Robert Nowakowski

Ojczyzna jabłek


Скачать книгу

A może kiedy myślisz o którejś, to jakaś część twojego ciała daje znać, że bardziej lubi tę dziewczynę?

      Jelko nie wiedział, o co chodzi Mozesowi.

      – Może twoje serce drga? Może coś innego?

      Jelko przypatrywał się Mozesowi ze ściągniętymi brwiami i kręcił głową. Nic o tym nie wiedział, o żadnych drganiach, wewnątrz ciała czy na zewnątrz.

      – A twoi bracia? Wołochatyj jest już żonaty. Może on coś ci doradzi? Przecież wybrał Paraskewię. A ona jego.

      Jelko tylko wzdychał. Petro niczego mu nie doradził. Czy tak naprawdę on wybierał, czy to Fedor zmówił się z ojcem Paraski, nie jest dla Jelka wcale takie pewne. Wołochatyj nie przyznał się do niczego.

      – Zapytaj Paraski. Ona coś ci poradzi. Przecież wie, co czują kobiety. Ciężko w to uwierzyć, kiedy myśli się o żonie swojego brata, ale sama jest kobietą.

      Jelko aż za dobrze wiedział, że żona Petra jest kobietą. W dzień wodził za nią wzrokiem, a w nocy słyszał wszystko, co rozgrywało się przy ścianie. Paraska była już teraz w ciąży, ale Jelkowi wydawała się równie ponętna jak w dniu, kiedy zobaczył ją pierwszy raz, wystrojoną i zarumienioną z przejęcia podczas ceremonii ślubnej. Tym razem głos wewnętrzny się odzywał. Był całkiem stanowczy. Mówił, że Jelko i w żonie brata jest zadurzony. Ale chłopak się z tym nie zdradzał.

      – Nie zapominaj, że to nie jest twój wybór. To także ich wybór. – Mozes wyciągnął rękę, żeby Veverke mogła się po niej przespacerować, i obrócił ramię, zmuszając zwierzaka do balansowania jak linoskoczek. Pazurki Veverke dziurawiły i tak już połataną kapotę cadyka. Potem Mozes nachylił się do Jelka. – Powiem ci w sekrecie, że tak naprawdę to wyłącznie ich wybór.

      Jelko podrapał się za uszami i zmarszczył czoło. Nigdy nie przyszłoby mu coś takiego do głowy. To największe zaskoczenie jego życia. Ich wybór? Wyłącznie ich wybór? Jak to? Przecież to jego strapienie.

      Mozes dostrzegł tę rozterkę:

      – Pomyśl o tym wszystkim. Porozmawiajmy znowu za kilka dni. Zejdź wtedy do mnie.

      Mozes traktował Jelka poważnie. Jak kogoś równego sobie. Może tylko udawał, ale robił to przekonująco.

      Bobower wiele razy wypytywał o Nastkę i Ninę. Gdzie mieszkają, kim są, ile mają rodzeństwa. Kiedy dowiedział się, że Jelko chodził przed wojną do solińskiej szkoły z bratem Nastki, doradził Jelkowi:

      – Zaprzyjaźnij się z Mychajłem. Jest w twoim wieku. Możesz spędzać u nich czas. Dowiesz się o niej, czego będziesz chciał.

      Wszystkie pytania, odpowiedzi czy rady dla Fedora i Jelka Mozes rozkładał na długie miesiące, jakby to stopniowanie miało dać mu gwarancję, że któregoś dnia Rabikowie nie wyrzucą go z ziemianki.

      Pod wpływem wizyt u Mychajła Jelko właściwie się zdecydował. Bliskość dała Jelkowi złudzenie intymności. A to już krok do wiary, że kiedyś Nastka odwzajemni miłość.

      – Ale czy ona zwraca na ciebie uwagę? Kiedy ostatni raz z nią rozmawiałeś?

      – Dwa dni temu – Jelko odpowiedział bez wahania. Mógłby podać dokładną godzinę, gdyby cadyk go zapytał.

      – Gdzie to było?

      – Przed jej domem. Kiedy wyszła z cebrzykiem, natychmiast pobiegłem do żurawia, żeby nabrać dla niej wody.

      – Podziękowała?

      – Nie. Poszła prosto do krowy.

      – Niedługa musiała być ta rozmowa.

      – Powiedziałem jej „dzień dobry”. – Po chwili ciszy Jelko dodał: – Nie odpowiedziała.

      Więc Mozes poradził, aby Jelko częściej biegał do Bereżnicy Niżnej. Bez pretekstu. Niech się odważy. Niech po prostu odwiedza Ninę.

      – Ale Nina śmieje się ze mnie! Śmieje się z tego, jak mówię. Opowiada, że wolałaby Polaka.

      Jelko podejrzewał, że to nawet coś więcej niż śmiech. Nina z niego szydziła.

      Mozes jednak aż klasnął w ręce, kiedy o tym usłyszał.

      – Ta, która się śmieje, będzie kochać. Ta poważna zapomni o tobie – rozstrzygnął.

      Wewnętrzny głos Jelka niczego mu nie doradził. Nie powiedział, kogo wybrać. Niczego też nie odradził. Ale Jelko coraz częściej myślał o Ninie. Nastka znikała.

      3

      Mozes przyjmował Jelka w swojej ciemnej, użyczonej mu norze życzliwie, bowiem za wszystkie te porady Mozes żądał swoistej zapłaty. Chciał zrozumieć, a może tylko wiedzieć, co się stało z jego rodziną i pobratymcami. Jak to możliwe, że tysiące Żydów, którzy żyli w tych stronach, rozpłynęły się w niebycie? Gdzie się oni podziali?

      Mozes wciąż pytał, choć przecież Jelko co tydzień mówił prawie to samo. Powtarzał: od wybuchu wojny nikt nie słyszał tutaj o Halberstamach.

      Zniknęli? Tak zupełnie, z dnia na dzień, jakby Bóg ich nigdy nie stworzył? Jakby się nigdy nie urodzili?

      – Gdzie jest karczmarz z Soliny? Co się stało z sędziwym Berkiem Kleinem? – pytał na przykład przed laty cadyk.

      – Wywieźli go do Leska. Więcej nic nie wiem. – I Jelko odwracał wzrok na ścianę ziemianki.

      Więc Bobower milkł i zmieniał temat. Ale tydzień później zadawał kolejne pytanie:

      – I co słychać w tym Lesku? Co z karczmarzem Kleinem?

      – Słuch po nim zaginął – odpowiadał Jelko i przełykał ślinę.

      – Słuch po nim zaginął, to i dobrze, ale może wiadomo o innych, co też trafili do Leska? Co z nimi? To musi być teraz wielki sztetl, Lesko. I śmiał się cicho, aż podskakiwała mu broda na piersi. – Przynajmniej przybyło tam mądrych głów, bo dotychczas to mądrości było w nim tyle, co u mnie w ziemiance światła. Więc co w tym Lesku?

      – Podobno gonią wszystkich do Zasławia.

      – Do Zasławia? Tego przed Sanokiem? – dziwił się Mozes. – I cóż w tym Zasławiu?

      – Obóz dla Żydów.

      A potem Jelko kręcił głową, kiedy Mozes próbował podpytywać go, co tam się dzieje, w tym obozie. Pytał więc dalej, rok po roku o to samo.

      – Co z Abrahamem Hatałą? Tym, jak go nazywaliście, Herszko? – padało pytanie o kolejną osobę.

      Odpowiedzi zawsze były te same. Później już Jelko bez pytania przynosił mu plotki i wiadomości o masakrach i rozstrzeliwaniach, o wydobytych z piwnic i odkrytych w stogach siana, o odprowadzonych przez siczowyków do Ustrzyk i o zabitych na miejscu. Ale i te informacje ucichły po jakimś czasie. Pod sam koniec wojny zszedł do piwniczki z nową wiadomością:

      – Podobno Żydzi z Bereżnicy Niżnej jeszcze żyją. – Mozes wysunął rękę do przodu, kiwając na wiewiórkę spacerującą po ścianie, ale cofnął ją w momencie, gdy Veverke leciała w powietrzu, manewrując ogonem. Zawisła przednimi łapkami na rękawie Halberstama, a potem pracowicie wdrapywała się na przedramię cadyka. W jej oczach wyraźnie zalśniło rozczarowanie kolejnym oszukaństwem opiekuna. – Mówiła mi Nina. Jeżeli ktoś ich wyda, to ci z Myczkowiec. – Tej wiosce mieszkańcy Bereżnicy Niżnej przypisywali wszystkie nieszczęścia świata.

      Kiedy jednak kilka miesięcy później Mozes zapytał, czy Żydzi z Bereżnicy jeszcze żyją, Jelko pokręcił głową. Natknęli się na żandarmów dwa miesiące przed nadejściem Sowietów.