tyłku. – Trzymała papierosa między dwoma palcami, a unoszący się dym oplatał włosy siedzącego mężczyzny.
Matt spojrzał na nią, starając się sprawiać wrażenie rozluźnionego.
– Będę o tym pamiętać – rzucił.
– Chciałam to tylko wyjaśnić. Czułam, że powinnam.
– Nie sądzicie, że Elise mogłaby wziąć udział w zdjęciach próbnych? – Matt odwrócił się z powrotem do stolika.
– Ja?
– Z twoją twarzą…
– Dlaczego tylko twarzą? – rzuciła uszczypliwie Elise i wszyscy się roześmiali. Barbara usiadła na swoim miejscu. – Żadna ze mnie aktorka.
– Wystarczy tylko sprawnie kłamać – stwierdził Matt.
– No wiesz! – fuknęła Barbara z udawanym oburzeniem.
– Wydaje mi się, że to raczej pisarze muszą być dobrymi kłamcami – wygłosiła swoją opinię Connie. – W aktorstwie ważniejsza jest szczerość.
Shara wyssała plasterek cytryny i wrzuciła skórkę do szklanki z drinkiem.
– Czy to znaczy, że potrafisz świetnie kłamać, Con? – zapytała Elise.
– Przeważnie. Chociaż z prawdą też radzę sobie całkiem nieźle.
– Elise, czy nazwałabyś Londyn swoim domem? – zmieniła temat Shara. Subtelne oświetlenie dziedzińca restauracji przydawało czaru jej ramionom w kremowej kreacji i bursztynowemu naszyjnikowi na opalonym dekolcie. Emfaza, z jaką wypowiedziała słowo „dom”, a także niewymuszona rozmowa o umiejętności kłamania Connie sprawiały, że Elise czuła się coraz bardziej niezręcznie.
– Często uciekam z domu – odpowiedziała.
Matt się zaśmiał, a Elise odniosła wrażenie, że dostrzegła błysk rozczarowania w oczach Shary. Nie była pewna, czy Shara potrafiłaby zrozumieć, z czym wiązały się nieustanne przeprowadzki i nieobecność rodziców, czy wreszcie tę perwersyjną pociechę, jaka płynie z użalania się, że wciąż nie dotarło się do celu podróży.
– To znaczy, uciekałam – dodała szybko. – Zanim poznałam Connie.
*
Miejsce akcji Krainy serc przeniesiono do Ameryki. Londyn stał się Nowym Jorkiem, angielska wieś – górami Catskill. Sceny plenerowe – te przedstawiające wioskę Beatrice, okoliczne lasy czy kamienicę bez windy w Greenwich Village, w której mieszkała jej córka Gaby – kręcono na miejscu. Z kolei akcję rozgrywającą się w zamkniętych pomieszczeniach postanowiono filmować w studiu Silvercrest. W ten oto sposób powieść Connie miała zostać pokawałkowana, pokrojona na części jak na stole sekcyjnym i rozrzucona po dwóch wybrzeżach ogromnego kontynentu, na koniec zaś poskładana w spójną całość.
– Czy to ma dla ciebie znaczenie, Connie? – zapytała Barbara. – Że to będzie już nie angielska, tylko amerykańska opowieść?
Connie zastanawiała się chwilę nad odpowiedzią.
– Przytknę sobie do rany czek – stwierdziła w końcu, prowokując wybuch wesołości.
– Zamierzacie zostać w Stanach na czas zdjęć? – zainteresował się Bill Gazzara. – Bo jeśli tylko macie ochotę, jesteście tu mile widziane.
Chyba po raz pierwszy Elise nie była pewna, jak zinterpretować wyraz twarzy Connie, i wcale jej się to nie spodobało.
– Jeszcze nie wiemy – powiedziała Connie. – Ale na pewno nie chciałybyśmy plątać się pod nogami.
*
Tamtego wieczoru Barbara grała świetnie i z pewnością nie była głupcem. Elise doszła do wniosku, że Matt ma rację – żaden głupiec nie przetrwałby długo w Los Angeles. Lowden musiała zdawać sobie sprawę, co dla powodzenia filmu oznacza sama jej obecność. W końcu ważną część mitu gwiazdy stanowili czterej mężowie, bo słynęła ze swoich małżeństw nie mniej niż z kreacji aktorskich. Często cytowano jej słowa, że „kocha mężczyzn, tyle że żadnego nie przełknęłaby w całości”, choć nikt nie wiedział, czy naprawdę je wypowiedziała. Elise obserwowała ją, jak z gracją je koktajl z krewetek i popija wódką z tonikiem. Taki sam drink stał przed Sharą. Kiedy je przyniesiono? Elise czuła, że jest ślepa na szczegóły, a zarazem paranoicznie świadoma wszystkiego, co wielkie. Kelner nalał jej białego wina, a ona patrzyła, jak na szkle osadza się mgiełka wilgoci, żałując, że nie dostała nic do jedzenia. Barbara, Connie i Eric rozmawiali o Woskowym sercu i głównym motywie książki: odrodzeniu człowieka, który wcale nie umarł.
– Osobiście wierzę w taki rodzaj reinkarnacji – stwierdziła Barbara. – Przy czym uważam, że wcale nie musimy się odradzać, żeby popełniać w kółko te same błędy. Jest w nas coś takiego, że często działamy jak zapętleni.
– Jestem gotów się zgodzić, szczególnie gdy chodzi o mnie i tequilę – powiedział Bill.
– Wszystko zależy od tego, którą stroną do góry upadnie moneta – zawyrokował Eric. – Trzeba mieć trochę szczęścia.
– Ta scena przy trumnie, Constance, ta, w której Bea mówi Gaby, że jest jednym wielkim rozczarowaniem… Jezu Chryste – zachwycała się Barbara.
– Och, mów mi Connie.
Bill zarechotał.
– Fakt, to niesamowity fragment – przytaknął. – Tylko dlaczego Gaby się nie odgryza?
– Bea jest po prostu ciekawszą postacią niż jej córka – powiedziała Shara. – Natomiast Gaby… Cholera, przysięgam, że bym jej nie zniosła!
– To tylko dziewczyna – przypomniał jej Matt. – Miejże dla niej odrobinę litości.
– Miałam szczęście już cztery razy współpracować z Erikiem. – Barbara uniosła szklankę w kierunku reżysera. – Dzięki temu zdążyliśmy się poznać. Ja cię znam, Ericu. I dlatego wiem, że czeka nas coś ekscytującego. To będzie wspaniały film. Szkoda tylko, że nie udało ci się ściągnąć Dereka Yellanda, żeby stanął za kamerą.
– Barb, on ma osiemdziesiąt cztery lata – przypomniał jej Eric. – W zeszłym roku przeszedł udar. Odpuść facetowi.
– Derek raczej by tego nie zrobił – odezwał się Bill. – Proponowałem mu pracę przy Dniach chwały, ale jego żona nie chciała o tym słyszeć. Nie pozwala mu nawet opuszczać farmy! Wygląda na to, że Derek ma związane ręce.
– Możliwe – odparł Eric – ale osobiście i tak uważam, że to nie byłby film dla niego. Uwielbiam gościa, ale kiedy on ostatnio brał się za coś, co wymagało tak intymnych i kameralnych scen? Dzisiejsze kino to głównie burczenie zamiast dialogów, i to w przerwach między kolejnymi bijatykami.
– Ja nie chadzam zbyt często do kina – powiedziała Connie.
Barbara skrzywiła się teatralnie, zakrywając oczy.
– Cóż za bezczelny atak! – rzuciła, ale jednocześnie przytknęła jedną dłoń do skroni, a drugą wycelowała w Connie, by dać wszystkim do zrozumienia, że to żart. – Rany, zabrzmiałaś tak… angielsko!
– Anglicy nie kręcą filmów – broniła się Connie. – My wolimy snuć opowieści przy ogniu, podczas gdy przez mokradła przewala się kolejna ulewa.
– Może to i lepiej? Większość produkcji to i tak straszliwe gnioty.
– Nie, ja szukałem kogoś innego – podjął Bill, żeby znów skupić na sobie uwagę. – Kogoś, kto potrafi opowiedzieć historię i cieszy się sympatią aktorów, ale też ma wyczucie rozmachu wykraczającego poza kreacje postaci na scenie.