archiwum P. Płatka
Najważniejszym zadaniem kilkunastoosobowej już ekipy była w tym okresie praca nad Czy to był sen?.
Z tym filmem jest jak z legendą o yeti: wszyscy o nim słyszeli, nikt nie widział. Nie istnieje dziś żadna kopia Czy to był sen?. Zaginął tak dawno temu, że powątpiewano nawet, czy w ogóle został nakręcony. Przepadł też scenariusz, pozostało tylko krótkie streszczenie; w spisie produkcji Studia figurował jako film antywojenny.
A jednak istniał. Trwał jedenaście minut, jego reżyserem był Lachur.
– Ten film to było moje rozliczenie z okresem wojny i okupacji. W filmie jest pastereczka, która wypasa gąski. Nieoczekiwanie pojawia się złowrogi motyl, którego uderzenie skrzydłem powoduje, że otwiera się świat pełen zła, niebezpieczeństw. On jest malowany na czarno. Wszędzie jest ciemno. Wyłaniają się stwory, które atakują pastereczkę. Dziewczyna ucieka, po drodze gubi buty, traci orientację – opowiadał Lachur.
Wszystko kończy się jednak happy endem:
– Nadchodzą krasnoludki i przeganiają demony. Dziewczynka budzi się i na sam koniec pięknie śpiewa. Czy to był tylko sen?
Lachur bardzo często w swoich filmach i obrazach umieszczał córki. Tu pastereczką była najstarsza z nich, Marysia. Dorosła Maria Lachur zamieszkała we Wrocławiu, była pracownikiem dydaktycznym w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych.
Dla Lachura Czy to był sen? był bardzo ważny. Zdawało się, że wojna, która zabiła tyle milionów ludzi, również pojawiła się właściwie znikąd, bez żadnego powodu zagrażając ludziom. W filmie pomoc przychodzi ex machina, dziewczynka nie może się uratować sama; jest zabawką w rękach nieznanych sił. Na końcu wprawdzie śpiewa szczęśliwa, lecz przecież to żadne pocieszenie – w każdej chwili może ponownie nadlecieć inny motyl i znowu machnąć skrzydełkiem. Ale czy dzielne krasnoludki też się wówczas pojawią i rozprawią z potworami?
Choć zalążek Czy to był sen? spodobał się samemu Fordowi, ostatecznie film nie wszedł na ekrany kin w socjalistycznej Polsce. I nic dziwnego – według panującej ideologii zło nie było przypadkowe ani nie brało się znikąd. Jego źródłem był wrogi kapitalizm, burżuazja, Stany Zjednoczone, bogaci fabrykanci. A ratunek leżał przecież nie w rękach najlepszych nawet krasnoludków, ale w sojuszu państw socjalistycznych i silnej armii radzieckiej, całkowicie nieobecnych w tym filmie.
Tego zagmatwania ideologii Zdzisław Lachur – choć doskonale wiedział, jak walczyć o pieniądze i etaty w partyjnych gabinetach – najwyraźniej nie wyczuwał. Polska wchodziła właśnie w najgorsze lata stalinizmu, a on starał się zrobić artystyczny obraz o dziewczynce i wojnie, w ogóle nie myśląc o tym, na co zwracali uwagę przyjęci przez niego do pracy inni rysownicy: film musi mieć słuszną linię, czegoś uczyć, z czymś walczyć, przed czymś ostrzegać.
Po tej zaginionej animacji została pamiątka – pastereczka Marysia, a właściwie rysunek jej buzi. Mimo że film trafił na półki, ta twarz zdobiła koszulki zespołu piłkarskiego stworzonego przez pracowników Studia, jako ich znak rozpoznawczy.
W willi Boda Studio staje się rodziną. Przetrwa ona przez następne lata i kolejne lokalizacje. Wszyscy razem mieszkają, pracują, jedzą i się bawią. Niektórzy wzięli ze sobą swoje prawdziwe rodziny, które nie miały się gdzie podziać – matki, żony i dzieci.
Mama Aleksandra Rohozińskiego bierze na siebie gotowanie, choć to często określenie na wyrost, bo pieniędzy szybko zaczyna brakować. Najczęściej gotuje więc zupy, bo nimi najłatwiej się najeść. Kiedy brakuje składników nawet na zupę, po prostu przygotowuje półmiski chleba z marmoladą. Tym chlebem z marmoladą na śniadanie, obiad i kolację żywili się najdłużej.
Zespół Studia Filmów Rysunkowych, od lewej: L. Lorek, W. Nehrebecki, S. Dűlz, L. Marszałek, E. Wątor, M. Kijowicz, A. Ledwig, J. Schőnborn, L. Mech, W. Wajser
Źródło: archiwum Studia Filmów Rysunkowych
Wszyscy palą, ale nikt nie ma za co kupować papierosów, więc po pracy snują się po Wiśle, zbierają niedopałki, wysypują tytoń i robią skręty.
Antoni Pradella z jakiegoś powodu uznaje, że jest poszukiwany przez wywiady państw zachodnich, które go tu, w Wiśle, zamierzają dopaść. Koledzy uważają, że to jego kolejny bajer, by podrywać dziewczyny.
Wszyscy wciąż robią sobie żarty. Leszek Kałuża opowiada, że ich ulubionym był numer z wodą. Jeden z rysowników zagadywał siedzącą na krześle dziewczynę, a drugi powolutku nalewał od tyłu wodę na to krzesło, aż ta orientowała się, co się dzieje, i uciekała z mokrą sukienką. Kawał tak bardzo podobał się chłopakom, że pewnego dnia zrobili go aż trzykrotnie jednej z koleżanek. Dużo trudu wymagało z kolei precyzyjne przecięcie ołówka, wyjęcie grafitowego wkładu, a następnie sklejenie przyboru na powrót. Potem całe Studio pękało ze śmiechu, kiedy ofiara próbowała zatemperować taki ołówek, a im dłużej temperowała, tym bardziej nie mogła dojść do grafitu.
Lechosławowi Marszałkowi Kałuża zrobił numer z cegłą. Reżyser był bardzo przywiązany do swojego radia i kiedyś niebacznie pożyczył je koledze, zastrzegając, że następnego dnia liczy na zwrot. Kałuża zapakował mu cegłę. Wkurzony Marszałek wziął na nim rewanż: założyli się, kto przepłynie pod wodą dłuższy dystans. Kałuża starał się, jak mógł, ale przegrał. Dopiero rozbawieni koledzy uświadomili mu, że Marszałek ani przez chwilę naprawdę nie nurkował.
„Piramida atletyczna” zespołu SFR
Źródło: archiwum rodzinne Joanny Giersz
Jednego dnia wszyscy w Studiu zmówili się przeciwko Stanisławowi Dülzowi. Każdy, kogo spotykał, pytał go z troską, czy coś mu jest, bo źle wygląda i jest bardzo blady. Pod koniec dnia Dülz czuł się już naprawdę chory i postanowił iść do lekarza. Koledzy umierali ze śmiechu.
Załoga Studia to wtedy wciąż sami mężczyźni; kobiety, które są obok, to matki, żony, kochanki. Wydaje się, że otaczająca ich rzeczywistość nie istnieje. A przecież rysują i bawią się już w stalinizmie: Polska protestuje przeciwko przekształceniu zachodnich stref okupacyjnych w państwo niemieckie, w czerwcu 1948 roku UB aresztuje Zygmunta Szendzielarza, pseudonim Łupaszka, dowódcę brygady AK; zostanie stracony trzy lata później. Pisarze mają być wysyłani do fabryk i na wieś, by poznali trud pracy fizycznej.
Tymczasem, jak wspomina Leszek Kałuża, oni wynajmują modelki, które szkicują nagie, by zrozumieć, jak się rysuje ludzkie ciało. Pewnego razu bracia Lachurowie z Leszkiem Lorkiem sprowadzają do Studia młodą Cygankę. Następnie błyskawicznie z nią znikają, choć wszyscy ją też chcą rysować nagą, i wracają dopiero następnego dnia.
Uwielbiają grać w piłkę nożną i uważają, że są na tyle dobrzy, że zrobią karierę w Pucharze Polski. Za najlepszych uchodzą Struzik i Wajser, którzy czasem grają nawet w bielskich drużynach ligowych. Leszek Kałuża opisał te piłkarskie nadzieje w swoich wspomnieniach: widzieli się w rywalizacji z drużynami zawodowymi, kto wie, może nawet ze ścisłej czołówki, z warszawską Legią lub którąś z pierwszoligowych śląskich drużyn. Sprawdzian nastąpił w meczu pierwszej rundy Pucharu Polski z lokalnym rywalem, drużyną fabryki Befama w Bielsku-Białej. Zaczęło się nieźle, ale kontry rywali wykończyły