A może kiedy myślisz o którejś, to jakaś część twojego ciała daje znać, że bardziej lubi tę dziewczynę?
Jelko nie wiedział, o co chodzi Mozesowi.
– Może twoje serce drga? Może coś innego?
Jelko przypatrywał się Mozesowi ze ściągniętymi brwiami i kręcił głową. Nic o tym nie wiedział, o żadnych drganiach, wewnątrz ciała czy na zewnątrz.
– A twoi bracia? Wołochatyj jest już żonaty. Może on coś ci doradzi? Przecież wybrał Paraskewię. A ona jego.
Jelko tylko wzdychał. Petro niczego mu nie doradził. Czy tak naprawdę on wybierał, czy to Fedor zmówił się z ojcem Paraski, nie jest dla Jelka wcale takie pewne. Wołochatyj nie przyznał się do niczego.
– Zapytaj Paraski. Ona coś ci poradzi. Przecież wie, co czują kobiety. Ciężko w to uwierzyć, kiedy myśli się o żonie swojego brata, ale sama jest kobietą.
Jelko aż za dobrze wiedział, że żona Petra jest kobietą. W dzień wodził za nią wzrokiem, a w nocy słyszał wszystko, co rozgrywało się przy ścianie. Paraska była już teraz w ciąży, ale Jelkowi wydawała się równie ponętna jak w dniu, kiedy zobaczył ją pierwszy raz, wystrojoną i zarumienioną z przejęcia podczas ceremonii ślubnej. Tym razem głos wewnętrzny się odzywał. Był całkiem stanowczy. Mówił, że Jelko i w żonie brata jest zadurzony. Ale chłopak się z tym nie zdradzał.
– Nie zapominaj, że to nie jest twój wybór. To także ich wybór. – Mozes wyciągnął rękę, żeby Veverke mogła się po niej przespacerować, i obrócił ramię, zmuszając zwierzaka do balansowania jak linoskoczek. Pazurki Veverke dziurawiły i tak już połataną kapotę cadyka. Potem Mozes nachylił się do Jelka. – Powiem ci w sekrecie, że tak naprawdę to wyłącznie ich wybór.
Jelko podrapał się za uszami i zmarszczył czoło. Nigdy nie przyszłoby mu coś takiego do głowy. To największe zaskoczenie jego życia. Ich wybór? Wyłącznie ich wybór? Jak to? Przecież to jego strapienie.
Mozes dostrzegł tę rozterkę:
– Pomyśl o tym wszystkim. Porozmawiajmy znowu za kilka dni. Zejdź wtedy do mnie.
Mozes traktował Jelka poważnie. Jak kogoś równego sobie. Może tylko udawał, ale robił to przekonująco.
Bobower wiele razy wypytywał o Nastkę i Ninę. Gdzie mieszkają, kim są, ile mają rodzeństwa. Kiedy dowiedział się, że Jelko chodził przed wojną do solińskiej szkoły z bratem Nastki, doradził Jelkowi:
– Zaprzyjaźnij się z Mychajłem. Jest w twoim wieku. Możesz spędzać u nich czas. Dowiesz się o niej, czego będziesz chciał.
Wszystkie pytania, odpowiedzi czy rady dla Fedora i Jelka Mozes rozkładał na długie miesiące, jakby to stopniowanie miało dać mu gwarancję, że któregoś dnia Rabikowie nie wyrzucą go z ziemianki.
Pod wpływem wizyt u Mychajła Jelko właściwie się zdecydował. Bliskość dała Jelkowi złudzenie intymności. A to już krok do wiary, że kiedyś Nastka odwzajemni miłość.
– Ale czy ona zwraca na ciebie uwagę? Kiedy ostatni raz z nią rozmawiałeś?
– Dwa dni temu – Jelko odpowiedział bez wahania. Mógłby podać dokładną godzinę, gdyby cadyk go zapytał.
– Gdzie to było?
– Przed jej domem. Kiedy wyszła z cebrzykiem, natychmiast pobiegłem do żurawia, żeby nabrać dla niej wody.
– Podziękowała?
– Nie. Poszła prosto do krowy.
– Niedługa musiała być ta rozmowa.
– Powiedziałem jej „dzień dobry”. – Po chwili ciszy Jelko dodał: – Nie odpowiedziała.
Więc Mozes poradził, aby Jelko częściej biegał do Bereżnicy Niżnej. Bez pretekstu. Niech się odważy. Niech po prostu odwiedza Ninę.
– Ale Nina śmieje się ze mnie! Śmieje się z tego, jak mówię. Opowiada, że wolałaby Polaka.
Jelko podejrzewał, że to nawet coś więcej niż śmiech. Nina z niego szydziła.
Mozes jednak aż klasnął w ręce, kiedy o tym usłyszał.
– Ta, która się śmieje, będzie kochać. Ta poważna zapomni o tobie – rozstrzygnął.
Wewnętrzny głos Jelka niczego mu nie doradził. Nie powiedział, kogo wybrać. Niczego też nie odradził. Ale Jelko coraz częściej myślał o Ninie. Nastka znikała.
3
Mozes przyjmował Jelka w swojej ciemnej, użyczonej mu norze życzliwie, bowiem za wszystkie te porady Mozes żądał swoistej zapłaty. Chciał zrozumieć, a może tylko wiedzieć, co się stało z jego rodziną i pobratymcami. Jak to możliwe, że tysiące Żydów, którzy żyli w tych stronach, rozpłynęły się w niebycie? Gdzie się oni podziali?
Mozes wciąż pytał, choć przecież Jelko co tydzień mówił prawie to samo. Powtarzał: od wybuchu wojny nikt nie słyszał tutaj o Halberstamach.
Zniknęli? Tak zupełnie, z dnia na dzień, jakby Bóg ich nigdy nie stworzył? Jakby się nigdy nie urodzili?
– Gdzie jest karczmarz z Soliny? Co się stało z sędziwym Berkiem Kleinem? – pytał na przykład przed laty cadyk.
– Wywieźli go do Leska. Więcej nic nie wiem. – I Jelko odwracał wzrok na ścianę ziemianki.
Więc Bobower milkł i zmieniał temat. Ale tydzień później zadawał kolejne pytanie:
– I co słychać w tym Lesku? Co z karczmarzem Kleinem?
– Słuch po nim zaginął – odpowiadał Jelko i przełykał ślinę.
– Słuch po nim zaginął, to i dobrze, ale może wiadomo o innych, co też trafili do Leska? Co z nimi? To musi być teraz wielki sztetl, Lesko. I śmiał się cicho, aż podskakiwała mu broda na piersi. – Przynajmniej przybyło tam mądrych głów, bo dotychczas to mądrości było w nim tyle, co u mnie w ziemiance światła. Więc co w tym Lesku?
– Podobno gonią wszystkich do Zasławia.
– Do Zasławia? Tego przed Sanokiem? – dziwił się Mozes. – I cóż w tym Zasławiu?
– Obóz dla Żydów.
A potem Jelko kręcił głową, kiedy Mozes próbował podpytywać go, co tam się dzieje, w tym obozie. Pytał więc dalej, rok po roku o to samo.
– Co z Abrahamem Hatałą? Tym, jak go nazywaliście, Herszko? – padało pytanie o kolejną osobę.
Odpowiedzi zawsze były te same. Później już Jelko bez pytania przynosił mu plotki i wiadomości o masakrach i rozstrzeliwaniach, o wydobytych z piwnic i odkrytych w stogach siana, o odprowadzonych przez siczowyków do Ustrzyk i o zabitych na miejscu. Ale i te informacje ucichły po jakimś czasie. Pod sam koniec wojny zszedł do piwniczki z nową wiadomością:
– Podobno Żydzi z Bereżnicy Niżnej jeszcze żyją. – Mozes wysunął rękę do przodu, kiwając na wiewiórkę spacerującą po ścianie, ale cofnął ją w momencie, gdy Veverke leciała w powietrzu, manewrując ogonem. Zawisła przednimi łapkami na rękawie Halberstama, a potem pracowicie wdrapywała się na przedramię cadyka. W jej oczach wyraźnie zalśniło rozczarowanie kolejnym oszukaństwem opiekuna. – Mówiła mi Nina. Jeżeli ktoś ich wyda, to ci z Myczkowiec. – Tej wiosce mieszkańcy Bereżnicy Niżnej przypisywali wszystkie nieszczęścia świata.
Kiedy jednak kilka miesięcy później Mozes zapytał, czy Żydzi z Bereżnicy jeszcze żyją, Jelko pokręcił głową. Natknęli się na żandarmów dwa miesiące przed nadejściem Sowietów.