wkrótce podzielą jej los, o ile już ich to nie spotkało. Ponieważ Mów do mnie znajdował się w Nurcie i miał tam pozostać przez najbliższy miesiąc, nie było możliwości, żeby wypuścić czarne skrzynki statku i tym samym dać komukolwiek znać, co się właściwie stało. Kiedy statek wyleci z Nurtu przy Kresie, cały bałagan będzie już posprzątany, a dowody spreparowane i dopasowane do niebudzących wątpliwości historyjek. „To straszne, co spotkało Gineos – powiedzą. – Wybuch. Tylu zabitych… A ona dzielnie wróciła, żeby spróbować uratować więcej członków załogi”.
Albo coś w ten deseń.
Przegroda została przepalona i jakąś minutę później metalowa płyta leżała na pokładzie, a do środka wkroczyło trzech członków załogi uzbrojonych w miotacze bełtów, którzy ustawili się tak, żeby mieć na oku obsadę mostka. Nikt się nie poruszył. I w sumie o to chodziło. Jeden z uzbrojonych załogantów rzucił: „Czysto”, i zastępca dowódcy Ollie Inverr kucnął, aby przejść przez dziurę w przegrodzie, po czym wyprostował się na pokładzie. Uważnie przyjrzał się Gineos, a następnie podszedł prosto do niej. Jeden z jego uzbrojonych ludzi celował ze swojego miotacza prosto w nią.
– Pani kapitan Gineos – przywitał się Inverr.
– Ollie – odparła.
– Kapitan Arullos Gineos, zgodnie z artykułem 38, paragraf 7 Ujednoliconego Kodeksu Spedycyjnych Gildii Handlowych, niniejszym przejmuję…
– Nie pierdolmy na próżno, Ollie – przerwała mu Gineos.
– Zgoda – uśmiechnął się na to Inverr.
– Muszę powiedzieć, że odwaliłeś niezłą robotę z tym buntem. Zająłeś najpierw przedział napędowy, tak aby móc zagrozić zniszczeniem napędu, nawet gdyby cała reszta poszła nie po twojej myśli.
– Dziękuję, pani kapitan. Muszę podkreślić, że starałem się dokonać tego przejęcia przy minimalnych ofiarach w ludziach.
– Czy to znaczy, że Fanochi nadal żyje?
– Powiedziałem „minimalnych”. Przykro mi panią powiadomić, że szef Fanochi nie wykazała się dostatecznymi zdolnościami adaptacyjnymi. Awansowano Hyberna, asystenta głównego inżyniera.
– Ilu z pozostałych oficerów masz w swoich rękach?
– Nie sądzę, kapitanie, aby musiała się pani o to martwić.
– No, przynajmniej nie twierdzisz, że mnie nie zabijesz.
– Tak od siebie muszę powiedzieć, że przykro mi, że do tego doszło, kapitanie. Naprawdę panią podziwiam.
– Już ci mówiłam, Ollie, żebyśmy nie pierdolili po próżnicy.
Inverr ponownie się uśmiechnął.
– Nigdy nie byłaś łasa na komplementy.
– Zechcesz mi powiedzieć, po co zaplanowaliście to wszystko?
– W sumie to… nie.
– Nie bądź taki. Chciałabym wiedzieć, dlaczego mam umrzeć.
Inverr wzruszył ramionami, po czym odpowiedział:
– Oczywiście z powodu pieniędzy. Wieziemy spory ładunek broni przeznaczony dla wojsk na Kresie, co ma im pomóc tłumić tamtejsze powstanie. Karabiny, miotacze, granatniki… Zresztą sama pani wie. Podpisywała pani list przewozowy. Kiedy byliśmy na Alpine, ktoś do mnie podszedł i zagadnął, czy nie sprzedalibyśmy jednak tej broni rebeliantom. Trzydzieści procent ekstra. Wyglądało to na niezły kontrakt. Powiedziałem „tak”.
– Ciekawa jestem, jak planowałeś dostarczyć im towar? Port kosmiczny na Kresie znajduje się pod kontrolą sił rządowych.
– Nigdy tam nie dotrzemy. Zaraz po tym, jak wyjdziemy z Nurtu, zostaniemy zaatakowani przez „piratów”, którzy rozładują towar. Pani oraz wszyscy członkowie załogi, którzy będą się sprzeciwiać naszym planom, zginą w ataku. Proste jak drut, a każdy, kto przeżyje, dostanie swoją dolę i będzie szczęśliwy.
– Rodzina Tois nie będzie szczęśliwa – powiedziała Gineos, przypominając o właścicielach Mów do mnie.
– Mają wykupione ubezpieczenie na statek i ładunek. Nie będą stratni.
– Nie będą zadowoleni z losu Egertiego. Będziecie musieli go zabić, a to zięć Yannera Toisa.
Inverr uśmiechnął się na dźwięk imienia patriarchy rodu Tois.
– Wiem z dobrego źródła, że Tois nie pogniewa się tak bardzo, jeśli jego ulubiony syn zostanie wdowcem. Ma jeszcze parę innych sojuszy, które mógłby wzmocnić małżeństwem.
– Czyli wszystko sobie zaplanowaliście.
– To nic osobistego, pani kapitan.
– Bycie ofiarą morderstwa z powodu pieniędzy to dla mnie coś osobistego, Ollie.
Inverr już otwierał usta, żeby odpowiedzieć, ale wtedy Mów do mnie jeszcze wyskoczył z Nurtu, włączając tym samym zestaw alarmów, których nikt z obecnych na statku, wliczając Gineos oraz Inverra, nigdy nie słyszał, z wyjątkiem symulacji na studiach.
Oboje stali przez kilka sekund, gapiąc się na kontrolki, po czym pognali na swoje stanowiska i zabrali się do pracy. Mów do mnie niespodziewanie wypadł z Nurtu, więc wiedzieli, że jeśli nie wymyślą nic, aby z powrotem w niego wejść, to niewątpliwie mają zamaszyście przejebane.
A teraz kilka słów wyjaśnienia.
W tym Wszechświecie nie istnieje coś takiego jak przemieszczanie się szybciej niż światło. Prędkość światła to nie tylko dobry pomysł, ale też prawo. Nie możesz jej osiągnąć. Im bliżej niej jesteś, tym więcej energii wymaga przyspieszanie. Co więcej, myśl o poruszaniu się tak szybko przyprawia o ciarki, bo próżnia kosmosu jest pusta tylko w większości i jeśli z czymś się zderzysz – z czymkolwiek – poruszając się z jakimś solidnym ułamkiem prędkości światła, to twój kruchy stateczek zmieni się w kawałeczki roztrzaskanego metalu. A nawet mimo to wrakowi zajmie całe lata albo dekady, albo wręcz stulecia, zanim przeleci obok miejsca, do którego planowałeś dotrzeć.
Nie ma podróży szybszej od prędkości światła. Ale jest Nurt.
Ogólnie, na potrzeby dyletantów, Nurt opisywany jest jako rzeka w innej czasoprzestrzeni, która umożliwia podróże z prędkością większą od światła przez Święte Imperium Wspólnoty Państw i Gildii Kupieckich, w skrócie zwane „Wspólnotą”. W Nurt można się dostać przez „płycizny”, które tworzą się, kiedy grawitacja gwiazd i planet odpowiednio z nim oddziałuje, co pozwala statkom wślizgnąć się w prąd i lecieć do innej gwiazdy. Nurt zapewnił ludzkości przetrwanie po tym, jak utraciła ona Ziemię. Pozwolił, aby w ramach Wspólnoty kwitł handel, dzięki czemu każda placówka ludzkości dysponowała zasobami koniecznymi do przetrwania – zasobami, jakich niemal żadna z nich nie byłaby w stanie pozyskać na własną rękę.
Oczywiście, stanowi to absurdalny sposób patrzenia na Nurt. Nie ma on nic wspólnego z rzeką, nawet w przybliżeniu. To wielowymiarowa, branopodobna, metakosmologiczna struktura, która miejscowo przenika się z czasoprzestrzenią w złożony sposób, przypominający topografię terenu. Wpływ na to, częściowo i chaotycznie, aczkolwiek nie wyłącznie, ma grawitacja. W strukturze tej statki nie poruszają się w żadnym tradycyjnym sensie tego słowa, lecz po prostu wykorzystują jej wektorową naturę, relatywną względem miejscowej czasoprzestrzeni i niezwiązaną z rządzącymi naszym kosmosem prawami dotyczącymi szybkości, przyspieszenia czy energii, co daje miejscowym obserwatorom złudzenie podróżowania szybciej niż światło.
Nawet