Jessie Burton

Wyznanie


Скачать книгу

że to niewłaściwe miasto dla ludzi z sercem – powiedziała Barbara i zaśmiała się oschle, zapalając papierosa. Płomień, niewzruszona swoboda jej oddechu… Czy to kwestia z filmu?, zastanawiała się Elise, bo wyczucie chwili Barbary wydawało się za dobre, żeby mogło być prawdziwe.

      Znów unieśli szklanki i kieliszki, tym razem za trafność spostrzeżenia Barbary. Później pili za nią samą, za Krainę serc, a w końcu za Connie – najserdeczniej, bo, jak to ujął Bill, „bez Connie nic by nie doszło do skutku”.

      – Och, jestem pewna, że znalazłbyś sobie inną powieść – powiedziała Connie, ale Elise widziała jej wzruszenie i szczęście.

      Na stoliku pojawiły się przystawki. Elise nie była pewna, kto je zamówił: paszteciki, maleńkie sałatki i wymyślne konstrukcje z musu, wystarczające na jeden kęs. Pomyślała o makaronie; czy podadzą go później? Barbara za wszystko podziękowała, najwyraźniej koktajl z krewetek i wódka z tonikiem były tym, czego potrzebowała do życia.

      – Ursula Inning chciała zagrać twoją córkę – powiedział Eric. – Ja miałem co do tego pewne wątpliwości.

      Barbara zmarszczyła brwi.

      – Urse? Chciała grać moją c ó r k ę?

      – Tylko się cieszyć, że udało nam się zatrudnić Lucy Crenshaw.

      – A kto to taki? – dopytywała się Barbara.

      – Och, prawdziwa piękność – zapewniła ją Shara.

      – No dobrze, ale ile ma lat?

      – Osiemnaście – odpowiedział Eric.

      – Niedługo skończy dwadzieścia osiem – wymamrotał Bill.

      – Widziałam ją w czymkolwiek?

      Eric przewrócił oczami.

      – Och, przecież wiesz, Barb – powiedział. – To córka Pulchnej Crenshaw. Dość wcześnie zrezygnowała z nauki w Julliard School, żeby zagrać w Czerwonym przeznaczeniu.

      – Pulchna Crenshaw? – Connie parsknęła i zasłoniła usta, żeby nie wybuchnąć śmiechem.

      Shara rzuciła jej znaczące spojrzenie.

      – C h a r l o t t e Crenshaw. Modelka, nie kojarzysz?

      – Przykro mi, ale nie mam pojęcia, kto to taki – odparła Connie.

      – Wyszła za kompozytora muzyki filmowej, Toma Crenshawa – nie dawała za wygraną Shara. – Wycofała się w cień lata temu, dziś prowadzi schronisko dla lam w Topandze. Jej córka robi w branży coraz więcej hałasu.

      – Do diabła, skąd ty to wszystko wiesz? – zdziwił się Matt.

      – Z kolorowych pisemek.

      – Ja tylko piszę powieści – oznajmiła twardo Connie.

      Elise miała wrażenie, jakby siedziały przy tym stoliku od piętnastu lat.

      – To dlaczego Lucy nie ma dzisiaj z nami? – nie rozumiała Barbara. – Skoro gra moją córkę…

      – Kończy zdjęcia gdzieś na wschodzie. Wraca w przyszłym tygodniu.

      – A role męskie? Przydzielono mi już kogoś, panowie? Jakie mamy opóźnienie?

      – Będziesz mogła sama sobie wybrać – uspokoił ją Eric.

      – Kochanie, zawsze to robię. – Barbara wydawała się genetycznie niezdolna do unikania kwestii rodem z szalonych komedii romantycznych. – Tylko błagam was, ściągnijcie jakichś aktorów teatralnych. Żadnych głupków o ślicznych buziach. Tego bym nie zniosła.

      – Masz rację – odpowiedział Eric. – Zgadzam się całkowicie.

      – Nie ma mężczyzny, który miałby wszystko, a przynajmniej ja takiego nie spotkałam. Od jednego wzięłabym kutasa, a od drugiego umysł, ale jakoś nie mogę znaleźć takiego, który miałby obie te rzeczy na swoim miejscu.

      *

      Ku uciesze Elise, głównym daniem wieczoru okazał się w istocie makaron – farfalle z wołowym ragoût i tagliatelle z cannellini. Nałożyła sobie po trochu obu dań, podobnie jak panowie i Connie. Shara zdecydowała się na opcję wegetariańską. Brała do ust nieduże krążki cukinii i do znudzenia kręciła widelcem na talerzu pełnym makaronu, tak jakby przygotowywała posiłek, zamiast go jeść. Rozmowy o aktorach chwilowo zeszły na dalszy plan, goście zmieniali miejsca, palili papierosy, zamawiali brandy i desery. Dyskutowali o polityce Reagana i Thatcher, ale tak obojętnymi głosami, jakby ktoś dosypał do jedzenia środków uspokajających, bo nie byli w stanie wykrzesać z siebie ani krzty emocji.

      – Czy on przypadkiem nie grał w filmach? – przypomniała sobie Elise.

      – Z całą pewnością szło mu to lepiej niż rządzenie krajem – skwitowała Barbara.

      Wieczór stopniowo tracił spójność. Connie poszła z Barbarą nad brzeg basenu, pod rękę, niczym dwie bohaterki powieści Jane Austen. Elise patrzyła, jak Connie mówi coś do Barbary, a ta się śmieje. Bill i Eric siedzieli przy stoliku. Odsunięci od poplamionego obrusu, omawiali scenariusz, napisany przez najnowsze objawienie branży, Daniela Steina, który mieszkał w Nowym Jorku. Elise zachodziła w głowę, co musiał teraz czuć przysłuchujący się im Matt. Daniel Stein miał zaledwie dwadzieścia sześć lat, a już był noszony na rękach.

      – Facet ma talent – rzucił Bill. – Wziął na warsztat powieść Connie i ją z r o z u m i a ł, a potem zamienił w scenariusz, który mam ochotę całować. Barb cholernie spodobała się książka, ale gdyby nie scenariusz Danny’ego, nie byłoby jej dziś z nami. Nadał mu to coś.

      Shara przeprosiła towarzystwo, bo chciała wyjść do toalety.

      – Kochanie. – Położyła Mattowi dłoń na ramieniu, nic więcej jednak nie powiedziała.

      Matt i Elise patrzyli, jak znika w budynku restauracji.

      – Ty też piszesz? – zapytał nagle Matt, odwracając się od Billa i Erica.

      – Nie – odpowiedziała Elise. – A ty? Pracujesz nad jakimś materiałem?

      – Ostatnio głównie nad poezją.

      – O kurczę. Udało ci się coś opublikować?

      – W małych, lokalnych gazetach. Koniecznie przyjedź w którąś niedzielę posurfować – zaproponował. – Jeżeli będzie ci się nudzić.

      – Na razie mi się nie nudzi.

      – Daj sobie czas.

      – Nigdy wcześniej nie surfowałam.

      – Nie szkodzi, nauczę cię.

      – Okej.

      Matt nie patrzył na Elise. Jego wzrok zbłądził nad basen, gdzie Barbara i Connie przechadzały się dostojnie, pochylone do siebie i z pozoru nieświadome istnienia pozostałych gości. W pewnej chwili podszedł do nich kelner, żeby szepnąć coś Barbarze do ucha.

      – Och, mój kierowca już tu jest – powiedziała głośno aktorka, co oznaczało, że wieczór właśnie dobiegł końca, mimo że dopiero minęła dziewiąta.

      Shara wróciła z toalety z uśmiechem na twarzy. Wszyscy wstali, żeby się pożegnać, naturalnie w pierwszej kolejności poświęcając uwagę Barbarze. Obejmowali lekko wspaniałą gwiazdę filmową, jak członkowie rodziny kierujący się odwiecznym rytuałem. Gdy przyszła kolej Elise i jej policzek zetknął się z policzkiem Barbary, poczuła wilgoć, a także wymieszane wonie wanilii i papierosów Marlboro.

      – Zadzwoń do mnie – rzuciła Barbara do Erica. – A ty jesteś moją siostrzaną duszą! Wspaniale było cię poznać. – Chwyciła Connie