Diana Palmer

Pozory mylą


Скачать книгу

Nie wiem, czy poradzę sobie z taką ilością pochlebstw – odparła Mina. – Ego za bardzo mi spuchnie, a wtedy ujawnią się mroczne cechy mego charakteru i dopiero będzie się działo!

      – I niech się dzieje! – roześmiała się zachwycona Pam. – Proszę za mną, przedstawię panią paru osobom. Jest tu wiele miłośniczek pani twórczości, zna ją również mąż jednej z zaproszonych pań. Jesienią często udaje się na polowania. Zabiera ze sobą pani powieści, żeby umilać sobie długie godziny oczekiwania, aż zjawi się jeleń albo łoś.

      – Schlebia mi pani – przyznała Mina.

      Zniżając głos, Pam dodała:

      – Nie powinnam tego wyjawiać, ale co najmniej jednemu z tutejszych dżentelmenów pani najnowsza powieść posłużyła jako narzędzie szantażu. Otóż kupił Zjawę w księgarni i zaniósł do domu, mając w pamięci, co mówiła jego małżonka. Otóż zarzekała się, że gotowa jest zrobić wszystko, żeby ją dostać. – Pam roześmiała się. – I jak wieść gminna niesie, dotrzymała słowa!

      – Ojej! – Mina też się roześmiała.

      – Oto moja przyjaciółka Mary – powiedziała Pam, wskazując brunetkę, która samotnie stała koło stołu z drinkami. – Marzy o tym, by panią poznać…

      W krótkim czasie Mina poznała tak wiele osób, że zakręciło jej się w głowie od imion. Jednak gdy emocje trochę opadły, razem z Sassy i jej mężem Johnem przeniosła się do kąta sali, żeby porozmawiać o bydle. Żadne z nich nie piło alkoholu, w przeciwieństwie do wielu innych gości, którzy bez ograniczeń raczyli się zacnymi trunkami.

      – Oddaję Billowi mojego najstarszego byka – wyznała Mina. – Kolejny już raz stratował ogrodzenie i poturbował młodego byczka. Ma na sumieniu też innego byczka, którego trzeba było uśpić. Mogłam albo go oddać, albo sprzedać na mięso. A tak przynajmniej Bill będzie miał z niego pożytek. Uwielbia tego staruszka.

      – Słuszny wybór – rzucił rozbawiony John, a potem dodał poważniejszym tonem: – Byk, który nienawidzi konkurencji, jest groźny.

      – Właśnie dlatego dostanie go Bill. Ma same krówki, Old Charlie będzie ich jedynym samcem.

      Sassy poszła po napoje, a kiedy wróciła, miała nietęgą minę.

      – Co cię gryzie? – spytał John.

      – Chodzi o tę cholerną Merridan. – Spojrzała na kobietę o lśniących krótko przyciętych czarnych włosach, wystrojoną w sukienkę, która więcej pokazywała, niż zakrywała. – To dwukrotna rozwódka, a teraz zarzuca sieci na męża Daisy Harrington. Ten głupiec pożera ją wzrokiem, a zapłakana Daisy wybiegła do toalety.

      – Okazja czyni złodzieja – zauważył John. – Ale uprzedzając twoje pytanie, ja jestem odporny na takie zasadzki. – Pochylił się i musnął ustami wydatny nos swojej żony.

      Sassy zmarszczyła ów nos i ze śmiechem stwierdziła:

      – Wiem, wiem, mój rycerzyku, i tak trzymaj.

      Mina doskonale znała ten typ kobiet, który reprezentowała Ida Merridan. Zalotny, prowokacyjny styl bycia wzbudzał w niej odrazę i nie potrafiła pojąć, dlaczego tak świetnie sprawdza się przy podrywaniu facetów. Czyżby naprawdę nie widzieli, że to tylko poza? Jej matka zachowywała się identycznie. Obiecywała kolejnym mężczyznom raj, z tym że ten raj sporo kosztował. Ida była obwieszona brylantami i rubinami, a Mina mogłaby się założyć, że nie zapłaciła za żadne z tych świecidełek z własnej kieszeni.

      Właśnie kokietowała starszego mężczyznę ubranego w garnitur od znanego projektanta. Długimi paznokciami z czerwonym lakierem muskała koszulę na wysokości jego piersi. Na tle nieskazitelnej bieli czerwień paznokci kojarzyła się z krwią. Purpurowy na twarzy mężczyzna zaśmiewał się z jej żartów. Ewidentnie schlebiało mu, że zwróciła na niego uwagę kobieta dwa razy od niego młodsza, a przy tym obdarzona wielką urodą.

      Nawet gardząca nią Mina musiała przyznać, że Ida jest olśniewająca. Kruczoczarne, ścięte na chłopaka włosy, delikatne regularne rysy. Miała błękitne oczy i zmysłowe pełne usta. Do tego nienaganna figura uwypuklona przez kieckę wartą niezłą fortunkę. Była to czarna obcisła suknia z kryształowymi akcentami, ponętnie podkreślająca krągłości ciała, z głębokim dekoltem, kusa, jednak nie na tyle, by siała zgorszenie w towarzystwie.

      Obserwując ją, Mina pomyślała, że ma przed sobą kobietę, która jako nastolatka nie musiała się kryć przed napastującymi ją mężczyznami. Już na samą myśl o armii mężczyzn, którzy przewinęli się przez sypialnię matki i próbowali dobierać się do córki, robiło jej się niedobrze. Może dwóch z tej całej zgrai potraktowało ją normalnie, a nawet przyjaźnie, lecz cała reszta…

      Westchnęła cicho. Najchętniej wróciłaby do domu, bo czuła się tu zupełnie nie na miejscu. Nie jej świat, nie jej klimaty.

      – Mino! – zawołał za jej plecami Bill.

      Odwróciła się i rzuciła na powitanie:

      – Witaj, Bill. – Od razu jej humor wrócił. – I co, naprawiliście płot?

      – Oczywiście.

      Kowboj omiótł spojrzeniem galerię wykwintnie ubranych gości, po czym wyznał po cichu:

      – Nie wiedziałem, że będą tu sami eleganci.

      – Nie przejmuj się, nie szata zdobi człowieka.

      – Od razu mi lepiej – odparł z szerokim uśmiechem i zerknął na parkiet. Tańczyło tam parę osób, a przygrywał im zespół muzyczny. – Grają two stepa. Tak się składa, że tylko to umiem tańczyć – dodał, spoglądając znacząco na Minę. – Obiecałaś, pamiętasz?

      – No jasne. Nie będziemy podpierać ścian. – Odstawiła szklankę. – Mam nadzieję, że nie zapomniałam, jak się tańczy two stepa. Kiedyś oglądałam zawody taneczne.

      – Nie chodziłaś na szkolne potańcówki? – spytał Bill, prowadząc ją na parkiet.

      – Nie, byłam strasznie nieśmiała. Nie starczało mi nawet odwagi, by popatrzeć na chłopców. – Posmutniała na myśl, co było tego przyczyną.

      Zaczęli two stepa i okazało się, że Bill jest dobrym tancerzem.

      – Z twojej matki było niezłe ziółko – powiedział półgłosem.

      – To prawda. Ale wielu ludzi ma ciężkie dzieciństwo, ale potem jakoś żyją. A mnie los wynagrodził karierą literacką – skwitowała z uśmiechem. – Czyli warto było się męczyć.

      – W ciężkich czasach kształtuje się charakter – rzekł Bill. – A to nie są czasy dla mięczaków.

      – Też tak myślę – zgodziła się Mina. – Co weterynarz powiedział o poranionym byczku?

      – Twierdzi, że się wyliże. Kamień spadł mi z serca, że nie będzie trzeba go uśpić, jak zrobiliśmy z poprzednim.

      – Mnie też.

      – Oho, jest Bart – powiedział Bill, spoglądając nad jej ramieniem, i dodał z niechęcią: – Przyprowadził tego swojego kuzynka przystojniaka.

      Serce załomotało jej w piersi. Nienawidziła, gdy działo się z nią coś takiego. Bart prezentował się nienagannie w garniturze, natomiast jego kuzyn wyglądał wprost olśniewająco. I dobrze o tym wiedział, o czym świadczył bezczelny, arogancki uśmiech. Ślizgał się spojrzeniem po sali, a gdy wyłowił wzrokiem Minę, uniósł lekko brwi.

      – Nie spodziewał się, że mnie tu zobaczy – powiedziała Billowi, nie przestając tańczyć.