Ker Dukey

Skradzione laleczki


Скачать книгу

bawię się już lalkami – odpowiadam cierpko. Jestem nieco zła, bo uznał mnie za dziecko. Przecież mam prawie tyle samo lat co on! No, może trochę mniej. Ale niewiele.

      Benny wygląda na zawiedzionego. Zupełnie, jak gdybym go zraniła. Marszczy brwi, a ja natychmiast czuję się fatalnie. Mam nadzieję, że nie podniesie z powrotem ceny lalki. Macy byłaby bardzo zawiedziona i wściekła.

      – To znaczy, um… – próbuję się tłumaczyć. – Tatuś nie pozwala nam wsiadać do samochodów obcych ludzi.

      Chłopak wytrzeszcza oczy, ale wygląda na to, że zrozumiał.

      – Oczywiście. Ale ja nie jestem obcy. Jestem Benny.

      – Dziewczynka chciałaby lalkę? – Słyszę nagle za sobą czyjś niski głos. Choć na dworze panuje sierpniowy upał, moje ciało natychmiast przechodzi lodowaty dreszcz. Czuję duszący zapach alkoholu i przeżuwanego tytoniu. – Hmm, może kupię im po jednej? Ale co dostanę w zamian? – To mężczyzna, który chodził za nami wcześniej. Ale tym razem zupełnie się nie krępuje.

      Benny patrzy na niego tak, jak gdyby miał ochotę go zabić. Przez moment stoję w miejscu, oszołomiona jego nagłą gwałtownością, po czym podchodzę bliżej Macy.

      – Spierdalaj od nich, pierdolony pedofilu, albo wzywam psy!

      – Taa, sam spierdalaj, cioto – warczy mężczyzna, ale mimo to odchodzi.

      No proszę, a jeszcze chwilę temu bałam się, że to Benny mógłby zrobić nam coś złego. A to przecież tylko miły chłopak, który chciał podarować dziecku wymarzoną lalkę. Na dodatek obronił nas przed niebezpieczeństwem! Tatuś na pewno chciałby poznać kogoś, kto przegania potwory i strzeże jego córek.

      – Wiesz co – odzywam się już odważniej. – Zmieniłam zdanie. Pomożemy ci. A potem pogadamy z tatusiem. Może mi go kupi. – Wskazuję palcem lalkę-chłopca z miodowymi oczami i brązowymi potarganymi włosami. Wygląda jak Benny.

      Chłopak ma na twarzy szeroki uśmiech.

      – No to umowa stoi, laleczko.

      – Okej, to już ostatnie pudło – wzdycha Benny, wrzucając je na tył starej, jasnobrązowej furgonetki. Teraz już wiem, skąd ma tak ładnie zarysowane mięśnie. Pudła są potwornie ciężkie. Nawet z pomocą Macy nie zdołałam podnieść ani jednego. Przydałyśmy się za to przy pakowaniu do nich lalek.

      – No, czas ruszać w drogę do waszego staruszka. Spróbuję go namówić, żeby kupił wam po lalce. A może wasza mama też lubi lalki, co?

      Macy chichocze.

      – Czasami bawi się ze mną lalkami Barbie.

      Benny posyła jej uśmiech i otwiera boczne drzwi, które ledwo wiszą na zawiasach i wyglądają, jak gdyby zaraz miały wypaść.

      – W takim razie już ją lubię – żartuje, gestem zapraszając nas do środka.

      – Wolałabym usiąść z przodu – protestuję.

      Przez ułamek sekundy na jego twarzy dostrzegam coś, czego nijak nie potrafię zinterpretować.

      – Wiesz, zawiasy przy drzwiach od strony pasażera przerdzewiały na amen. Jestem pewien, że odlecą, kiedy tylko spróbuję je otworzyć. Mówiłaś, że mieszkacie niedaleko. Z tyłu będzie wam wygodnie. Podkręcę klimatyzację. Poza tym ta mała laleczka nie powinna jechać tam sama, prawda? – Mierzwi włosy Macy, na co ona odpowiada śmiechem.

      Spoglądam nerwowo na siostrę, która właśnie wsiada do furgonetki.

      – Sama nie wiem… Może powinnyśmy jednak pójść do budki telefonicznej i zadzwonić do rodziców? Tatuś pewnie będzie zły, jak zobaczy, że z tobą przyjechałyśmy.

      Kiedy chłopak wybucha śmiechem, natychmiast robię się czerwona jak burak.

      – Bo co? Myślisz, że coś bym wam zrobił? Jak tamten facet? Daj spokój, ile ty masz lat? Dwanaście? – prychnął. – Uwierz, nie jarają mnie małe dzieci.

      – Nie jestem już małym dzieckiem! Mam czternaście lat! – krzyczę, zakładając ręce na piersi.

      – Czternaście? – powtarza zawiedzionym głosem.

      Czyżby miał nadzieję, że jestem starsza? Mój dobry humor powraca na chwilę, ale zaraz Benny wzrusza ramionami i znów się śmieje.

      Może jednak wcale nie był rozczarowany…

      Mija dobra chwila, nim w końcu opanowuje rozbawienie i wyciąga przed siebie dłoń.

      – Okej, okej, rozumiem. Nie jesteś już małym dzieckiem. Ale, tak czy inaczej, nie polecę na ciebie, malutka. Podobają mi się inne dziewczyny. No wiesz, takie, które mają piersi.

      Czuję ogromną wściekłość i upokorzenie. Ja tu się ślinię na jego widok, a on uważa mnie za dzieciaka! Nie, żebym chciała, by było inaczej, ale… to zabolało.

      Burczę pod nosem i wsiadam do furgonetki, zaplatając ręce na płaskiej klatce piersiowej.

      – Zawieź nas do domu.

      Kiedy tylko Benny siada za kierownicą, wyraz jego twarzy się zmienia. Teraz jest śmiertelnie poważny. Jedną ręką grzebie w turystycznej lodówce, z której wyjmuje butelkę wody.

      – Spragnione?

      Boże, i to jak.

      Macy wyrywa mu butelkę i opróżnia ją do połowy, nim jestem w stanie się do niej dorwać. Zimne kropelki spływające po plastiku cudownie chłodzą moje rozgrzane dłonie. Dopijam wodę i przysuwam pustą butelkę do szyi, by nacieszyć się resztką chłodu.

      – Nie chcesz wiedzieć, gdzie mieszkamy? – pytam po kilku minutach jazdy. Odkąd wsiedliśmy do samochodu, chłopak prawie się nie odzywa. Na jego wcześniej radosnej twarzy teraz panuje stoicki spokój. Raz po raz patrzy na mnie we wstecznym lusterku. Na tyłach furgonetki jest gorąco i duszno. Obiecał włączyć klimatyzację… Ale chyba tego nie zrobił. Kręci mi się w głowie. Moje oczy łzawią, a mózg działa na zwolnionych obrotach. Próbuję złapać za klamkę, by utrzymać równowagę, ale… gdzie jest klamka? Patrzę na Macy. Leży zwinięta w kulkę na siedzeniu.

      – Już mówiłaś – odpowiada kierowca. Słyszę go jakby z oddali.

      Moje powieki stają się coraz cięższe i trudno jest mi utrzymać je w górze. Upał. Potworny upał daje mi się we znaki.

      – Nie mówiłam…

      Wszystkie mięśnie mojego ciała rozluźniają się. Są wiotkie. Serce wali mi w klatce piersiowej, a ja nie mogę nic na to poradzić.

      – Zawieź nas do domu – bełkoczę.

      Gdy odpowiada, jego głos brzmi groźnie. To nie ten sam uroczy Benny, dla którego zapomniałam, przed czym przestrzegał nas tatuś.

      – Niedługo będziecie w domu.

      Świat wokół wiruje. Chce mi się rzygać.

      – Co jest ze mną nie tak? – szepczę, choć chciałabym krzyczeć.

      – Ależ nic. Jesteś idealna. Obydwie jesteście idealne. Właśnie tego szukałem. Moje dwie piękne, malutkie laleczki.

      Ostatkiem sił unoszę w górę pustą butelkę. Na jej dnie zauważam jakiś osad.

      Wrzucił coś do wody. Naćpał nas. To potwór! Potwór grasujący