Remigiusz Mróz

Afekt


Скачать книгу

pewnego czasu układam pewien plan – ucięła.

      – To nie brzmi dobrze.

      – Dokładnie to samo sobie myślisz, kiedy rano dzwoni budzik. A on robi tylko to, do czego został stworzony.

      – Yhm…

      – Ja zostałam zaprojektowana do siania chaosu, Zordon.

      – Zdążyłem się już o tym…

      – I zamierzam go tutaj zaprowadzić – przerwała mu i wbiła nieruchomy wzrok w drzwi. – Nazwałam tę inicjatywę Generalplan.

      – O, świetnie. Hitlerowska terminologia z pewnością świadczy o tym, że to będzie wyjątkowo szlachetna misja.

      – To nie ma związku z nazizmem.

      – A jednak używasz niemieckiego tylko wtedy, kiedy chcesz niszczyć świat.

      Chyłka przewróciła oczami.

      – Zresztą na cokolwiek wpadłaś, nie zrobisz z tego miejsca drugiego Żelaznego & McVaya, nie ściągniesz tutaj Costy, no i Pałac Kultury wedle wszelkiego prawdopodobieństwa też się nie ruszy.

      – Nie to mam w planach.

      – A co?

      Szturchnęła go lekko łokciem i posłała mu uśmiech.

      – Zaprowadzimy tu taki burdel, że największe tąpnięcie w śląskich kopalniach będzie jak lekki wstrząs.

      – Znaczy?

      – Wszystko po kolei – odparła Joanna i podeszła do laptopa. Podniosła klapę, a potem wpisała w Google imię i nazwisko dziewczyny, która chciała wyciągnąć od Halskich zapłatę za milczenie. – Połowę warunków, które postawiłam, te trzy miernoty spełnią dopiero po wygraniu sprawy.

      Kordian pochylił się nad komputerem, jedną rękę kładąc na plecach Chyłki, a drugą podpierając się o blat. Wciąż nie patrzył na ekran.

      – To, że nie mają tutaj specjalisty do spraw pozyskiwania informacji, jest skandalem – burknęła. – Muszą wyhodować sobie Kormaka.

      – O ile wiem, on przyszedł na świat w klasyczny dla ssaków sposób.

      – Żartujesz? Takie osobniki są genetycznie modyfikowane i inkubowane. W środowisku naturalnym nie występują.

      Oryński uśmiechnął się lekko, a potem zerknął na monitor i nagle zamarł. Miał wrażenie, że świat wokół niego skurczył się do wąskiej przestrzeni, która dzieliła jego oczy od monitora.

      – Ale dopóki nie mamy tu informatycznego cyborga, musimy sami…

      Chyłka urwała, orientując się, że coś jest nie tak.

      – O co chodzi? – rzuciła.

      Kordian niepewnie podniósł rękę i wskazał laptopa.

      – Ta dziewczyna…

      – No?

      – Chyłka, ja ją znam.

      Joanna obróciła się raptownie w jego kierunku, a on wzdrygnął się, jakby kopnął go prąd. Cofnął rękę z jej pleców i się wyprostował.

      – A raczej znałem – dodał. – Ona nie żyje od jakichś… dziesięciu lat.

      3

      Green Caffè Nero, ul. Prosta

      Właściwie nie trzeba było opuszczać The Warsaw Hub, by napić się kawy – na parterze znajdował się lokal, który miał wszystko, czego Chyłka potrzebowała o tej porze dnia. Wolała jednak wyjść z budynku, bo im dalej od kancelarii KMK się znajdowała, tym lepiej się czuła.

      Dwoje prawników usiadło na stojących naprzeciw siebie fotelach przy oknie, a potem pochyliło się nad niskim stolikiem. Ich gorące kawy jeszcze parowały – Chyłka wzięła średnią americanę, Zordon wybrał karmelową mochę z bitą śmietaną na mleku bez laktozy, a do tego dorzucił kokosowego muffina.

      Pochłonął go niemal od razu, kubek też szybko opróżnił do połowy.

      – To cukrowe plugastwo w niczym ci nie pomoże, Zordon.

      Pokiwał nerwowo głową, jakby dopiero teraz zdał sobie z tego sprawę.

      – Mów, co to za dziewczyna – dodała Joanna.

      – Lepiej ty mi powiedz, dlaczego nieżyjąca osoba miałaby…

      – Cichaj – ucięła. – I nadawaj powoli, jakbyś wpisywał jakieś hasło po dwóch nieudanych próbach.

      Otarł usta i odsunął talerzyk z okruchami muffina.

      – Dobra – rzucił. – Znałem tę dziewczynę całkiem dobrze, chodziła ze mną do szkoły.

      – Jakiej?

      – Do liceum.

      – Którego?

      – Przy Popiełuszki. Imienia Sempołowskiej, numer…

      – Do jednej klasy?

      – Nie, do równoległej – odparł Oryński i zgarbił się jeszcze bardziej. – I czuję się jak na przesłuchaniu.

      – Zaraz poczujesz się jak na wygnaniu. Dawaj konkrety.

      Kordian odchrząknął i zerknął w kierunku ciast znajdujących się za ladą, jakby w nich upatrywał ratunku.

      – Była najbliższą przyjaciółką mojej ówczesnej dziewczyny – powiedział.

      – Miałeś kogoś przede mną, Zordon?

      Posłał jej krótkie spojrzenie, a potem wziął niewielki łyk kawy.

      – Chodziliśmy ze sobą jak na tamte warunki dość długo, bo pół roku.

      – Łał – odparła Joanna i zagwizdała pod nosem. – Mój najtrwalszy związek w liceum wytrzymał jedną czwartą tego okresu. Jak się nazywała ta nieszczęśnica?

      – Asia. Asia Piechodzka.

      – Nieźle – rzuciła z przekąsem Chyłka. – A ta, która teraz najwyraźniej pośmiertnie oskarża Halskiego?

      – Kinga – odparł Oryński i westchnął. – Chodziły do jednej klasy już w podstawówce, przyjaźniły się dość blisko. Często była z nami na jakichś imprezach albo w pubach, ale właściwie nigdy nie miałem okazji dobrze jej poznać. Zdawała się zamknięta w sobie.

      Joanna patrzyła na niego z niedowierzaniem.

      – Co? – rzucił.

      – Próbuję zwizualizować sobie ciebie na licealnej imprezie.

      Kordian obrócił głowę w kierunku okna i powiódł wzrokiem za przejeżdżającym autobusem.

      – Możemy wrócić do tematu?

      – Dawaj.

      – Jakieś dziesięć lat temu gruchnęła wiadomość, że Kinga nie żyje. I całkiem możliwe, że kojarzysz, w jaki sposób umarła.

      – Hę?

      – Było o tym dość głośno, oczywiście bez personaliów. Rzuciła się pod wagon metra na placu Wilsona.

      Chyłka rzeczywiście przypominała sobie, że do podobnego zdarzenia doszło. Właściwie o każdym mówiło się dość dużo, bo przez te wszystkie lata działania metra prób samobójczych było ponad dwadzieścia, ale udanych około dziesięciu.

      – Byłem na jej pogrzebie, Chyłka. Swoją drogą tam ostatni raz widziałem się z Asią, gdyby cię to interesowało.

      Joanna napiła