– powiedział Gregory. – Kiedy wyszły na jaw jego problemy z tarczycą i przepisali mu odpowiednie leki, znów stał się normalny, ale dla jego kariery było już za późno. Przeszedł na emeryturę, lecz przez lata miał poczucie winy w związku ze sprawą Bamborough. Wie pan, obwiniał się, myślał, że gdyby nie był taki chory, mógłby dopaść sprawcę. Bo Margot Bamborough nie była ostatnią kobietą porwaną przez Creeda. Pewnie już pan o tym wie? Creed uprowadził jeszcze Andreę Hooton. Kiedy go aresztowali, weszli do jego domu i zobaczyli, co było w piwnicy – sprzęt do tortur i zdjęcia, które robił tym kobietom – przyznał, że niektóre z nich przetrzymywał miesiącami, zanim je zabił. Tatę naprawdę to przygnębiło. Ciągle wracał do tego myślami, przekonany, że gdyby złapał Creeda wcześniej, Bamborough i Hooton wciąż mogłyby żyć. Wyrzucał sobie, że zafiksował się… – Gregory gwałtownie zamilkł. – No wie pan, że skupił się na czymś innym.
– Więc nawet po powrocie do zdrowia pana ojciec wciąż uważał, że to Creed porwał Margot?
– O tak, zdecydowanie – powiedział Gregory. Wydawał się lekko zdziwiony, że to nie jest oczywiste. – Wykluczyli wszystkie inne ewentualności, prawda? Jej były chłopak i ten podejrzany pacjent, który miał do niej słabość, okazali się czyści.
Zamiast przedstawić w odpowiedzi swoją szczerą opinię, czyli powiedzieć, że przez niefortunną chorobę Talbota minęły cenne miesiące, w których wszyscy podejrzani, łącznie z Creedem, mieliby czas, by ukryć zwłoki, pozbyć się dowodów, dopracować alibi albo zrobić te wszystkie rzeczy naraz, Strike wyjął z wewnętrznej kieszeni kartkę, na której Talbot zapisał swoją wiadomość stenografią Pitmana, i podsunął ją Gregory’emu.
– Chciałem pana o coś spytać. To chyba charakter pisma pana ojca?
– Skąd pan to ma? – spytał Gregory, ostrożnie biorąc kartkę.
– Z akt policyjnych. To znaczy: „I to już ostatni, dwunasty, a krąg się zamknie po znalezieniu dziesiątego”, tu jest nieznane słowo, „Bafometa. Przepisać do prawdziwego zeszytu” – powiedział Strike. – Zastanawiałem się, czy coś to panu mówi.
W tej chwili z góry dobiegł wyjątkowo głośny trzask. Przeprosiwszy pospiesznie, Gregory położył kartkę na tacy z herbatą i wybiegł z pokoju. Strike słyszał, jak wspina się po schodach, a potem beszta bliźniaczki. Wyglądało na to, że jedna z nich przewróciła komodę. Sopranowe głosiki zjednoczyły się w usprawiedliwieniach i wzajemnych oskarżeniach.
Strike zauważył przez firankę, że przed domem zatrzymuje się stare volvo. Wysiadła z niego pulchna brunetka w średnim wieku ubrana w granatowy płaszcz przeciwdeszczowy, a za nią pojawili się dwaj chłopcy, których wiek ocenił na jakieś czternaście albo piętnaście lat. Kobieta podeszła do bagażnika i wyjęła dwie sportowe torby oraz kilka reklamówek z zakupami z Aldi. Musiała zawołać z powrotem chłopców, którzy ospale ruszyli w stronę domu, żeby jej pomogli.
Gregory stanął w drzwiach salonu dokładnie w chwili, w której jego żona weszła do przedpokoju. Jeden z nastolatków przecisnął się obok Gregory’ego, by przyjrzeć się nieznajomemu, a jego twarz wyrażała zaskoczenie, jakby chodziło o zwierzę zbiegłe z zoo.
– Cześć – powiedział Strike.
Chłopak ze zdumieniem spojrzał na Gregory’ego.
– Kto to? – spytał, pokazując Strike’a palcem.
Drugi chłopak stanął obok pierwszego, patrząc na Strike’a z taką samą mieszaniną zdumienia i podejrzliwości.
– To jest pan Strike – powiedział Gregory.
Jego żona wyrosła między chłopcami, położyła dłonie na ich ramionach i wyprowadziła ich obu z salonu, uśmiechając się do Strike’a.
Gregory zamknął za sobą drzwi i ponownie usiadł w fotelu. Chyba na chwilę zapomniał, o czym rozmawiali ze Strikiem, zanim pobiegł na górę, ale jego spojrzenie zaraz padło na kartkę pokrytą bazgrołami ojca, upstrzoną pentagramami i tajemniczymi linijkami stenografii Pitmana.
– Wie pan, skąd tata znał stenografię Pitmana? – spytał z wymuszoną wesołością. – Moja matka uczyła się jej w koledżu dla sekretarek, więc też się jej nauczył, żeby móc ją odpytywać. Był dobrym mężem… i dobrym ojcem – dodał nieco wyzywająco.
– Z pewnością – powiedział Strike.
Znów zapadło milczenie.
– Niech pan posłucha – odezwał się Gregory – wtedy trzymali… szczegóły choroby taty w tajemnicy przed prasą. Był dobrym gliną i to nie jego wina, że zachorował. Moja mama wciąż żyje. Byłaby zdruzgotana, gdyby teraz to wszystko wyszło na jaw.
– Zdaję sobie sprawę…
– Prawdę mówiąc, nie jestem pewny, czy zdaje pan sobie sprawę – przerwał mu lekko zarumieniony Gregory. Sprawiał wrażenie człowieka kulturalnego i łagodnego, wydawało się oczywiste, że tak stanowcze stwierdzenie kosztowało go sporo wysiłku. – Po tym wszystkim rodziny niektórych ofiar Creeda… miały do taty duży żal. Obwiniały go, że go nie dopadł, że wszystko schrzanił. Ludzie pisali do nas do domu, wytykając mu, że się skompromitował. W końcu rodzice się przeprowadzili… Sądząc po tym, co pan mówił przez telefon, myślałem, że interesują pana teorie taty, a nie… a nie takie rzeczy – powiedział, wskazując kartkę usianą pentagramami.
– Bardzo mnie interesują teorie pana ojca – powiedział Strike. Uznając, że sytuacja wymaga odrobiny dwulicowości albo przynajmniej lekkiego nagięcia faktów, dodał: – Większość tego, co pana ojciec napisał w akcie sprawy, brzmi zupełnie rozsądnie. Zadawał wszystkie właściwe pytania i zauważył…
– Rozpędzonego vana – wtrącił szybko Gregory.
– Właśnie – powiedział Strike.
– Deszczowy wieczór, całkiem jak wtedy, kiedy uprowadzono Verę Kenny i Gail Wrightman.
– Racja – potaknął Strike, kiwając głową.
– Kobiety się szamotały – ciągnął Gregory. – Ostatnia pacjentka była kobietą, która wyglądała jak mężczyzna. No, przecież musi pan przyznać, że jeśli dodać do siebie to wszystko…
– Właśnie o tym mówię – powiedział Strike. – Pana ojciec był chory, a mimo to potrafił zauważyć trop. Chcę tylko wiedzieć, czy stenografia oznacza coś, o czym powinienem wiedzieć.
Część podekscytowania Gregory’ego zniknęła z jego twarzy.
– Nie – odrzekł. – Nie oznacza. Po prostu przemawiała przez niego choroba.
– Wie pan – zaczął powoli Strike – że nie tylko pana ojciec przypisywał Creedowi satanistyczne motywy. Tytuł najlepszej z jego biografii…
– Demon z Paradise Park.
– Właśnie. Creed i Bafomet mają ze sobą wiele wspólnego – powiedział Strike.
W ciszy, która zapadła po tych słowach, słyszeli, jak bliźniaczki zbiegają po schodach i głośno pytają matkę zastępczą, czy kupiła mus czekoladowy.
– Niech pan posłucha… Byłoby wspaniale, gdyby udało się panu dowieść, że to był Creed – powiedział w końcu Gregory. – Że tata od początku miał rację. Nawet gdyby się okazało, że Creed go przechytrzył, nie byłoby wstydu. Lawsona też przechytrzył, przechytrzył wszystkich. Wiem, że w suterenie Creeda nie znaleziono żadnego śladu Margot Bamborough, ale Creed nigdy nie wyjawił, co zrobił z ubraniami i biżuterią Andrei Hooton. Pod koniec pozbywał się ciał na różne sposoby. Z Hooton miał pecha, bo zrzucił ją z urwiska. Miał pecha, bo bardzo szybko znaleziono jej ciało.
– To prawda – powiedział Strike.
Pił