– rozkazał.
Usłyszałam plaśnięcie, a potem stłumiony płacz. Światło odpłynęło, znikając na koniec w ciemnościach. Trzymałam się jak najbliżej siostry i cała dygotałam ze strachu. Czułam, że Soo-hee też mocno drży.
Niedaleko ponownie rozległ się krzyk Sun-hi.
– Nie! – prosiła. – Błagam, nie!
Potem nastąpiło kolejne plaśnięcie, a po nim odgłos rozdzieranych ubrań.
– Cicho! – krzyknął kierowca. – Przyzwyczajaj się, ty koreańska dziwko.
Próbowałam nie słuchać łkania Sun-hi, ale nie dało się go zignorować, bo – jak wycie kojota w środku nocy – to jedyny dźwięk, jaki można było wtedy usłyszeć. Po kilku minutach Sun-hi ucichła, a kierowca sapnął. Przez chwilę ciężko dyszał. Wreszcie uspokoił oddech.
Po pewnym czasie światło skierowało się z powrotem na nas. Byłam przerażona jak jeszcze nigdy w życiu. Wyjrzałam z ciężarówki, aby sprawdzić, gdzie uciec, gdyby przyszła moja kolej. Zobaczyłam tylko nieprzeniknioną ciemność. Przylgnęłam mocno do Soo-hee, wstrzymując łzy. Wszystkie zamarłyśmy. Kierowca popchnął Sun-hi do środka, a ta upadła obok mnie i zwinęła się w kłębek jak kot usiłujący schronić się przed zimnem. Sukienkę miała podartą, a twarz oblepiały włosy. Po brodzie ściekała jej strużka krwi.
Żołnierz trzasnął zamaszyście drzwiami i wrócił na przód pojazdu. Usłyszałam ryk silnika i poczułam, że znowu ruszamy.
Jedna z dziewcząt zaczęła płakać.
– Powiedziałaś, że nic nam nie będzie – zarzuciła Jin-sook, lecz ta, przerażona jak my wszystkie, nie była w stanie nic odpowiedzieć.
Dwie pozostałe dziewczyny również wybuchły płaczem. I ja byłam bliska rozpaczy, ale Soo-hee przytuliła mnie do siebie i szepnęła:
– Nie płacz, Jae-hee. Musimy być silne. Musimy, bo inaczej nas zabiją.
W tamtej chwili zrozumiałam, że moje życie zmieniło się na zawsze. Po raz pierwszy musiałam zacząć radzić sobie sama. Do tej pory troszczyli się o mnie rodzice i siostra. Nigdy się o nic nie martwiłam. Ale teraz trafiłam do miejsca, którego dzień wcześniej nie potrafiłabym sobie nawet wyobrazić. Zamierzałam postąpić tak, jak kazała Soo-hee. Powstrzymałam więc płacz i wówczas odniosłam wrażenie, że moje wnętrzności stwardniały. Zwinęłam się w kłębek jak Sun-hi. Myślałam o grzebieniu z dwugłowym smokiem. Miałam nadzieję, że jeśli będę silna, smok będzie mnie strzegł i uchroni przed losem tamtej dziewczyny.
Ale im dalej jechaliśmy, tym bardziej zaczęłam się obawiać, że grzebień nie ma żadnej mocy. Przecież matka stwierdziła, że jej nie pomógł. Może to zwykła błyskotka kupiona w Sinuiju, a historia o praprababce została zmyślona tylko po to, by podnieść nas na duchu przed wyjazdem z domu.
Może grzebień ukryty w worku Soo-hee był bezużyteczny.
OSIEM
Ze strachu nie mogłam zasnąć. Gdy tylko przysypiałam, stawało mi przed oczami dzikie spojrzenie kierowcy i przeraźliwe krzyki Sun-hi. To było jak przerażający koszmar, z którego nie można się otrząsnąć. Przytulałam się do Soo-hee, czekając na wschód słońca, i rozmyślałam, czy kiedykolwiek zdołam o nim zapomnieć.
Rankiem zdałam sobie sprawę, że jeszcze nigdy nie byłam tak daleko od domu. Na zewnątrz widziałam zupełnie obcy krajobraz. Równinę pokrywały żółte pola pszenicy. Gdzieniegdzie pomiędzy niskimi pagórkami pojawiały się nieliczne drzewa. W oddali majaczyły o wiele większe wzgórza, które wyglądały jak wielkie fale na horyzoncie. Nad tym wszystkim było niebo, znacznie większe niż w domu.
Zapytałam Soo-hee, gdzie jesteśmy.
– Myślę, że w Chinach – odparła.
W południe ciężarówka wtoczyła się do miejscowości pełnej niskich tynkowanych budynków z szarozielonymi dachami. Dziwnie ubrani mężczyźni pchali wózki po zakurzonych wąskich ulicach. Zatrzymaliśmy się na końcu miasta przed domem z pokrytym papą dachem. Kierowca otworzył drzwi. Usiłowałam schować się za siostrą.
Kazał nam wysiąść i ustawić się w szeregu, tyłem do budynku. Sun-hi żołnierz musiał wywlec siłą. Od ciągłego siedzenia bolały mnie nogi, a mocne słońce raziło w oczy. Trzymałam się blisko siostry. Podniosłam wzrok. Przed nami stał chudy japoński oficer z szorstkim spojrzeniem i spiczastym nosem. Czapka zsunęła mu się nisko na czoło i prawie zasłaniała oczy. Nad daszkiem widniała oznaka porucznika. Nosił mundur w kolorze wojskowej zieleni, a na ramieniu – białą opaskę z napisem „Kempeitai”. Biały skórzany pas ściskał mocno jego wąską talię i kurtkę z mosiężnymi guzikami. Na nogach miał wysokie czarne buty.
Gdy ustawiałyśmy się w szeregu, uderzał o nie shinajem – bambusowym mieczem. Każde machnięcie powodowało głośny trzask. Z boku stał młody żołnierz regularnej armii w zwykłym zielonym mundurze, oparty o ścianę wąskiego budynku. Nie wypuszczał karabinu z rąk.
– Co się stało z tą tutaj? – spytał porucznik, kierując shinai na Sun-hi.
Kierowca stanął na baczność.
– Ciamajda spadła z ciężarówki, gdy zatrzymaliśmy się na siusiu, poruczniku.
– Czyżby? Lepiej, żeby tak rzeczywiście było, kapralu.
Miałam ochotę powiedzieć kempejowi, co przytrafiło się Sun-hi, ale nie odważyłam się odezwać.
– Poruczniku – powiedział kierowca – muszę wyładować zaopatrzenie i natychmiast jechać po rannych, żeby zabrać ich do szpitala w Pushun. – Ukłonił się szybko i pobiegł do ciężarówki. Silnik ryknął i pojazd ruszył z łoskotem.
Kątem oka zobaczyłam, jak Jin-sook, z opuszczoną głową, robi krok do przodu.
– Najmocniej przepraszam, niech pan wybaczy prostej dziewczynie zbytnią śmiałość, ale zaszła pomyłka! Według naszych rozkazów miałyśmy jechać do fabryki butów w Sinuiju.
Porucznik spojrzał na nią ponuro.
– Podejdź – rzekł.
Jin-sook podeszła do oficera, wciąż pochylając głowę. Uniósł jej podbródek czubkiem shinaja.
– Pomyłka?
– Tak, proszę pana – odpowiedziała. – Miałyśmy jechać do fabryki bu…
Szybkim ruchem uderzył ją grzbietem miecza w brzuch. Jęknęła i padła na kolana.
– Nie jestem głuchy. Wstań.
Jin-sook z trudem się podniosła, cały czas zgięta wpół. Nie mogła złapać oddechu. Porucznik wymierzył w nią shinai.
– Swoją arogancją zasłużyłaś na karę. Ale nie mogę cię tak od razu rozpieszczać, prawda? Najpierw muszą cię dostać oficerowie. Wracaj na swoje miejsce.
Jeszcze w domu słyszałam opowieści dziewcząt o Japończykach bijących Koreańczyków, gdy ci nie okazują im wystarczającego szacunku, ale nie wierzyłam w te historie. Sądziłam, że Japończycy specjalnie rozpuszczali takie plotki, aby wszyscy się ich bali. Jednak teraz zobaczyłam to na własne oczy. Przeraziło mnie wspomnienie, jak niewłaściwe było moje zachowanie wobec Japończyków. Zastanawiałam się, co jeszcze powinnam o nich wiedzieć.
Jin-sook wróciła do szeregu, wciąż trzymając się za brzuch. Porucznik wziął głęboki oddech i wysunął podbródek. Zaczął nas po kolei oglądać. Przy każdym kroku uderzał shinajem o nogę.
– Nazywam się porucznik Tanaka – ogłosił ostrym, władczym tonem. – Jestem dowódcą tej stacji komfortu. Natomiast