Ker Dukey

Skradzione laleczki


Скачать книгу

uciekłam? Co to za miejsce? Jak długo biegłam, zanim uderzył we mnie samochód? Ile czasu jechaliśmy z pchlego targu do jego domu? Nie pamiętam marki ani modelu furgonetki. Etykietek na jedzeniu, które nam podawał. Żadnego szczegółu, który mógłby okazać się przydatny. Policja zadawała mi tyle pytań… Pytań, które teraz ja sama zadaję ofiarom.

      Ale to na nic. Niczego nie pamiętam.

      Policja przeszukała wtedy całą okolicę. Każdy dom, każdy skrawek lasu. Niczego nie znaleźli. Zupełnie, jakbym pojawiła się znikąd.

      Odkąd uciekłam, nie przestaję szukać siostry.

      I robię, co tylko mogę, by odnaleźć inne zaginione dziewczynki. Koledzy w żartach nazywają mnie tropicielką.

      Jestem bezwzględna i nie zawsze działam według przepisów. Nie boję się ich naginać, kiedy wiem, że to pomoże mi rozwiązać sprawę.

      Komendant Stanton i komisarz Wallis mnie za to nienawidzą. Nie jestem nawet w stanie policzyć wszystkich nagan, które dostałam za to, że zamiast działać według planu, goniłam króliczka aż do jaskini lwa. Ale to nieistotne. Wygrałam. Miałam sporo szczęścia i nadal będę na nie liczyć. Muszę ją odnaleźć. Nie spocznę, dopóki Macy nie wróci do domu.

      Przez swoją determinację zmieniam partnerów jak rękawiczki. Albo raczej to oni mnie zmieniają. Nikt nie chce ze mną pracować. Muszę przyznać, że Dillon wytrzymał najdłużej ze wszystkich. Ale on jest chujem, którego również nikt nie chce mieć jako partnera. Na swój sposób do siebie pasujemy.

      Przez całą drogę do centrum handlowego zastanawiam się, czy ta zaginiona dziewczynka ma coś wspólnego z moją siostrą. Myślę o tym za każdym razem, kiedy ktoś zgłasza zaginięcie. Badam wszystkie poszlaki bardzo dokładnie. Wnikam w szczegóły, oglądam ślady, gromadzę zeznania. Teren podlegający pod naszą jednostkę ma najmniejszy odsetek nierozwiązanych spraw w całym stanie. Pani detektyw, w której papierach widnieje najwięcej nagan za działanie na własną rękę, dostała też najwięcej pochwał za rozwiązane śledztwa. Chłopaki z komisariatu dostają przez to szału.

      Ale ja mam ich gdzieś. Tak samo jak te wszystkie pochwały i nagrody.

      Mam gdzieś, czy dostanę jeszcze tysiąc nagan.

      Chcę tylko ich odnaleźć.

      Odnaleźć .

      Od dziecka myślałam o pracy w policji, ale odkąd poznałam jego… odkąd zostawiłam z nim swoją siostrę, wiedziałam już, że nie mogłabym robić nic innego. Musiałam wyśledzić go i upolować. A kto miałby na to lepszą szansę niż policjantka?

      – To miejsce zeszło na psy. Kiedyś to było porządne centrum handlowe. W latach dziewięćdziesiątych przesiadywaliśmy tu po szkole prawie codziennie. Byliśmy grzeczni, nie pakowaliśmy się w żadne kłopoty. A teraz pełno tu jebanych gangsterów, no popatrz. – Dillon wskazuje palcem na grupę nastolatków. Większość z nich ma ciemną karnację skóry. – Widzisz? Patologia.

      Gdy parkuje radiowóz, przewracam oczami.

      – Po prostu jesteś rasistą, Scott. Te dzieciaki wyglądają jak zwykłe, zupełnie normalne nastolatki. Wiesz co, ty wejdź do środka i przesłuchaj sobie tych swoich „porządnych” obywateli, a ja zostanę tu na zewnątrz i porozmawiam z „gangsterami”. – Posyłam mu złośliwy uśmiech, na co on od razu się krzywi.

      – Pieprz się. Nie wspomniałem ani słowa o ich kolorze skóry…

      – Jeśli mnie zastrzelą, wiedz, że będę za tobą cholernie tęsknić – kontynuuję, zakrywając dłonią usta i udając przerażoną. Dillon mruczy coś jeszcze pod nosem, ale nie odpowiada na głos, tylko pewnym krokiem odchodzi w stronę wejścia do centrum handlowego.

      Ja natomiast podchodzę do „gangsterów”. Wiem, co muszę zrobić.

      Odnaleźć dziewczynę.

      – Hej, jestem detektyw Phillips. Chciałabym wam zadać kilka pytań – mówię, pokazując im przypiętą do paska odznakę.

      Kilku nastolatków wygląda na nieco zdenerwowanych. Syczą coś cicho i posyłają sobie znaczące spojrzenia. Boją się, choć nie mają czego. Nie jestem tu po to, żeby przyskrzynić ich za jakieś marne ilości zioła w kieszeniach. Obchodzi mnie tylko ta dziewczynka.

      Wyjmuję telefon z kieszeni marynarki i odnajduję zdjęcie zaginionej, Aleny Stevens. Gdy patrzę na jej błyszczące niebieskie oczy, dostaję dreszczy. Wygląda tak słodko i niewinnie. Ja też byłam kiedyś słodka i niewinna.

      – To co, dzieciaki, byliście tu wczoraj?

      – Pff… dzieciaki – kpi jeden z chłopców, krzyżując ręce na piersi. – Byliśmy, a bo co? To nie jest żadne przestępstwo.

      – Widzieliście ją? – pytam, pokazując im zdjęcie.

      Teraz, kiedy wiedzą już, czego od nich chcę, są o wiele bardziej wyluzowani. Przed szereg wychodzi dziewczyna z czarnymi włosami związanymi w kucyk. Mruży powieki i robi balon z gumy do żucia.

      – Ta, chyba widziałam ją w Raze. Mierzyła takie oczojebne, brokatowe buty. Tylko biała laska mogłaby nosić na nogach takie ohydztwo…

      Jej znajomi wybuchają śmiechem. Wszyscy poza drobną dziewczyną o kremowej skórze, trzymającą za rękę jednego z chłopców. Unoszę brew.

      – Masz siostrę? – pytam spokojnym głosem.

      – Tak, Keishę. – Wskazuje ruchem głowy dziewczynkę stojącą tuż za nią. Wyglądają bardzo podobnie. – A co?

      – Widzisz, Alena też jest czyjąś siostrą. Ktoś ją porwał. Zabrał od rodziny. Ten świat jest pełen złych, okrutnych ludzi. Liczy się każda sekunda. Musimy ją odnaleźć. Gdyby chodziło o Keishę, chciałabyś, by ktoś ci pomógł, prawda?

      Gdy spogląda na siostrę, jej spojrzenie natychmiast łagodnieje.

      – Widziałam jak rozmawiała przed sklepem z jakimś facetem.

      Ta informacja wzbudza moje zainteresowanie. Otwieram notes.

      – Co to za facet? Opisz go, proszę.

      – Hmm… nie przyglądałam się. Był nawet uroczy. O ile ktoś lubi Orlando Blooma…

      Jej siostra chichocze, a mnie przechodzi zimny dreszcz.

      – Proszę, spróbuj być dokładniejsza. Jak masz na imię?

      – Kiki.

      – Więc jak wyglądał ten mężczyzna, Kiki? Był młody? Stary? Miał zarost? W co był ubrany?

      – Był mniej więcej w twoim wieku. – Patrzy na mnie uważnie, bawiąc się dużym kolczykiem w kształcie koła. – Czyli był stary. Miał brązowe, kręcone włosy. Chyba był całkiem przystojny. A przynajmniej tej białej na pewno wpadł w oko. Rumieniła się jak głupia i miała taki durny, szeroki uśmiech. Pewnie planowała już sobie w głowie, jak będzie wyglądał ich ślub.

      Nagle robi mi się słabo. My też byłyśmy przy nim uśmiechnięte. A potem wsiadłyśmy grzecznie do jego samochodu. To on. To musi być on. Nie mogę stracić ani chwili. Krew tężeje mi w żyłach. Moje serce bije coraz szybciej. Bum, bum, bum. Jeśli to naprawdę Benny i jeśli szuka sobie nowej lalki… Czy to oznacza, że skończył z Macy?

      – Pamiętasz może coś więcej? Słyszałaś, o czym rozmawiali? Widziałaś, jak zmusił ją, by z nim wyszła? – pytam, pochylając się nad dziewczyną, przez co ta traci nieco pewności siebie.

      Wzrusza ramionami, ale jej głos zaczyna drżeć.

      – Do niczego jej nie zmuszał. To ona posłusznie potakiwała głową i robiła wszystko, co kazał. A potem za nim poszła.

      Wzdycham, po czym posyłam dziewczynie wymuszony uśmiech.