zmarszczył wąsy. Wiedział, że jego rodzice byli podkopkami, ale czy z tego powodu nie mógł się bawić na Łownych Skałkach?
Kaszelek wyciągnął przednią łapkę w dół.
– Zignoruj go i spróbuj jeszcze raz!
Malec skoczył ku łapce kolegi i poczuł, jak ta zaciska się wokół jego własnej. Przebierał nogami, podczas gdy Kaszelek się zaparł. Skrobiąc o kamień, zdołał się w końcu wdrapać na głaz.
– Dzięki! – Przysiadł obok kocurka, czując chłód pod łapkami.
Omiótł spojrzeniem obóz. Na jasnym, bezchmurnym niebie świeciło słońce, powoli ogrzewając tufury – niskie pagórki, jakich pełno było na wrzosowisku – wybrzuszające się niczym kłaki sierści rozrzucone po tworzącej obóz zmarzniętej polanie. Zagonek paproci podkopków lśnił na pomarańczowo, a długie źdźbła trawy otaczające gniazda wrzosowych sprinterów pochylały się, gdy mróz wypuszczał je z uścisku.
W wejściu do legowiska starszyzny pojawił się biały pysk.
– Wcześnie wstaliście, młodziki! – Biała Jagoda wyślizgnął się na zewnątrz i ostrożnie przysiadł na zimnej trawie o długość ogona od Łownych Skałek.
Za nim wyszła, kuśtykając, Liliowy Wąs. Stanęła i zaciągnęła się mroźnym powietrzem. Była najmłodsza w legowisku, dużo młodsza od Białej Jagody, Płomiennej Skóry i Młócącej Stopy. Zamieszkała ze starszyzną po tym, jak jej łapa stała się niesprawna, gdy została zmiażdżona w walącym się tunelu.
– Chcesz pospacerować po wrzosowiskach? – spytała Białą Jagodę.
Kocur spojrzał na nią.
– O ile nie zażyczysz sobie, abym właził do króliczych nor.
– Nie po tym, co wydarzyło się ostatnio – mruknęła. – W życiu nie widziałam kota czmychającego z tunelu przed królikiem.
Biała Jagoda przestąpił z łapy na łapę.
– Myślałem, że to lis.
– Twój węch musiał się zupełnie stępić. – Drwiąco smagając powietrze ogonem, Liliowy Wąs pokuśtykała ku wyjściu z obozu. Jej bezwładna tylna łapa zostawiała ślad w płytkim śniegu.
Biała Jagoda wstał i ruszył za nią, mówiąc:
– I twój się stępi, gdy spędzisz jeszcze kilka księżyców w legowisku z Młócącą Stopą i jego lisim oddechem.
– Nie jest wcale tak źle – rzuciła za siebie.
– Może zechcesz się zamienić posłaniami? – Dogonił ją. – Ostatniej nocy chrapał mi prosto w pysk. Śniło mi się, że wpadłem do borsuczej nory.
Gdy zniknęli we wrzosowym tunelu, minął ich bladorudy kocur wkraczający do obozu.
Piaszczysty Kolec! – Wyżek uniósł ogon, gdy jego ojciec znalazł się na środku polany. Sierść rudego wojownika była powalana ziemią.
– Zostawiłem stos patyków przy wejściu do tunelu! – krzyknął do Wełnianego Ogona.
Szaro-biały podkopek uniósł nos.
– Świetnie – miauknął. – Już po południu będziemy mogli zacząć wzmacniać sklepienie.
– Będziecie musieli poradzić sobie beze mnie. – Piaszczysty Kolec ruszył ku Łownym Skałkom. – Wyżku! Chcę ci coś pokazać.
– Co takiego? – Kociak zamrugał z ekscytacją, patrząc na ojca.
Czy chciał pokazać mu wrzosowiska? Malec ześlizgnął się z kamienia i przebiegł przez trawiaste kępki trzęślicy. Zatrzymał się przy kocurze, który zlizał gałązkę wrzosu z jego ucha i wypluł ją na ziemię.
– Już pora, byś nauczył się kopać.
Rozczarowanie zaciążyło mu jak kamień w brzuszku. Nie chciał kopać. Pragnął zobaczyć wrzosowisko i poczuć wiatr w sierści!
– Wyżek idzie się bawić w robala! – zaszydził Ryjówek ze szczytu głazu.
Malec odwrócił się gwałtownie.
– Robale nie kopią!
– Zignoruj go. – Kaszelek wystąpił przed brata. – On się tylko droczy.
Piaszczysty Kolec prychnął.
– Typowy wrzosowy sprinter, boi się, że wpadnie mu do oczu piasek.
Ruszył ku paprociom podkopków. Wyżek popędził za nim i wślizgnął się pod brzuch ojca, który stał przy posłaniu Wełnianego Ogona. Rozkoszując się ciepłem ojcowskiego brzucha na swym grzbiecie, kociak wyjrzał spomiędzy jego przednich łap.
– Czy sądzisz, że patyki utrzymają sklepienie? – spytał Piaszczysty Kolec.
Drugi podkopek zastrzygł wąsami.
– Wytrzymają do momentu, aż wtoczymy na ich miejsce kamienie.
– Może powinniśmy obrać inną trasę ku rozpadlinie? – Brzuch ojca zadrżał nad Wyżkiem.
Wełniany Ogon pokręcił głową.
– Do gliny nie może być już daleko. Będzie ciężej kopać, ale rzadziej wystąpią zawały.
Piaszczysty Kolec strzelił wzrokiem ku legowisku starszyzny. Wyżek odgadł, że myśli o zmiażdżonej łapie Liliowego Wąsa.
– Może powinniśmy zbadać kolonie królików położone wyżej? Mamy szansę trafić na pęknięcie w glinie, w które będziemy mogli się wkopać.
– Ale zrobiliśmy już takie postępy w porze opadających liści! Zaczynać od nowa to marnotrawstwo czasu. – Muskularne barki kocura się naprężyły. Były równie szerokie co Piaszczystego Kolca.
Czy gdy zostanę podkopkiem, też będę takie miał? – pomyślał Wyżek. Jego spojrzenie powędrowało ku Pochmurnemu Pędowi i Osikowemu Zachodowi. Byli znacznie smuklejsi, stworzeni do prędkości, a nie siły. Malec zastanawiał się, jak to jest biegać po wrzosowisku, z wiatrem czeszącym sierść. To zapewne lepsze niż bycie zmiażdżonym pod ziemią. Wyobraził sobie, że jego uszy i nos wypełniają się błotem, i aż się wzdrygnął.
– Dalej, Wyżku! – Głos Piaszczystego Kolca przebił się przez jego myśli. – Chodźmy.
Ojciec skierował się ku posłaniom wrzosowych sprinterów. Malec potruchtał za nim. Minęli paprocie i dotarli na płat nagiej ziemi za Wysmukłym Kamieniem.
– Tu dobrze się kopie – wyjaśnił kocur, gładząc ziemię łapą. – Właśnie tutaj po raz pierwszy nauczyłem się drążyć tunele.
Wyżek przyglądał się rozpulchnionej ziemi, zastanawiając się, jak wiele razy to miejsce rozkopywano i na powrót zasypywano, by kolejne podkopki mogły kształcić się w swoim rzemiośle.
– Czy nigdy nie nudziło cię to zajęcie? – spytał.
– Bycie podkopkiem nie oznacza tylko kopania – odparł ojciec. – Drążenie nowych tras podziemnych to jedynie część naszej pracy. Zajmujemy się również ich patrolowaniem, a do tego świetnie się tu poluje. Zwłaszcza w porze nagich drzew. Nie zapominaj, że to właśnie z tego powodu Lód Trzaskający pierwsze tunele drążył w króliczych norach.
Malec znał już legendę przodka. Była to jedna z pierwszych historii opowiedzianych mu przez Bladą Ptaszynę. Dawno temu ich krainę dotknęła najsroższa pora nagich drzew, jakiej kiedykolwiek doświadczył klan. Nigdzie pośród obsypanych śniegiem wrzosów i janowców nie dało się odnaleźć zwierzyny, więc jeden z najdzielniejszych wojowników Klanu Wiatru zapuścił się w królicze nory i przekopał je, by znaleźć pożywienie dla pobratymców.
– Troszczył