Dariusz Domagalski

Hajmdal. Tom 5. Relikt


Скачать книгу

warknął. – To jeszcze nie koniec.

      Nie mylił się. Olbrzymi wąż nie miał zamiaru rezygnować z posiłku. Wysunął się z drugiej strony krzaków i zaatakował Karlova. Próbował go chwycić, ale zwiadowca był szybszy. Odskoczył i wywalił serię z karabinu. Na olbrzymim wężu wrażenia to nie zrobiło. Natarł ponownie, tym razem napierając tułowiem. Udało mu się powalić zwiadowcę na ziemię. Karlov przeturlał się i w ostatniej chwili uniknął uderzenia ogonem. Podczas upadku zgubił jednak karabin i na czworakach wycofywał się w stronę pozostałych zwiadowców, którzy cały czas strzelali do potwora.

      Ezra usłyszał charakterystyczne zgrzytnięcie broni, oznaczające brak amunicji. Wyuczonym ruchem sięgnął do ładownicy po magazynek. Żałował, że nie wziął na misję granatnika rewolwerowego, który świetnie sprawdzał się w walce z pretorianami i sprawdziłby się również tutaj. Nikt jednak nie zakładał, że na Karazanie będą mierzyć się z czymś takim. Leahy obiecał sobie, że po powrocie na „Hajmdala” spuści solidny łomot temu egzobiologowi, który twierdził, że na planecie nie ma groźnych drapieżników.

      Czy to właśnie spotkało Abigail i pozostałych członków ekipy naukowej? Ta myśl zmroziła młodego sierżanta. Czy mógł dopaść ich ten potwór? To niewykluczone. Nie mieli ciężkiego sprzętu wojskowego. Ezra wiedział, że Torres zabrała jedynie swój ulubiony karabin snajperski. Njord-43 charakteryzował się precyzyjną technologią celowniczą, wyposażony był w komputer, który samodzielnie obliczał odległość od celu i optymalizował parametry broni, dostosowując je do warunków otoczenia, ale pociski nie miały prawa skrzywdzić tak ogromnego węża. Tu potrzebny był większy kaliber.

      Ezra odszukał wzrokiem Ivara Björka, który obsługiwał w Plutonie 7 broń ciężką i już dawno powinien jej użyć. Stał dziesięć metrów dalej i szarpał się z uprzężą, na której miał zamocowany karabin maszynowy klasy Perun. Broń ważyła dwadzieścia kilogramów i wypluwała z siebie ponad tysiąc pocisków na minutę. Ale teraz milczała. Coś było nie tak. Karabin był dziwnie przekrzywiony. Widocznie pękł pasek od uprzęży i Björk nie mógł ustabilizować karabinu.

      Leahy zaklął. Drugiego peruna nie mieli. W oddziałach wojsk rozpoznawczych istniała niepisana zasada, że tylko jeden z żołnierzy wyposażony jest w broń ciężką. Nie było to jednak obowiązkowe. Elektra Ramos twierdziła, że zwiadowcy mają być przede wszystkim mobilni, i dlatego żaden z jej podwładnych nie dysponował takim uzbrojeniem. Teraz pewnie tego żałowała.

      Młodemu sierżantowi nie pozostało nic innego, jak unieść własny karabin i posłać serię w paszczę zwierzęcia. Miał nadzieję, że trafi w jakiś newralgiczny punkt. Udało się. Pocisk rozerwał oko potwora. Okaleczony waż syknął wściekle i ruszył na Ezrę. Leahy zaczął się wycofywać krok za krokiem, cały czas się odstrzeliwując, ale wiedział już, że tylko sekundy dzielą go od śmierci.

      Skrzywił się w ponurym uśmiechu. Tyle razy udało mu się oszukać los i wyjść obronną ręką z gorszych niebezpieczeństw. Przeżył zawalenie się świątyni na Thagdze, abordaż jaszczurów na „Hajmdala”, walki z pretorianami na księżycu Monarchy, starcie z bahiriańskimi rebeliantami i potyczkę z Luusaat. A teraz miał zostać zabity przez przerośniętego węża.

      Widział już nad sobą potężną głowę, rozwarte szczęki i trójkątne zębiska. Ezra opuścił broń i przymknął powieki. To koniec.

      Wtem usłyszał potworny hałas, który niemal rozsadził mu bębenki. Natychmiast otworzył oczy. Obok siebie ujrzał Ivara Björka, który uporał się wreszcie z uprzężą i teraz stał na szeroko rozstawionych nogach, prując z peruna. Teleskopowe, dwunastomilimetrowe pociski szarpały cielskiem potwora, wzbijając fontanny krwi. Stwór próbował uciekać w stronę bajora, ale zwiadowcy podążali za nim, opróżniając magazynki. Wąż znieruchomiał, na wpół zanurzony w wodzie.

      Żołnierze wstrzymali ogień.

      – Nie żyje? – spytał Tobias Bishop, podejrzliwie spoglądając na dwudziestometrowe cielsko.

      Björk wzruszył ramionami i dla pewności posłał w truchło jeszcze jedną serię. Wąż się nie poruszył.

      – Załatwiony.

      Elektra Ramos natychmiast podbiegła do leżącego bezwładnie Boltoo. Sprawdziła puls. Po chwili zmarszczyła brwi i pokręciła głową. Nie żył. Na twarzy kobiety pojawił się ból. Ezra doskonale rozumiał, co kapral teraz czuje. Dobrze wiedział, co znaczy stracić żołnierza.

      Tymczasem Bishop podszedł do martwego węża i szturchnął go butem.

      – Twardy był z niego skurwysyn – ocenił.

      – Co nas nie zabije, to nas wzmocni – rzekł Julius Malahki natchnionym tonem.

      Tobias parsknął śmiechem.

      – Sam to wymyśliłeś?

      Malahki pokręcił głową.

      – Wziąłeś to z jakiegoś lacertańskiego traktatu wojennego?

      – Nie – odparł. – To cytat z ziemskiego filozofa.

      – Dziwne, bo brzmi jak filozofia życiowa jaszczurów.

      – A ja ze strachu o mało co się w spodnie nie zesrałem – wtrącił się do rozmowy Jeremiasz Ruon. – Powiedz mi, Julius, w jaki sposób uczyniło mnie to silniejszym?

      – Chodzi o to, że uodparniasz się na stres…

      – Zamknijcie się! – warknął Ezra. Złościło go, że trójka jego podwładnych beztrosko dyskutuje nad trupem bestii, która uśmierciła Boltoo, a mogła też dopaść Abigail.

      Poczuł dłoń na ramieniu. To był Odyn.

      – Nie martw się.

      – Łatwo powiedzieć – parsknął Ezra.

      – Wąż zaatakował nas, bo był głodny – rzekł doświadczony zwiadowca. – A to oznacza, że od dawna nic nie jadł. Nikogo z ekipy naukowej nie pożarł.

      Leahy odetchnął z ulgą. Ale i tak musiał sprawdzić. Wyciągnął wibroostrze i zbliżył się do trupa zwierzęcia. Ciął głęboko, żeby dowiedzieć się, co zawierają trzewia. W ostatniej chwili zawahał się, przymknął oczy i wziął kilka głębokich wdechów, żeby się uspokoić.

      A potem rozwarł powieki.

      SYSTEM 41 GEMINORUM

      OKRĘT FEDERACJI TERRAŃSKIEJ „HAJMDAL”

      Na pooranej bruzdami twarzy admirała Kashtaritu pojawiło się coś, co można by nazwać zdumieniem. Dowódca potężnego drednota rzadko okazywał jakiekolwiek emocje. Niewiele było sytuacji, które mogły go zaskoczyć, i nawet w kryzysowym położeniu potrafił zachować kamienne oblicze. Ale nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Nie wiedział również, czego można się spodziewać po trzech tajemniczych obiektach zbliżających się do „Hajmdala”.

      – Odległość czterysta siedemdziesiąt tysięcy kilometrów – zameldowała chorąży Gaumata ze stanowiska teledetekcji. – Jednostki zbliżają się kursem przechwytującym. Przy obecnym ciągu znajdziemy się w zasięgu ich ognia za niecałe trzy minuty.

      – Rozpoznanie?

      – Sygnatury napędów i sylwetki wskazują, że mamy do czynienia z diohdańskimi dozorowcami.

      Admirał spojrzał pytająco na komandora Petersa. Ten wzruszył tylko ramionami. Wszystkie rozmowy dyplomatyczne z władzami systemu 41 Geminorum prowadził Emmanuel Kopp. Prezydent Federacji Terrańskiej nie był już tym samym człowiekiem, którego Kashtaritu poznał przed laty. Wówczas tryskał optymizmem i entuzjazmem, a z