najjaśniejsza gwiazda na nocnym niebie, był ważny dla plemienia Dogonów z Mali w zachodniej Afryce, a także dla innych kultur, w tym dla starożytnych Egipcjan, u których wzejście Syriusza tuż przed wzejściem Słońca (co określa się terminem „wschodu heliakalnego”) zwiastowało nadejście pory roku, w której Nil zalewał dolinę i przynosił tak potrzebną w pustynnym klimacie wodę. W kalendarzu Egipcjan to wydarzenie wyznaczało wręcz początek roku astronomicznego.
Dostrzeżenie gwiazdy towarzyszącej w układzie podwójnym Syriusza, nazywanej Syriusz B, gołym okiem, bez wsparcia zdobyczy techniki, jest fizycznie niemożliwe. Jasność Syriusza B na niebie jest mniejsza niż próg rejestracji światła przez ludzką siatkówkę. Ale co ważniejsze, ogromna różnica we względnej jasności tych dwóch gwiazd sprawia, że Syriusz B ginie w blasku Syriusza A, tak jak nie dostrzeżemy świetlika w świetle Słońca. Dodatkowo odległość kątowa między tymi gwiazdami jest mniejsza niż rozdzielczość kątowa ludzkiego oka. To ograniczenia narzucone przez fizykę ludzkiego wzroku, a nie wynikające z indywidualnych cech osobniczych.
Syriusz B został odkryty w roku 1862. Zbiegły się wtedy w czasie dwie sytuacje: wydarzenie zostało szeroko opisane, trafiło na pierwsze strony gazet w całej Europie, a misjonarze, odkrywcy i europejscy kolonizatorzy byli obecni we wszystkich zakątkach Afryki. Proszę zauważyć, że francuscy antropologowie, o których Pan wspomina, dotarli do plemienia Dogonów już po odkryciu Syriusza B.
To są podstawowe fakty w tej sprawie. Historyk i antropolog z Uniwersytetu Rutgersa Ivan van Sertima pisał o Dogonach[8] i dopuścił się daleko idących spekulacji, by przypisać odkrycie Syriusza B właśnie temu plemieniu. Posunął się między innymi do pokrętnego stwierdzenia, że dzięki absorpcji światła słonecznego przez melaninę w skórze czarnych Afrykanów Dogoni zyskali większą czułość percepcji.
A zatem albo to plemię przewidziało istnienie Syriusza B dzięki dysponowaniu jakąś tajemniczą, wciąż nieodkrytą umiejętnością zdobywania wiedzy, której nie posiada żaden inny lud na świecie, albo jakiś przybysz z Europy (antropolog bądź ktoś inny) natknął się na Dogonów, zanim trafili do nich wspomniani wcześniej Francuzi. Dostrzegłszy, że Syriusz odgrywa dużą rolę w kulturze plemienia, podzielił się z nim mocno nagłaśnianym niedawnym odkryciem Syriusza B, ale nigdy nie opisał tego spotkania. Dogoni natychmiast włączyli tę nową wiedzę o ich ulubionym ciele niebieskim do swojej kultury, a kiedy później dotarli do nich francuscy antropologowie, zaskoczyła ich szczegółowość wiedzy plemienia.
Ponadto jeśli zapozna się Pan z innymi elementami kultury Dogonów i ich opowieści o przyrodzie, nie znajdzie Pan już nigdzie tak precyzyjnych informacji jak w przypadku Syriusza B. Ich podania są romantyczne, poetyckie i przypominają mity o stworzeniu świata znane z większości innych kultur.
Chociaż nie mamy pewności, czy Dogonów odwiedzili dobrze poinformowani Europejczycy, zanim dotarli do nich francuscy antropologowie, dowody zdecydowanie na to wskazują. Każde inne przypuszczenie promuje afrocentryzm bardziej, niż upoważniają nas do tego posiadane dane.
Dziękuję za Pański list.
Z najlepszymi życzeniami
Neil
Wielka Stopa
W styczniu 2008 roku Alex zapytał mnie, czy w regionie Wybrzeża Północno-Zachodniego może naprawdę krążyć wielki włochaty człekokształtny.
~
Drogi Alexie,
w czasach przed zbadaniem wszystkich zakątków świata europejscy odkrywcy snuli niebywałe opowieści o nowych roślinach i zwierzętach, zwłaszcza tych, na które natknęli się podczas przemierzania Afryki i Azji. Zbierali, co tylko mogli, i przywozili znaleziska w celach badawczych i muzealnych. Często spotykano nieznane dotąd duże zwierzęta. Był to początek historii naturalnej jako dziedziny nauki[9].
Kiedy już wszystkie lądy zostały zbadane i zasiedlone, odkrycia nowych, egzotycznych stworzeń stały się o wiele rzadsze. Wyraźnie oznacza to, że wszystkie duże (lądowe) zwierzęta zostały już poznane i opisane. Przedstawiciele nowych gatunków, odkrywanych obecnie co roku, to zazwyczaj zwierzęta niewielkie lub bardzo podobne do tych już dobrze znanych (na przykład należące do ich podgatunków).
Co jakiś czas odkrywamy nowe duże stworzenia morskie, co jest zrozumiałe: nie żyjemy w głębinach, nie prowadzimy też stałego poszukiwania nowych gatunków na dnie mórz i oceanów.
Dlatego też prawdopodobieństwo, że w obecnych czasach duże (lądowe) zwierzę pozostało nieodkryte, jest bliskie zeru.
Neil deGrasse Tyson
Alex odpowiedział mi w sceptycznym tonie, sugerując, że mam klapki na oczach. Przypomniał, że w regionie Wybrzeża Północno-Zachodniego znajduje się grubo ponad milion hektarów nienadzorowanych lasów. Zauważył też, że nie można bagatelizować każdego doniesienia o spotkaniu z dużym włochatym człekokształtnym, traktując je jako coś niedorzecznego. Zakończył stwierdzeniem, że jednak musi być coś na rzeczy.
~
Drogi Alexie,
odniosłem się do częstości odkrywania i dokumentowania dużych zwierząt. Spotkania, po których nie pozostają żadne namacalne dowody (takie jak zwłoki w laboratorium czy sierść), nie stanowią odkryć. Zeznania naocznych świadków są powszechnie uważane przez psychologów i naukowców za najmniej wiarygodną klasę dowodów. Dlatego też traktuje się je z dużą dozą sceptycyzmu, a badacz musi cierpliwie czekać na przedstawienie namacalnych dowodów na poparcie tak niezwykłych twierdzeń.
Pragnę tu zauważyć, że wszystkie doniesienia o tych spotkaniach mogą być prawdziwe. Lecz bez zwłok ani innych solidnych dowodów, niezależnych od ludzkich zmysłów, takie twierdzenia są dla naukowca bezużyteczne.
Zwróć uwagę, że słowo „bezużyteczne” nie oznacza tego samego co „nieprawdziwe”.
Dopóki ktoś nie przedstawi jakiejś tkanki (na początek wystarczyłyby nawet odchody Wielkiej Stopy), z której można by wyodrębnić DNA, żaden biolog wiele tu nie zdziała.
Jeśli jesteś przekonany, że w regionie Wybrzeża Północno-Zachodniego grasują dwuipółmetrowe nieudokumentowane prehistoryczne zwierzęta człekokształtne, powinieneś zorganizować ekspedycje w celu ich znalezienia – nie musisz żadnego zabijać, wystarczy jedno schwytać.
O wiele lepiej skupić wysiłki na poszukiwaniu użytecznych dowodów, zamiast na próbach przekonania innych do prawdziwości swoich twierdzeń przy całkowitym braku weryfikowalnego materiału dowodowego.
Neil
Szósty zmysł
wtorek, 6 lutego 2007 r.
Szanowny doktorze Tysonie,
czytam Pańską książkę Death By Black Hole[10]. Po pierwsze chciałabym zaznaczyć, że Pański styl pisania jest taki sam jak styl wypowiedzi – jasny, zrozumiały i przyjemny. Brakuje mi tylko śmiechu, który słychać podczas wywiadów przeprowadzanych na żywo. Po drugie muszę się odnieść do tego, co Pan powiedział o szóstym zmyśle.
Oto nagłówek, którego nigdy nie widzimy:
JASNOWIDZ PONOWNIE WYGRAŁ NA LOTERII
Widziałam, jak moja babcia, która miała „dar”, używała go tak samo jak pozostałych zmysłów. Wiedziała, kiedy ktoś pojawi się z wizytą, więc zawczasu zmieniała pościel i robiła większe zakupy. Wiedziała, czy mój ojciec wróci na obiad, i odpowiednio nakrywała do stołu. Budziła się, kiedy cieliła się krowa, i piekła ciasto, zanim pojawili się goście. Wszystko to przychodziło jej naturalnie – nie była to żadna „parapsychiczna infolinia”, lecz raczej dodatkowy zmysł, z którego korzystała tak samo