Ker Dukey

Skradzione laleczki


Скачать книгу

w klatce piersiowej. Chcę jak najszybciej zabrać siostrę do domu. Do mamy. Tak, mama czeka na nas z kolacją. Wracamy.

      Problem w tym, że Macy nie zamierza wracać. Nie boi się. No pewnie.

      Jest ciekawska. Zawsze uśmiechnięta. Chce poznawać świat.

      Wizyta na pchlim targu jest dla niej najlepszą atrakcją tygodnia. To jedyny dzień, kiedy tatuś pozwala nam pójść gdzieś dalej niż tylko do końca naszej ulicy. Co sobotę Macy wsadza do kieszeni dolara, którego zarobiła wcześniej pomagając w domu i ciągnie mnie na targowisko, gdzie do znudzenia ogląda rzeczy, na które nie ma pieniędzy. W końcu wybiera sobie coś za sumę, którą posiada, by chwilę potem zgubić to lub zepsuć. Za każdym razem muszę jej wtedy dawać coś swojego, żeby przestała tak strasznie płakać.

      Ratuję ją z opresji.

      Po każdym zmarnowanym dolarze.

      Tak, jak nauczył mnie tatuś.

      W przyszłości chcę zostać policjantką. Wtedy uratuję o wiele więcej osób, niż tylko siostrę. Pojadę do jednego z tych wielkich miast, które widzimy w ulubionych serialach mamy i znajdę ukryte tam potwory. Wpakuję je za kratki. Uratuję wszystkich. Kiedyś.

      Nie jestem impulsywna. Wcale mi się nie śpieszy.

      Mogę poczekać.

      Niestety, Macy nie zna słowa „cierpliwość”.

      – O Boże, Jade! – piszczy z szerokim, podekscytowanym uśmiechem, który natychmiast odwzajemniam. – Popatrz, jakie one piękne!

      Posyłam mordercze spojrzenie facetowi z wylewającym się sadłem, który od dobrych dziesięciu minut łazi za nami. Obserwuje moją siostrę. Patrzy, jak schyla się, by podnieść lalkę. Gdy zauważa mój wściekły wzrok, ma przynajmniej na tyle taktu, by zrobić zawstydzoną minę i się odwrócić.

      – Dwadzieścia osiem dolarów – mamrocze pod nosem zasmucona Macy.

      Na widok lalki, którą trzyma w rękach, na mojej twarzy znów pojawia się uśmiech. Porcelanowa laleczka ma na oko jakieś trzydzieści centymetrów, jedwabiste włosy sięgające podbródka i duże piwne oczy. Wygląda dokładnie jak Macy.

      – Och – wzdycham. – Faktycznie, przepiękna. Ale też bardzo droga. Musisz wybrać sobie coś innego.

      Chociaż nie jest zachwycona, posłusznie kiwa głową i odkłada lalkę na rozkładany stolik. Mamy już odejść, kiedy nagle zatrzymuje nas obcy głos.

      – Piękna lalka dla ślicznej laleczki – mówi łagodnie właściciel stoiska.

      Obydwie podnosimy wzrok, by na niego spojrzeć. Jestem zdziwiona, bo choć porcelanowe lalki są reliktem przeszłości, nie stoi przed nami starszy pan, ale młody, przystojny mężczyzna z łobuzerskim uśmieszkiem na ustach. Na głowie ma burzę brązowych loków, które wpadają mu na czoło i po części zakrywają bursztynowe oczy, a na policzkach niewielki zarost. Z pewnością jest starszy ode mnie. Ma pewnie około dwudziestu lat, ale otacza go aura niewinności, przez którą wydaje się młodszy.

      – Niestety, nie stać jej na tę lalkę – oznajmiam drżącym głosem. Sprzedawca wygląda tak słodko jak ci modele z magazynów dla nastolatek, które mama czasem kupuje nam w warzywniaku, jeśli akurat ma trochę więcej pieniędzy.

      Młody mężczyzna spogląda najpierw na mnie, potem na Macy, a następnie proponuje: – Hmm, więc może uda nam się dobić targu w inny sposób? Nie lubię, kiedy takie śliczne dziewczynki jak wy są smutne. Wolę, kiedy się… – Przerywa nagle, przygryzając dolną wargę i patrząc na mnie w zamyśleniu. Wstrzymuję oddech, niemal zahipnotyzowana. Czekam na to, co powie. – Uśmiechają – dokańcza, podchodząc bliżej. – Ile macie pieniędzy?

      Próbuję nie zwracać uwagi na to, jakie ten chłopak ma mięśnie. Ale ma! Nie tak jak Bo, mój sąsiad. On nadal wygląda jak chuchro, chociaż chodzi już do liceum. Ach, ten gość jest o wiele lepszy niż Bo. Lepszy nawet niż modele z magazynów! Zjawiskowy! Żołądek skręca mi się w supeł.

      Mama nazywa te supły hormonami. Mówi, że niedługo będę kobietą.

      – Mam dolara! – odpowiada z dumą Macy i unosi wysoko głowę. Sprzedawca znów odwraca wzrok w jej stronę, a ja mimowolnie robię się zazdrosna. Czemu nie patrzysz na mnie? Spójrz tutaj! Siostra ma rumieńce na twarzy. Obecność takiego przystojniaka musi ją zawstydzać.

      Chłopak wybucha szczerym śmiechem. Nie złośliwie, nie tak, jakby się z niej naśmiewał. Pewnie po prostu uznał to za zabawne. A Macy za słodką…

      Kolejne ukłucie zazdrości. Ech, co za okropne uczucie. Szybko przypominam sobie jednak, że mam przecież opiekować się siostrą. Pilnować, by nie wpadła w kłopoty. I chronić przed napalonymi kolesiami. Powietrze jest coraz chłodniejsze. Tłum się przerzedza. Jest już późno.

      – No chodź, Macy – syczę, ciągnąc ją za łokieć. – Musimy wracać do domu. Te lalki są za drogie. Poza tym tatuś zabrania nam rozmawiać z nieznajomymi, pamiętasz?

      – Benny. – Sprzedawca posyła mi uśmiech. Podnosi jedną brew, aż ta znika pod burzą skołtunionych włosów. Na męskim policzku pojawia się dołeczek. – Już nie jestem nieznajomym. Mam na imię Benny.

      Rumienię się. Przełykam głośno ślinę.

      – Nie stać nas na tę lalkę.

      Wzrusza ramionami, patrząc raz na mnie, raz na siostrę, jak gdyby oglądał mecz tenisa stołowego.

      – Jak tam chcecie. – Odkłada zabawkę na miejsce.

      Macy staje twarzą do mnie. Zwykle jest urocza i beztroska, ale teraz, po raz pierwszy w życiu, w jej oczach widzę złość.

      – Masz trochę odłożonych pieniędzy. Może pożyczysz mi parę dolarów, co? Nigdy wcześniej nie miałam takiej lalki! – Ściąga brwi i wysuwa dolną wargę.

      Poczucie winy spływa po moim karku, niczym zimny pot. Powoli. Boleśnie powoli.

      – Nie mam dwudziestu ośmiu dolarów – oznajmiam sprzedawcy zachrypniętym głosem.

      Uśmiech chłopaka jest ciepły i czarujący. To wcale nie pomaga mi odzyskać spokoju. Czuję, jak robi się coraz goręcej… Zegar wciąż tyka, a do domu mamy daleko.

      – Mogę wam ją sprzedać za dwadzieścia. – Przechyla głowę, patrząc prosto w moje oczy. Nie mogę spokojnie ustać.

      Macy spogląda na mnie z nadzieją. Po wcześniejszej złości nie pozostał nawet ślad. Jej oczy znów świecą.

      – Piętnaście. Mam tylko piętnaście – wzdycham.

      Benny gładzi przez chwilę swój krótki zarost i rozważa, czy powinien przyjąć tę propozycję. W końcu na jego ustach pojawia się zwycięski uśmiech.

      – Zgoda. Niech będzie piętnaście.

      Macy piszczy z radości. Łapie prędko nową, ukochaną lalkę i kręci się w kółko, mocno przyciskając ją do piersi.

      Rozpuszczony bachor.

      – Dziękuję! Dziękuję! Dziękuję! Oddam ci jak najszybciej, przysięgam! – krzyczy.

      Przełykam ślinę, po czym przekazuję obojgu złe wieści:

      – Zostawiłam pieniądze w domu. Nie wiem, czy zdążę po nie wrócić i przyjść z powrotem, zanim zamkną targowisko.

      Ani czy tatuś pozwoli mi tu wrócić, dodaję w myślach.

      Chłopak marszczy brwi, mierząc nas wzrokiem.

      – No