Jessie Burton

Wyznanie


Скачать книгу

Copyright for this edition by Wydawnictwo Literackie, 2020

      Wydanie pierwsze

      ISBN 978-83-08-07191-5

      Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o.

      ul. Długa 1, 31-147 Kraków

      tel. (+48 12) 619 27 70

      fax. (+48 12) 430 00 96

      bezpłatna linia telefoniczna: 800 42 10 40

      e-mail: [email protected] Księgarnia internetowa: www.wydawnictwoliterackie.pl

      Konwersja: eLitera s.c.

      moim przyjaciołom

      „MARÍA VARGAS (Ava Gardner):

      W dzisiejszych czasach to wprost nie do uwierzenia.

      HARRY DAWES (Humphrey Bogart):

      Tylko skąd pomysł, że żyjemy w dzisiejszych czasach?”.

      Bosonoga contessa, reż. Joseph L. Mankiewicz (1954)

      „Człowiek może powrócić ze świata fikcji do swojej codzienności – ale nawet gdy już to zrobi, cząstka czegoś obcego pozostanie żywa w jego umyśle”.

      PAULI PYLKKÖ

      1980

      Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym

      20% rabatu na kolejne zakupy na litres.pl z kodem RABAT20

      1.

      Tamtego wczesnozimowego popołudnia w Hampstead Heath Elise czekała tak naprawdę na kogoś innego. Spotkanie zaaranżował John, jej współlokator i zarazem gospodarz domu, w którym mieszkała. Sama nie była pewna, dlaczego zgodziła się pójść na randkę z mężczyzną, którego nigdy nie widziała, trzeba jednak przyznać, że często ulegała namowom znajomych. Koniec końców facet się nie zjawił, a gdy już miała ruszyć z polany prosto w snop gasnącego blasku słońca, ujrzała kobietę – stała samotnie przy skupisku drzew o cynamonowych liściach, wyróżniających się wyraźnie na tle nieba w kolorze tureckiego błękitu. Drzewa górowały nad jej sylwetką, przytłaczające, choć przecież nie mniejsze ani nie większe niż zwykle. Zdawały się tworzyć coś w rodzaju wspaniałego nakrycia głowy, jakby kobieta była boginią czy królową natury. Spojrzała w stronę Elise i posłała jej z oddali uśmiech – jak paziowi ze swojego dworu, którego nieoczekiwanie postanowiła obdarzyć uwagą.

      Kto wie, może spóźniony amant przybiegł w końcu do parku, może gnał zdyszany w szaliku i watowanej kurtce, brodząc w powodzi zwiędłych liści. Elise nigdy się o tym nie przekonała, bo odwzajemniła uśmiech nieznajomej, która ruszyła w jej stronę – i plan został zakłócony. Elise obróciła się na pięcie i zaczęła iść, gdy jednak obejrzała się przez ramię, dostrzegła, że nieznajoma podąża za nią. Właściwie to nic nowego; Elise była przyzwyczajona do tego, że ludzie za nią chodzą. Jako dziesięciolatka podsłuchała w kuchni rozmowę – jej mama powiedziała wówczas znajomemu, że Elise będzie w przyszłości łamać chłopcom serca, a ona nigdy tego nie zapomniała. Dorośli lubią mówić dzieciom, co w nich widzą: jakie są i kim będą w przyszłości, a dzieci przeważnie to zapamiętują. Wszyscy jej powtarzali, że los obdarzył ją urodą, ale ona nie rozmawiała o tym ani nie próbowała tego wykorzystać, chociaż niejednokrotnie, gdy miała trzynaście, czternaście lat, zaczepiano ją na ulicy, by zaoferować jej pracę w modelingu. Nigdy nie przyjęła żadnej z tych propozycji, nigdy nie oddzwaniała na podawane numery telefonów. Ba, pomimo zainteresowania jej osobą czuła się niewidzialna – do chwili, gdy spod cynamonowych drzew w parku Hampstead Heath spojrzała na nią Constance Holden.

      *

      Po wyjściu z parku szły wzdłuż długiego ogrodzenia okalającego cmentarz, a Elise rozmyślała nad tym, co się zaraz stanie. Nigdy wcześniej nie była z kobietą. Przystanęła, lecz nie spojrzała za siebie – czekała jak wiedźma w zabawie w raz, dwa, trzy, Baba-Jaga patrzy. Wyobraziła sobie, że rzuca prętem ogrodzenia niczym oszczepem, daleko jak olimpijka, a ten trafia w przypadkowy grób i roztrzaskuje zakopane kości. Pokazałaby tej nieznajomej, jaka jest silna.

      W końcu postanowiła się odwrócić. Kobieta stała nieopodal z rękami założonymi na piersi i lekkim zmieszaniem malującym się na twarzy. Z całą pewnością była od Elise starsza, ale to samo można by powiedzieć o większości dorosłych osób, jakie Elise napotykała w swoim życiu, sama miała bowiem dopiero dwadzieścia lat. Tamta była prawdopodobnie po trzydziestce. Elise przyjrzała się z zaciekawieniem jej strojowi: męskiej koszuli, długiemu, rozpiętemu płaszczowi, który odsłaniał obcisłe, proste dżinsy, oraz parze brogsów. Żadnego ostentacyjnego makijażu, dwie srebrne kuleczki w uszach i delikatny zegarek na pięknym nadgarstku. Elise zacisnęła dłoń na ogrodzeniu cmentarza i postanowiła się odezwać, przekonana, że w miejscu publicznym nic jej nie grozi. Kimkolwiek była ta osoba, nie będzie jej molestować ani nie przebije prętem. Zresztą odwołano zajęcia z malarstwa, na których pozowała, więc i tak nie miała dziś nic lepszego do roboty.

      – Któregoś dnia umrę i tyle po mnie zostanie. – Wskazała palcem za ogrodzenie, w żaden sposób nie komentując tego, że nieznajoma zdawała się ją śledzić.

      Kobieta mocniej objęła się ramionami i zaśmiała w sposób, który w oczach Elise dodał jej pewności siebie. Lisica stojąca na zadnich łapach. Elise spojrzała ponad jej ramieniem na nagrobki, sterczące z ziemi jak krzywe zęby. Stały po biednej stronie cmentarza, z dala od marmurowych grobowców pionierów przemysłu i towarzyszących im żon, skulonych w czarnej ziemi. Za nimi zaś znajdowało się krematorium z wysokim ceglanym kominem, który na szczęście dziś nie dymił.

      – Kiedyś z pewnością umrzesz, ale to się nie stanie prędko – odparła nieznajoma, a jej głos przeszył Elise jak stal.

      Wpatrywały się w siebie przez chwilę.

      – Czy mogę pani w czymś pomóc? – zapytała w końcu Elise.

      *

      Szybko znalazły jakiś tani bar, otwarty do późna, ale nie zamówiły nic do jedzenia. „Connie”, przedstawiła się nieznajoma; „Elise Morceau”, odpowiedziała Elise. Siedziały po przeciwnych stronach stołu z kubkami parującej herbaty, rozgrzewając skostniałe palce na taniej porcelanie. Kobieta przyglądała się Elise, jakby ta była istotą ze snu.

      – Zwykle tego nie robię – oznajmiła szczerze. – A ty?

      – Nic się nie stało – zapewniła ją Elise, a następnie dla pewności spytała: – To znaczy, czego nie robisz?

      Connie uniosła wzrok znad herbaty.

      – No wiesz… Tego. Nie zaczepiam ludzi na ulicy. I nie wałęsam się z nimi po mieście.

      – Ja chyba też nie. – Elise zauważyła, że Connie bardzo stara się ukryć palącą ciekawość. – Raczej mi się to nie zdarza – dodała, a Connie wyraźnie się rozluźniła.

      Rozmawiały przez chwilę o tym, gdzie mieszkają – Connie nieopodal, Elise w Brixton.

      – Zawsze tam żyłaś? Po południowej stronie rzeki? – dociekała Connie.

      – Tak.

      – Urodziłaś się tam?

      Elise przyglądała się jej zaintrygowana.

      – Aha.

      – Ile masz lat?

      – Dwadzieścia osiem.

      Connie