Jessica odniosła wrażenie, że Jalea ma jak zwykle własny plan.
– Prom jest w większości zautomatyzowany – wyjaśnił Tug. – Nawet moja córka mogłaby nim latać.
– No cóż, mam więcej zaufania do twojej córki niż do Marcusa – odpowiedziała Jessica.
– A co z Jaleą? Jest pilotem, prawda? – Jessica chciała sprawdzić reakcję Jalei. Miała rację – wyraz twarzy Jalei świadczył, że ten pomysł jej się nie spodobał.
– Ona też powinna zostać – nalegał Tug. – Posługuje się kilkoma najpopularniejszymi językami tego świata.
– Ty również mówisz w corinairiańskim, prawda? – skomentował Nathan, przypominając sobie, że odkąd pojawili się na powierzchni planety, Tug już kilka razy coś przetłumaczył.
– Tak, ale nie tak dobrze jak Jalea.
Chociaż myśl o umieszczeniu Marcusa za sterami podczas drogi powrotnej na okręt sprawiała, że Jessica dostała dreszczy, jednak decyzja o pozostawieniu Tuga razem z nimi na powierzchni miała sens. Jessica nie wierzyła, że Jalea będzie się starać dokładnie tłumaczyć, a poza tym nie chciała, żeby została sama na pokładzie „Aurory” bez jakiejkolwiek kontroli. Podejrzewała, że Jalea chowa jeszcze jakąś sztuczkę w rękawie, a jeśli tak było, wolała mieć ją na oku.
W przeciwieństwie do niej Tug był zupełnie kimś innym. Niejednokrotnie udowodnił, że jest godny zaufania, zwłaszcza podczas błyskawicznej ucieczki z farmy molo na Przystani. Marcus również zasłużył na zaufanie, a także potwierdził swoją użyteczność w trakcie walki.
Nathan spojrzał na Jessicę.
– I co o tym myślisz? – zapytał, mając nadzieję na jej aprobatę.
– Dobrze – zgodziła się. – Enrique, zabierz swoich żołnierzy z powrotem na prom i powiedz Marcusowi, żeby wrócił z wami. Możecie odebrać nas później, gdy to wszystko się skończy.
– Poważnie? – zapytał, nieprzekonany, że Marcus jest idealnym kandydatem na pilota.
Nie czekał jednak na odpowiedź, ponieważ ją znał.
– Ludzie, ruchy – rozkazał, odwracając się i kierując w stronę wahadłowca.
Dowódca ochrony nadal nalegał, aby jak najszybciej wsiąść do transportowca, i wydawało się, że odetchnął z ulgą, gdy w końcu zaczęli się zbliżać do statku. Nathan przyjrzał mu się z bliska. Maszyna miała około dziesięciu metrów długości, a w najgrubszym miejscu cztery metry szerokości. Była także wyposażona w duże drzwi, które otwierały się tuż za pilotami po obu stronach. Wyglądała niezbyt atrakcyjnie, jak nieco spłaszczony cylinder, który lekko zwężał się i zaokrąglał na każdym z końców. Pojazd stał na czterech parach przysadzistych, ciężkich kół, a jego cztery duże wentylatory kanałowe obracały się z niesamowitą prędkością. Nathan założył, że łopaty wirników musiały pozostawać w neutralnym położeniu, ponieważ nie odczuł żadnych turbulencji, gdy przechodzili pod nimi.
Jednostki pomalowano na czarno, nie miały praktycznie żadnych identyfikatorów oprócz kilku cyfr i liter po bokach. Na kadłubie, pomiędzy oknami kokpitu a głównymi drzwiami, było jednak namalowane coś w rodzaju godła.
Gdy wspinali się po krótkiej rampie, światła na spodzie zaczęły rytmicznie błyskać. Załoga naziemna odsunęła się, aby uniknąć podmuchów. Gdyby ci piloci byli podobni do tych, którzy służyli w ziemskiej flocie, wystartowaliby tak szybko, jak to możliwe – zwłaszcza w podobnych okolicznościach.
Pomimo prędkości, z jaką obracały się wirniki wentylatorów kanałowych, pojazd wydawał się niezwykle cichy. Gdy tylko ostatni pasażer wszedł na pokład, a dowódca załogi wrócił do środka, łagodny warkot wirników uległ jednak drastycznej zmianie i rozległ się na niskiej częstotliwości. Było to spowodowane zmianą kąta nachylenia łopat.
Transportowiec uniósł się szybko, sprawiając, że wszyscy zostali mocno dociśnięci do swoich foteli. Nathan jako pilot niejednokrotnie doświadczał gwałtownych startów, ale tempo, w jakim te maszyny osiągały wysokość, sprawiało, że wydawało się, iż są bardziej rakietami niż statkami powietrznymi.
Nie więcej niż kilka sekund później transportowiec równie szybko przestał się wznosić i gwałtownie skręcił w lewo, by obrać nowy kurs. Nathan wyjrzał przez wciąż otwarte drzwi i zauważył, że dowódca załogi aktywował elementy sterujące włazem. Mała rampa służąca do wsiadania schowała się pod spodem, a duże boczne drzwi zostały zamknięte. Na powierzchni widział tłum oraz funkcjonariuszy ochrony, którzy starali się stłumić to, co teraz wyglądało na co najmniej kilkanaście oddzielnych bitew. Kilka mniejszych statków przemknęło tuż pod nimi i wylądowało obok obszaru ogarniętego zamieszkami. Na powierzchnię lotniska wysypali się uzbrojeni strażnicy.
Nathan dostrzegł liczne słupy dymu unoszące się nad miastem. Mógł tylko sobie wyobrazić zniszczenia spowodowane bombardowaniem tego świata przez „Yamaro”. U podstawy każdej z tych kolumn dymu znajdował się stos gruzów, szalejący ogień lub dymiący krater… I oczywiście ciała.
Hałas znacznie ucichł, gdy drzwi się zatrzasnęły. Dowódca załogi sprawdził je, a następnie usiadł z powrotem na swoim fotelu, skierowanym do tyłu i znajdującym się tuż za pilotem. Przez okna Nathan widział drugi transportowiec lecący po prawej i nieco za nimi. Zauważył, że inni założyli słuchawki, więc poszedł w ich ślady.
– Dokąd lecimy? – zapytał, używając zestawu komunikacyjnego.
– Do jakiegoś centrum dowodzenia – odpowiedziała Jalea, po czym zaczęła rozmawiać z dowódcą załogi w lokalnym dialekcie. – Mówi, że do Centrum Zarządzania Kryzysowego – przekazała po kilku chwilach.
– Powiedz mu, że musimy porozmawiać z ich przywódcami – polecił Nathan.
– Naprawdę? – zapytała Jessica, gdy Jalea przekazała słowa Nathana dowódcy załogi. – „Zabierz mnie do swojego przywódcy”? Czy tego chcesz?
– Mówi, że premier jest najwyższym rangą urzędnikiem państwowym, o którym wiadomo, że przeżył – przetłumaczyła Jalea.
– W takim razie chcemy z nim porozmawiać – przekazał Nathan.
– Jest w innym transportowcu – wyjaśniła Jalea. – Najwyraźniej był to ten mężczyzna, który przedstawiał cię tłumom. Też leci do centrum dowodzenia.
Nathan przewrócił oczami z rezygnacją, a następnie ponownie zwrócił uwagę na widok za oknem. Obok przeleciały cztery maszyny i zajęły pozycje tuż przed statkiem. Były mniejsze i miały tylko po trzy wentylatory. Te małe pojazdy były solidnie uzbrojone w broń energetyczną, umieszczoną w wieżyczce zamocowanej pod dziobem, a także w zasobniki rakietowe wystające z obu stron tuż za kokpitem. Poza uzbrojeniem wydawały się pod względem konstrukcji identyczne z innymi jednostkami, które transportowały funkcjonariuszy ochrony.
– To zapewne musi być eskorta – zauważyła Jessica.
Dla Nathana dziwne było, że w ogóle potrzebowali uzbrojonej eskorty.
***
Gdy grupa zwiadowcza „Aurory” przybyła na Corinair, Marcus zdecydował się pozostać na promie, mimo że pozostali wysiedli. Ostatnią rzeczą, jakiej pragnął, było stanięcie przed ryczącym tłumem niczym jakiś celebryta, zwłaszcza że nie więcej niż kilka godzin wcześniej zestrzelił jednostkę przechwytującą za pomocą pospiesznie zmontowanej broni umieszczonej z tyłu promu. Z łatwością mógł sobie wyobrazić, że tamten pilot po przymusowej ewakuacji nadal musiał być wściekły.
Patrzył z konsternacją, jak wszystko na zewnątrz zaczyna się sypać. Minęło nie więcej niż kilka minut, a już wydawało się, że cała planeta