie Jordan zakaszlał.
– To co… idziemy na to ognisko wieczorem?
Zellman się rozpromienił.
– Serio?
Cross skinął głową Jordanowi, a potem podszedł do mnie. Jego ręka musnęła moją.
– Tak. Chcę wyczaić tę laskę, z którą jest mój ojciec. Chcę sprawdzić, jaka jest.
– Jasne. Możemy to zrobić. Wystarczy, że przejedziemy obok jakiegoś budynku, czy masz w planach coś innego? – Jordan przeniósł wzrok z Crossa na mnie i z powrotem.
Cross też na mnie spojrzał.
Włoski na karku stanęły mi dęba.
– Co chodzi ci po głowie?
– Dzisiaj wieczorem Kade Enterprises urządza przyjęcie w ich country clubie. Wiem o tym, bo Race pytał, czy się wybieram. Jego rodzice idą. Zastanawiał się, czy mógłbym do niego wpaść, skoro oni zmuszą go do pójścia na tę imprezę przed ogniskiem.
– Chwila. – Zellman uniósł dłonie. – Wydawało mi się, że oni też się rozwodzą.
– Tak. Mimo to idą razem.
– Mama Race’a się tam przeprowadziła, a jego tata jest dziany – dodał Jordan. – Chce się poprzymilać do bogaczy z Fallen Crest ze względu na interesy.
– Cholera. Dobry pomysł.
I wtedy Jordan i Cross znowu na mnie spojrzeli.
Poczułam kamień w żołądku. Wydawało mi się, że wiem, o co chce zapytać, ale wychrypiałam:
– Musisz to powiedzieć na głos. Nie mogę nic zrobić, jeśli mnie nie poprosisz.
Cross odpowiedział bez wahania:
– Chcę się włamać do jej mieszkania, przeszukać je na tyle, na ile się da.
– Wchodzę w to – odparł Zellman, już kiwając głową.
Nasza ekipa właśnie tak działała.
Jeśli jedno z nas czegoś potrzebowało, wspieraliśmy się nawzajem.
Jedynym problemem byłam ja.
Wciąż byłam na warunkowym.
Mimo to pokiwałam głową.
– To dokąd jedziemy?
3
Kochałam Crossa.
Przyjaźniliśmy się od siódmej klasy, należeliśmy do jednej ekipy – od zawsze byliśmy nierozłączni, kiedyś nasza relacja miała jednak charakter platoniczny, a Cross uchodził za męską dziwkę. To wszystko się skończyło na początku roku szkolnego. Wówczas sprawy przybrały taki obrót, że nie dało się tego cofnąć. I tak to właśnie teraz wyglądało.
Siedziałam z Crossem w ciężarówce, dochodziła dziesiąta. Poprosiliśmy Race’a, żeby był naszymi oczami i uszami w country klubie – zgodził się, bo miał u nas dług po tym, jak w zeszłym roku go uratowaliśmy. Zgodził się zostać na przyjęciu (ignorując błagania Taz, by dołączył do niej na ognisku) i mieć na oku tatę Crossa i jego partnerkę.
Telefon Crossa znowu zawibrował. Odkąd opuściliśmy Roussou, ciągle dostawał esemesy. Jordan skręcił w drogę prowadzącą na ekskluzywne osiedle wysoko na wzgórzu. Wszystkie domy w okolicy wyglądały szpanersko.
– Który to już? – zapytał Jordan.
– Trzynasty – odparł Cross.
Wszyscy się uśmiechnęliśmy. Taz po raz trzynasty poprosiła Race’a, by dołączył do niej na ognisku.
Cross odpisał.
– I co napisałeś? – Zellman zajrzał do kabiny pick-upa przez tylne okno.
Cross wsunął telefon do kieszeni i obejrzał się.
– Żeby dał nam jeszcze pół godziny, potem może jechać.
– Pół godziny? – zapytałam, gdy Jordan zatrzymał się przed posiadłością. – Jesteś pewien?
Wystarczyło spojrzeć na to miejsce, by się domyślić, że jest dobrze strzeżone. Nad bramą zamontowano kamerę.
To nie był najlepszy pomysł.
– Cholera. – Jordan uderzył w kierownicę i nachylił się, by lepiej się przyjrzeć budynkowi. – Cross, stary…
– Jeśli przejdziemy przez bramę – podjęłam – gwarantuję ci, że policja od razu zostanie powiadomiona, a komisariat nie znajduje się zbyt daleko, zaledwie u podnóża wzniesienia. Nie możemy tam wejść.
Cross spojrzał na dom niezadowolony, żyła zapulsowała na jego szyi.
– To jest, kurwa, adres, który ojciec podał matce. Zapisał go na kartce, która leżała w jej gabinecie obok komputera. Czym, do ciężkiej cholery, dziewczyna ojca zajmuje się w Kade Enterprises? – Wyjrzał przez okno, jakby posiadłość lub luksusowe osiedle miały udzielić mu odpowiedzi.
Rozejrzałam się. Wiedziałam, że nie dostaniemy się na tę posesję, ale już samo osiedle mnie zdumiało – nie mogłam uwierzyć, że ludzie naprawdę tu mieszkają. Nawet trawniki były dopieszczone, a przynajmniej te, które widziałam przez bramy. W chodnikach nie było pęknięć. Na drzewach wisiały kryształowe lampki. Przy drodze ciągnęły się rzędy palm. Wszystkie lampy uliczne działały. Jakaś kobieta wyprowadzała na różowej smyczy małego pieska – mogłabym się założyć, że jego obroża była wysadzana diamentami. Może to tylko cekiny? W każdym razie tutejsi na pewno byli bogaci.
Poczułam się mikroskopijnie mała.
Kobieta przyglądała się nam uważnie, zbliżając się, a potem zobaczyła mnie. W jej oczach pojawił się błysk podejrzliwości i włożyła rękę do kieszeni.
– Musimy