przejęłaby się jego losem. Piaszczysty Kolec powiedziałby, że to bóle dorastania, które świadczą o przeobrażaniu się we wspaniałego wojownika.
Gdzie jest ojciec? – zastanowił się Wysoka Łapa i przeszukał wzrokiem całą polanę. Nie widział go od czasu ceremonii nadawania imienia. Wczoraj, zaraz po treningu, udał się prosto na posłanie i spał już, gdy patrol podkopków wrócił z tuneli.
– A więc udało ci się wstać, Wijowa Łapo? – spytał Ryjówcza Łapa, wbijając w niego spojrzenie.
– Tak, robaczywy oddechu – syknął Wysoka Łapa.
Świtająca Pręga obróciła się w miejscu.
– Tylko kocięta obrzucają się wyzwiskami – prychnęła.
– To Ryjówcza Łapa zaczął!
Mentorka spojrzała na niego surowo, a złośliwy kocur zastrzygł wąsami.
– Najwyraźniej Donosicielska Łapa powinien wrócić do żłobka.
By powstrzymać się przed przeoraniem pazurami nosa tego mądrali, Wysoka Łapa wbił je w ziemię. Na szczęście kotka stanęła między nimi.
– Później dołączymy do starszych uczniów, by pomóc im w ostatniej ocenie.
Młody kocur zamrugał.
– W jaki sposób pomóc? – spytał, wyobrażając sobie, że zostanie poturbowany w udawanej bitwie.
– Potrzebują przynęty do ćwiczeń w tropieniu.
– Czy ja też mogę pomóc? – Ryjówcza Łapa zaczął łasić się do Pochmurnego Pędu.
Bladoszary kocur pochylił głowę.
– Spytaj Zajęczego Lotu – odrzekł i zwrócił się do Świtającej Pręgi: – Spotkajmy się przy Widokowej Skale.
– Dobrze. Gdy tylko Wysoka Łapa się rozgrzeje.
– Już jestem rozgrzany – oznajmił jej uczeń.
Słońce pory zielonych liści rozgrzało mu sierść, choć ledwie wzniosło się nad wrzosy.
– Miałam na myśli rozciągnięcie mięśni – wyjaśniła mentorka. – Przed pracą ze starszymi uczniami musisz pozbyć się zesztywnienia z wczoraj.
Wysoka Łapa poczuł, jak pali go futro, ale już nie od słońca. Ukradkiem spojrzał na Ryjówczą Łapę, przygotowany na jakiś zjadliwy komentarz. Nagle tuż przed nim pojawiła się plama brązowej sierści, odwracając jego uwagę.
– Witaj, Hikorowy Nosie – miauknął.
Podkopek przeszedł tuż obok, nie odezwawszy się słowem. Ruszył ku tunelowi wyjściowemu. Tuż za nim szedł rudy kocur.
– Piaszczysty Kolcu! – krzyknął syn, puszczając się biegiem.
Ale ojciec zdawał się go nie słyszeć. Młodszy kot w zdumieniu obserwował, jak podkopek nurkuje w tunelu i znika. Poczuł, jak wąsy Świtającej Pręgi łaskoczą go w uszy.
– Jego głowę musi zaprzątać nowy tunel – mruknęła. – Mglista Mysz mówiła, że dotarli do problematycznej warstwy żwiru.
– Może i tak – odparł Wysoka Łapa, ze smutkiem patrząc na drżący wrzos. Czy od teraz podkopki będą go traktować, jakby był członkiem innego klanu?
Zajęczy Lot ponaglił swego ucznia.
– Ruszajmy.
Świtająca Pręga mu zawtórowała.
– Chodź, Wysoka Łapo, wypędźmy sztywność z twoich łap. – Przecisnęła się przez krzewy. Za nią podążyły pozostałe koty.
Jej uczeń zamykał pochód. Zastanawiał się, jak właściwie można „wypędzić sztywność” z obolałych nóg.
Gdy wyszedł na miękką trawę po drugiej stronie, lekki wiatr pogładził jego uszy. Rozejrzał się po wrzosowisku, szukając śladu Piaszczystego Kolca, ale ojciec zdążył już zniknąć. Między dwoma krzakami natomiast dostrzegł złocisty ogon mentorki. Słyszał też odgłosy jej kroków, pobiegł więc w tamtym kierunku, zygzakując wijącą się ścieżką i mrużąc oczy, gdy gałązki smagały go po pysku. Czy kiedyś będzie znał wszystkie szlaki wiodące przez wrzosowisko równie dobrze jak Świtająca Pręga? Pędziła przed nim, stawiając pewne kroki i skręcając równie zwinnie co królik. Tymczasem Wysoka Łapa potykał się o korzenie i starając się nie upaść, czuł, jak zarzuca nim na zakrętach.
Wrzosy przerzedziły się i nagle trafił na polanę na zboczu wzgórza. Mentorka się zatrzymała.
– To tu odbędziesz większość treningów. – Skinęła głową w kierunku rozległej połaci trawy, na której skraju leżał stos głazów.
Zajęczy Lot i Ryjówcza Łapa wyskoczyli z wrzosów za nimi. Starszy kocur smagnął ogonem.
– Trzy rundki! – nakazał uczniowi.
Ten zerwał się do biegu wzdłuż linii krzewów otaczających polanę. Mknął po trawie szybko jak nurkujący ptak.
– Ja też mam biec? – spytał Wysoka Łapa.
– Tylko tam i z powrotem – odparła mentorka.
Rzucił się do biegu, wkładając w to całą siłę. Nie chciał wlec się za towarzyszem z legowiska.
– Spokojnie! – krzyknęła za nim Świtająca Pręga. – Masz się tylko rozgrzać, pamiętasz?
Tak samo jak rozgrzewa się Ryjówcza Łapa – pomyślał i jeszcze przyspieszył.
Paliły go płuca. Poczuł kolkę pod żebrami, tymczasem ciemnobrązowy kocur był już w połowie drogi powrotnej. W tym tempie zdubluje go przed metą! Wysoka Łapa zmusił się do dalszego biegu. Trawa migotała pod nim, gdy walczył o każdy kolejny oddech. Ryjówcza Łapa prześlizgnął się obok mentorów. Drugi uczeń zaczął nadrabiać straty. Wziął kolejny głęboki wdech, pokonał ostatnie kilka długości ogona i wyhamował przy Świtającej Prędze.
Zwalił się na trawę, dysząc ciężko.
– Szybko, co? – sapnął, zadowolony z efektu.
– To nie był wyścig – odparła mentorka, pochylając się nad nim. – Najlepszy wojownik to taki, który pod koniec bitwy nadal potrafi walczyć. Nie zużywaj całej swej siły już w pierwszej walce.
Młody kocur podniósł zamglony wzrok; wciąż z trudem łapiąc oddech.
– Dalej, Ryjówcza Łapo! – zawołał Zajęczy Lot. – Dłuższe kroki!
– Obserwuj go – nakazała kotka. – Zobacz, ile terenu pokonuje z każdym susem. Jak się rozciąga, ilekroć jego łapy odrywają się od ziemi. Prędkość jest kluczowa, ale zawsze musisz ją kontrolować. – Szturchnęła go nosem, by wstał. – Jesteś szybki, ale biegasz jak ofiara, nie łowca.
Zajęczy Lot obserwował ucznia.
– Dobra praca łap! – zawołał, gdy Ryjówcza Łapa świsnął obok niego.
Drugi kandydat na sprintera poczuł podmuch.
Przypatrywał się, jak biegacz wyginał z każdym krokiem kręgosłup, wyciągał przednie łapy i podwijał tylne, a potem znów gwałtownie się rozprostowywał.
– Czy mogę spróbować jeszcze raz? – spytał Świtającą Pręgę.
– A odzyskałeś oddech?
– Tak.
– Ale nie skupiaj się na prędkości – pouczyła go. – Siła przyda ci się później.
Wysoka Łapa skłonił głowę i odmaszerował. Szybko przeszedł do biegu po trawie, z początku nie wydatkując całej energii,