Andrews William

Weteran


Скачать книгу

zmusił się i podniósł wzrok do góry. To, co ujrzał w lustrze odebrało mu mowę; z jego ust wydobył się cichy jęk, a twarz wykrzywiła w grymasie. Czas zdecydowanie nie był dla niego łaskawy.

      Było już jednak za późno, by odwołać spotkanie; usłyszał brzęczenie dzwonka do drzwi. Savannah Carmichael czekała na jego progu.

      Ostatnim razem panna Potts potraktowała ją jak niechcianego akwizytora i nie zaprosiła do środka; teraz otworzyła przed nią drzwi na oścież, szeroko się uśmiechając.

      – Savannah! Bardzo się cieszę, że znów do nas przyszłaś! Widzę, że tym razem też przyniosłaś smakołyki.

      – Moja mama śle pozdrowienia, panno Potts. Upiekła swoje niesamowite bananowo-orzechowe muffinki i nie chciała mnie wypuścić z domu bez talerza, jako prezentu dla pani… i pana Lee.

      – To naprawdę bardzo miłe z jej strony. Pan Lee… – panna Potts zerknęła na schody.

      Po obu stronach lustra na półpiętrze znajdowały się dwa okna, z których sączyło się ciepłe światło późnego popołudnia. Rozlewało się na cały hol niczym promień reflektora i przesłaniało postać stojącą na szczycie schodów. Savannah wytężyła oczy, usiłując dokładnie się jej przyjrzeć; jej wzrok powoli wyostrzył się, a oddech uspokoił. Przecież on wcale nie wygląda jak potwór, pomyślała. Nawet patrząc pod słońce widziała, że był ubrany w dżinsy i czystą, niebieską koszulę i zauważyła jego długie nogi i szerokie barki. Przez światło mogła zobaczyć tylko zarys jego twarzy, ale to nie było ważne. Był wysokim mężczyzną, a wyprostowana sylwetka roztaczała wokół niego aurę siły. W niczym nie przypominał szkaradnego garbusa, którego na jego miejscu wyobraziło sobie miasto – plotki, o których opowiedziała jej siostra, okazały się być wyssane z palca.

      – Panie Lee – zrobiła krok do przodu, czując jak jej usta rozszerzają się w uśmiechu.

      Zaczął powoli schodzić po schodach – zauważyła, że potrafił dobrze ukryć to, że lekko utyka – i Savannah w końcu mogła przyjrzeć się mu bliżej. Była przygotowana na szok: w myślach dziękowała osobie, która dokładnie opisała jego obrażenia, dzięki czemu wiedziała, czego mogła się spodziewać.

      O mój boże.

      Nerwowo oblizała usta, lecz po chwili spojrzała mu w oczy i już nie odwróciła wzroku. Czuła się jak małe dziecko na karuzeli, gorączkowo wpatrujące się w jeden punkt w obawie przed utratą przytomności: patrzyła w jego ciepłe, brązowe oczy, tak jakby zależało od tego całe jej życie. Nawet nie zerknęła na jego poraniony prawy policzek, opadającą powiekę i spaloną skórę rozciągającą się od brody aż po kark. Kątem oka widziała jego długie, potargane włosy przykrywające miejsce w którym musiało znajdować się kiedyś jego ucho. Wyciągnęła do niego dłoń, wciąż się uśmiechając i patrząc mu w oczy. Chciała by ją uścisnął.

      – Panno Carmichael – powiedział tym samym, głębokim głosem, który tak wytrącał ją z równowagi, gdy rozmawiali przez telefon i podał jej rękę.

      Miał ciepłą i miękką dłoń; chociaż jego uścisk był delikatny, Savannah czuła mięśnie grające pod skórą. Była zaskoczona, chociaż przecież powinna się tego spodziewać. Jego dłoń musiała być silna: była jedyną, jaką posiadał. Wciąż patrzył jej w oczy; poczuła, że się rumieni.

      – Dziękuję, że zgodził się pan ze mną spotkać – powiedziała. Nikomu wcześniej nie patrzyła tak długo w oczy podczas pierwszej rozmowy. Czuła, że przekracza granicę dozwolonej intymności i jednocześnie wiedziała, że nie może odwrócić wzroku.

      – Cała przyjemność po mojej stronie. Cieszę się, że zaakceptowałaś moje warunki.

      Jego głos był spokojny, lecz brzmiał nienaturalnie: tak, jakby odzywał się po raz pierwszy od dawna.

      – Oczywiście.

      – Chciałem też podziękować za pierniczki, chociaż musiałem przez nie biegać na bieżni pół godziny dłużej.

      Wciąż trzymał ją za rękę. Jego skóra była bardzo ciepła; cały czas na nią patrzył. Czuła, że dłużej tego nie wytrzyma; spojrzała w dół i wysunęła dłoń z jego uścisku. Gdy odważyła się ponownie na niego spojrzeć, przyglądał jej się z uniesioną brodą, tak jakby oczekiwał jej opinii.

      Nie chciała się wgapiać w jego twarz – kątem oka widziała oszpecenia, o których pisały gazety. Ponownie spojrzała w dół, udając, że szuka czegoś w torebce. W końcu na samym dnie znalazła ołówek i niewielki notatnik; odetchnęła z ulgą i pokazała mu oba przedmioty.

      – Możemy zaczynać? – spytała, patrząc mu prosto w oczy.

      – Panie przodem – odparł, zdrową ręką wskazując na schody.

      Savannach Carmichael była znacznie twardsza, niż się spodziewał. Była profesjonalistką. Dobrze przygotowaną profesjonalistką, pomyślał ze smutkiem. Skąd mogła tyle o nim wiedzieć? Podała mu lewą dłoń i przez cały czas patrzyła prosto w oczy, celowo omijając poranioną część jego twarzy. Szedł za nią na górę i patrzył jak jej biodra delikatnie kołysały się, gdy wspinała się po stopniach; czuł, jak całe jego ciało reaguje na słodki zapach jej perfum. Była ubrana w kolorową sukienkę, na którą nałożyła kremowy sweterek podkreślający jej szczupłą talię.

      – Którędy teraz, panie Lee?

      – Mów mi Asher – odparł. – Moje biuro jest po lewej stronie.

      Zatrzymała się przed drzwiami; zdawała się czekać, aż się przed nią otworzą. Sięgnął ponad jej ramieniem i popchnięciem otworzył je na oścież, wdychając przy tym woń jej perfum. Pachniały cudownie; poczuł, że zaczyna się podniecać. Zaklął w myślach. Przecież nawet jej nie znał – mogła się z kimś spotykać, lub nawet być zaręczona. Nie powinien myśleć o niej w ten sposób. W ogóle nie powinien o niej myśleć.

      – Czy jest pani mężatką, panno Carmichael?

      – Proszę, mów mi Savannah – odpowiedziała i usiadła w fotelu dla gości stojącym przed biurem. – Nie. Jestem singielką.

      To proste zdanie wywołało u niego uczucie motylków w brzuchu; starał się je zignorować.

      – Myślę, że powinniśmy usiąść tutaj – powiedział, podchodząc do dwóch foteli zwróconych w stronę starego okna z witrażem; światło wpadające przez jego kolorowe szyby malowało tęczę na drewnianej podłodze pokoju. Szybko stanął za fotelem po lewej stronie i wysunął go dla niej. Jeśli miała na niego patrzeć, chciał, by widziała tylko zdrową stronę jego twarzy.

      Usiadła, a on usiadł w fotelu obok, wygodnie rozciągając przed siebie swoje długie nogi. Skrzyżował je w kostkach, a ona położyła na podłodze swoją torebkę i sama założyła nogę na nogę.

      – Nie chcę cię zmęczyć – powiedziała delikatnym głosem i obróciła głowę w jego stronę.

      – Nie zmęczysz.

      – Muszę przyznać: nie wyglądasz na kogoś kto się łatwo męczy.

      Nie chciał odebrać jej słów w ten sposób, ale nie mógł się powstrzymać: wyobraził sobie, jak przez całą noc kocha się z nią bez chwili odpoczynku. Musiał się zaczerwienić; jej oczy zrobiły się szerokie i spojrzała w bok.

      – Chciałam tylko powiedzieć, że wyglądasz jakbyś regularnie uprawiał sport – powiedziała tonem, który wydał mu się lekko figlarny.

      – Regularnie ćwiczę i jestem