barkami, próbując zrzucić z siebie ciężar obcego uczucia, które zaczynało mnie przytłaczać.
– Zapraszam. – Wskazałem drzwi wejściowe. – Oprowadzę cię i przygotuję kolację, a później pokażę ci coś wyjątkowego. Sądzę, że spodoba ci się tak samo jak mnie.
Położyłem rękę na jej plecach i poprowadziłem w kierunku domu.
Gdy przekroczyliśmy próg, spłynął na mnie spokój, a w duszy rozkwitło uczucie bezpieczeństwa. Ten dom właśnie tak na mnie działał i z tego powodu kochałem w nim przebywać. Znalezienie go było czystym przypadkiem. A może było na odwrót – i to on znalazł mnie.
– Tu jest… magicznie.
Zachwyt i rozmarzenie w głosie Evy zakotwiczyły mnie w rzeczywistości.
– Masz rację, jest magiczne.
Nigdy wcześniej tak o nim nie myślałem, choć gdyby cofnąć się do przeszłości, rzeczywiście zadziała się tutaj magia.
– Chodź, aniele, na początek pozwól się nakarmić.
Musiałem czymś się zająć, by nie pochłonęła mnie otchłań wspomnień.
Przeszliśmy do kuchni. Eva chłonęła każdy detal, gdy posadziłem ją przy wyspie kuchennej na jednym z trzech hokerów.
– Napijesz się wina? – Okrążyłem wyspę i zajrzałem do szuflady, gdzie trzymałem trunki.
– Odrobinę.
– Wolisz białe czy czerwone?
– Białe będzie w porządku.
Sięgnąłem do jednej z szafek po kieliszek. Napełniłem go jasnym płynem i postawiłem przed Evą.
RUNDA 5
Rozpadam się na kawałki, ledwie oddycham ze złamanym sercem, które wciąż bije. W bólu jest uzdrowienie, w twoim imieniu znajduję sens, więc trzymam się, trzymam się, trzymam się. Ledwo się ciebie trzymam.
Przez całą drogę targały mną różnego rodzaju uczucia. Początkowy strach ostatecznie ustąpił miejsca zadowoleniu i ciekawości. Dowiedziałam się kilku istotnych rzeczy o mężczyźnie siedzącym obok. Moje wcześniejsze opory topniały. Cieszyłam się, że ostatecznie odważyłam się na to spotkanie. Wciąż nie wiedziałam, dokąd jedziemy, ale nie czułam już się z tym aż tak źle jak na początku. Być może pomogła w tym luźna pogawędka, z której dowiedziałam się chociażby tego, że jest zawodowym bokserem. Co prawda fakt, że zarabia na życie przemocą fizyczną, wprawił mnie w przerażenie, coś mi jednak mówiło, że mnie nigdy nie skrzywdziłby fizycznie, więc uczepiłam się tego przeczucia.
Alex miał niesamowity dar zawracania moich myśli z ciemnego szlaku przeszłości i przerażenia. Sprawiał, że odpuszczałam, nie byłam już tak ostrożna i podejrzliwa. Może nie byłby to dla kogoś innego powód do zadowolenia, ale nikomu nie wypalono w umyśle takich wspomnień i lęków, jakie nawiedzały mnie. Upiory dawnych zdarzeń nieustannie waliły do drzwi mojej podświadomości, nie dając o sobie zapomnieć, co męczyło i sprawiało, że bez przerwy budził się we mnie strach – największy wróg człowieka. Alex ten strach usypiał, nie wiedziałam jak, ale robił to, dzięki czemu zaczynałam czuć wobec niego coś, czego czuć nie powinnam.
Zjechaliśmy z głównej drogi, sunąc przez otaczający wąską ścieżkę las. Po kilku minutach opuściliśmy zielony wąwóz i zza leśnej ściany wyłoniła się wielka majestatyczna żelazna brama. Była wysoka na kilka metrów. Po obu jej bokach wyrastały z ziemi potężne kamienne mury pokryte bluszczem. Alex odsunął szybę, żeby otworzyć niewielkich rozmiarów skrzynkę, po czym wystukał na schowanym wewnątrz panelu kilka cyfr. Usłyszałam głośne skrzypnięcie i wrota rozwarły się przed nami. Czułam się jak bohaterka jednego z romansów, które od czasu do czasu zdarzało mi się czytać.
Moją uwagę przykuł otaczający nas ogród. Drzewa, krzewy, kwiaty. Nie spodziewałabym się po kimś wyglądającym tak jak on czegoś równie bajecznego. Prędzej postawiłabym na krótko przycięty trawnik i co najwyżej kilka drzew. Bardziej pasowała mi do niego surowa prostota, coś nowoczesnego i niewymagającego zachodu. Tymczasem zastałam totalne przeciwieństwo mojego wyobrażenia. Cały teren dosłownie tonął w zieleni. Wszelkiego rodzaju drzewa i idealnie przycięte krzewy oraz setki kwiatów zdobiących grunt nadawały miejscu magicznej aury. Byłam tak zachwycona widokiem, że nawet nie zauważyłam, kiedy Alex zatrzymał samochód.
Przed nami stał stary dom z kamienia. Podobnie jak po murach strzegących posiadłości, po nim również wdrapywał się bluszcz. Wyglądało to tak, jakby chciał uchronić zachwycającą budowlę przed wścibskimi spojrzeniami, a także stał na straży intymności właścicieli. Natychmiast zrozumiałam, dlaczego właśnie to miejsce Alex wybrał na swoją samotnię. Czułam się tu bezpiecznie, mimo że nie powinnam – towarzyszył mi przecież obcy mężczyzna. Powinnam odczuwać lęk i niepokój, ale to tylko w teorii. Praktyka była zupełną odwrotnością.
Kiedy przekraczaliśmy próg domu, przemknęły mi po kręgosłupie ledwo wyczuwalne dreszcze. Wchodząc do środka, miałam wrażenie, jakbym zaglądała w czyjś umysł, w duszę otoczoną przez długi czas pancerzem. Rozejrzałam się nieśmiało po wnętrzu. Salon był obszerny. W centrum została ustawiona kanapa. Naprzeciw niej znajdował się duży murowany kominek, obok którego leżało równo poukładane drewno. Po lewej stronie, tuż przy oknie, stał masywny fotel, a przy nim okrągły drewniany stolik. Pod ścianą natomiast umieszczono sięgający pod sam sufit regał, wypełniony od góry do dołu książkami.
Środek domu zachwycał nie mniej niż fasada i ogród. Kuchnia była tak duża, że spokojnie pomieściłaby trzydzieści osób, a wyposażenie stanowiło marzenie każdego szefa kuchni. Byłam oszołomiona stylem, w jakim wszystko zostało urządzone.
Alex zaproponował mi wino, które przyjęłam z wdzięcznością. Onieśmielał mnie sposób, w jaki na mnie patrzył. Zastanawiałam się, czego on tak naprawdę ode mnie oczekiwał. Pociągnęłam solidny łyk wina, żeby złagodzić rosnąca tremę. Przyjemne ciepło rozlało mi się po gardle, odciągając chwilowo moje myśli w inne rejony. Obserwowałam każdy jego ruch, gdy przyrządzał dla nas kolację. Ciemne włosy opadały mu na czoło, a oczy w kolorze chabrów koncentrowały się na tym, co robił. Kiedy się poruszał, otulone szczelnie koszulą mięśnie tańczyły pod skórą – każdy z nich synchronicznie pracował, co stanowiło bardzo smakowity dla oka widok. Dostrzegłam również, że gdy był skoncentrowany bądź głęboko zamyślony, jego usta delikatnie się poruszały. Jakby toczył ze sobą wewnętrzną rozmowę. Zapewne nie zdawał sobie sprawy z tego, że tak robi, co tylko dodawało mu uroku.
Nieoczekiwanie spojrzał na mnie spod rzęs, przyłapując mnie na gapieniu się na niego. Szybko opuściłam wzrok, a moje policzki powlekły się szkarłatem. Kiedy ponownie ośmieliłam się na niego zerknąć, nakładał na talerze jedzenie.
Rozmyślałam nad tym, co takiego we mnie dostrzegł. Przecież był uosobieniem kobiecych fantazji. A ja? Ja byłam nikim.
Siedzieliśmy przy stole, pochłaniając posiłek w milczeniu. Mimo że panująca pomiędzy nami cisza nie była uciążliwa czy krepująca, cały czas rozważałam, czy wypada mi coś powiedzieć. Skoro jednak on tego nie robił, to i ja postanowiłam się nie odzywać.
Jadłam nieśpiesznie, delektując się każdym kęsem. Nie było to nic wykwintnego – makaron z sosem pomidorowym – ale pachniało i smakowało wyśmienicie. Doceniałam wszystko, co dostałam od losu. W życiu niejednokrotnie głodowałam, a wtedy