Agnieszka Lingas-Łoniewska

Molly


Скачать книгу

ection>

      Od autorki

      Wiecie, że wszystko zaczyna się od pierwszego kroku.

      U mnie zaczęło się od kawałka Molly PRO8L3M-u. Zobaczyłam szaloną dziewczynę z kiepską przeszłością i porządnego faceta z nieciekawą tajemnicą. Te dwa obrazy wystarczyły, aby powstała w mojej głowie historia Molly, dziewczyny, którą pokochałam od pierwszej chwili, a która robiła wszystko, aby nie dało się jej kochać. Lecz stało się inaczej, a Wiktor chyba najlepiej wie dlaczego.

      Jestem ciekawa, jak Wy przyjmiecie tak inną bohaterkę i która postać wzbudzi w Was najwięcej ciepłych uczuć.

      Melania?

      Wiktor?

      Robson?

      Podzielcie się ze mną swoimi wrażeniami, czekam na Wasze maile:

      [email protected]

      Do zobaczenia!

      I zapnijcie pasy!

      Lepiej zniszczyć własną młodość, niż nic z nią nie zrobić.

      Georges Courteline

      Molly – (nazwa potoczna) 3,4-metylenodioksymetamfetamina (MDMA, ecstasy, XTC) – organiczny związek chemiczny, drugorzędowa amina strukturalnie podobna do metamfetaminy. Półsyntetyczna substancja psychoaktywna wykazująca działanie empatogenne, euforyczne i psychodeliczne.

      PROLOG

      A przecież miało być całkiem inaczej.

      On wciąż tam był i na mnie czekał, a ja, wbrew wszystkiemu, nie dałam się własnym demonom. Nie dałam się zniszczyć, chociaż sama pracowałam nad tym usilnie.

      A jednak stało się inaczej.

      Dzięki niemu.

      Dzięki sobie.

      Dzięki niej.

      Miałam komu dziękować.

      Tak bardzo czekałam na ten dzień.

      Aż tu…

      Los wziął sprawy w swoje wredne ręce.

      I zajął się mną tak, jak na to zasługiwałam.

      Głupia Molly.

      Dałaś ciała, więc teraz musisz ponieść konsekwencje!

      Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym

      20% rabatu na kolejne zakupy na litres.pl z kodem RABAT20

      Rozdział 1

      Nasz życiorys ma przerwę

      Gram DMT do jointa

      Tace chyba są srebrne

      Żyrandole ze złota

      Hajsy lecą przez serwer

      Ona na Bahama ma konta

      Ja mam wózek z tylnym napędem

      Ona wciska gaz, to M piątka.

      PRO8L3M, Molly

      – Ale o co ci chodzi?

      – Mała, jeśli chcesz dostać tę robotę, to twoja spódniczka chyba lekko za krótka jest.

      – Kochanie, ja tam będę siedzieć na telefonie. Znaczy, nikt mnie oglądał nie będzie. – Poprawiałam dżinsową spódnicę, do której długości przyczepił się mój przyjaciel.

      – Wszyscy faceci będą się gapić. Zamiast załatwiać sprawy biednych petentów, będą zaśliniać biurka.

      – Uspokój się. To moja pierwsza praca na etacie. Nie psuj zabawy. – Wydęłam usta i pomalowałam je różowym błyszczykiem.

      – Właśnie, co ci odbiło z tą pracą?

      – Ej, mam dwadzieścia jeden lat. Najwyższa pora.

      – No, trochę mnie zdziwiłaś, fakt.

      – Poza tym to nic takiego. Pogadam z klientami przez telefon, załatwię reklamację niezadowolonych ze zbyt dużego rachunku, a wieczorami będziemy mogli robić to, w czym jesteśmy najlepsi.

      Robson podszedł do mnie. Zadarłam głowę, bo przy moim wzroście metr pięćdziesiąt pięć wszyscy wyglądali jak wielkoludy. A mój przyjaciel mierzył nieco ponad metr osiemdziesiąt. W domu zawsze chodził ubrany w rozciągnięte T-shirty z napisami typu: „Mam cycki, mam władzę”, „Dzisiaj melanż, jutro blamaż” albo „Widziałem cię nago!”. Kochałam go za te koszulki. Oczywiście nie tylko za nie, ale się przysłużyły, nie ma co czarować. Robert był świetnie zbudowany, ćwiczył, pływał i generalnie dbał o swoją całkiem apetyczną muskulaturę. Kiedy szedł na miasto, uwielbiał wkładać obcisłe dżinsy, koszulki podkreślające jego ładne ciało, a do tego marynarki i wysokie buty. Wyglądał zadziornie i seksownie. Nieraz miałam okazję się przekonać, jak reagowały na niego dziewczyny w klubie. A on wykorzystywał to z wrodzoną bezczelnością. Poza tym był artystą, pięknie malował i kilka razy udało mu się sprzedać swoje prace w jednej z wrocławskich galerii. Wierzyłam, że wszystko jeszcze przed nim, czekałam na rozwój jego kariery artystycznej równie mocno, co on sam.

      – Idziemy dzisiaj do Fantomu.

      – No rejczel, bejbe. A ty nie masz czasem randki? – Spojrzałam na kumpla.

      – Nie, Alicja dzisiaj pracuje. Dlatego chcę iść do klubu.

      – Liczysz, że ci się trafi?

      Robson wykrzywił swoje idealnie wykrojone usta i przejechał dłonią po blond włosach. Sprawiał wrażenie, jakby go coś zabolało. Czasami widziałam taki jego wzrok, gdy coś działo się nie po jego myśli albo gdy w klubie upatrzył sobie jakąś ofiarę, a potem okazywało się, że laska jest z facetem lub śmierdzi fajkami. Od razu wiedziałam, że coś się zmieniło, że mojemu przyjacielowi popsuł się nastrój. Przecież znałam go doskonale i odgadywałam jego stany chyba lepiej niż on sam.

      – Powiem ci, że chyba spróbuję z Alicją.

      – Chcesz być wiernym Julkiem na balkonie? – parsknęłam. – Ale jaja.

      – Spróbuję.

      – No, łatwo nie będzie, pięknisiu. – Walnęłam go lekko pięścią w ramię.

      – Robimy dzisiaj kogoś? – Nie zwrócił na to specjalnie uwagi, wciąż nieco zamyślony. Oj, Alicja zawróciła mu w głowie. I dobrze!

      – Może jakieś auto? Pojeździłabym.

      – Good idea!

      – To do wieczora! O dwudziestej pierwszej pod Fanto!

      – Baaaaj!

      – A teraz idę do pracy.

      – Ha, ha, ha, jestem ciekaw, jak długo wytrzymasz.

      – Wal się, Robson!

      Fakt faktem, praca na etacie była nudna i bez żadnej przyszłości. Ale płacili za mnie składki i, w sumie, siedzenie na infolinii znanej sieci komórkowej nie musiało mnie kosztować wiele trudu. Przeszłam przez dwie rozmowy, potrafiłam się sprzedać, miałam gadane i dobrze wyglądałam. Cierpiałam katusze, kiedy musiałam włożyć ciemne spodnie i jasną bluzkę, spiąć włosy i nie żuć gumy podczas rozmowy. Byłam uzależniona od gum do żucia, butów na platformach i szybkiej jazdy samochodem. A że własnego nie posiadałam… wprawiłam się w pożyczaniu środków lokomocji, gdzie i kiedy tylko mi się chciało. Robson był za to genialnym kieszonkowcem. Poznaliśmy się jako dzieci, kiedy już dawno przestaliśmy tak naprawdę być dziećmi. Robert był starszy ode mnie o dwa lata, w spadku po babci dostał niewielkie mieszkanie, w którym teraz razem mieszkaliśmy. Matka oddała go do bidula, jak był malutkim dzieckiem. Ojca nigdy nie poznał. Babcia była zbyt stara i chora, aby się nim zająć. Dlatego trafił do sierocińca. A tam już byłam ja. Moja historia była jeszcze bardziej popaprana. Wcześnie straciłam matkę, a mój stary… No cóż, może i próbował być ojcem, ale nieszczególnie mu to wychodziło. Teraz siedział w pudle, a ja… nie chcę o tym mówić. W każdym razie od tamtej pory byliśmy z Robsonem nierozłączni. Potem, z pomocą jednej babki z opieki społecznej, która bardzo nas lubiła, trafiliśmy razem do pierwszej rodziny zastępczej. Tam było gorzej niż źle. Wojskowy