temat?
Oryński podparł się jedną ręką o ladę i przekrzywił, jakby łupało go w krzyżu. Wiedział, jak bolesne będzie dla byłej dziewczyny wracanie do wydarzeń, których przez lata unikała jak ognia.
– Na temat Kingi.
Twarz Aśki momentalnie przybrała posępny wyraz.
– Wiem, że to trudne, ale…
– Dlaczego do tego wracasz? – ucięła Asia. – Pojawiły się jakieś nowe informacje?
Pytała, jakby się tego spodziewała, jakby na to czekała. Kordian po raz pierwszy dostrzegł w jej oczach coś, co kazało mu sądzić, że być może nie do końca wierzy w wersję z samobójstwem.
– Nie – odparł szybko Oryński. – Po prostu badam tę sprawę.
– Po co?
– Może okazać się przydatna przy innej.
Asia uniosła bezradnie wzrok, zapewne uświadamiając sobie, że nie usłyszy od niego żadnej konkretnej informacji. Lepiej było jak najszybciej skończyć tę rozmowę, uznał Oryński, zanim rozmówczyni zyska pewność, że ta niczego dobrego jej nie przyniesie.
– Nie kojarzysz, czy Kinga kiedykolwiek wspominała o Patryku Hauerze? – rzucił.
Zamiast odpowiedzieć, Asia zmarszczyła czoło i popatrzyła na niego podejrzliwie.
– A może pośrednio wspominała o jakimś polityku? Pośle?
– Ale dlaczego mnie o to pytasz?
– Bo byłaś jej najlepszą przyjaciółką.
– Tak, Kordian, wiem – odparła nieco poirytowana. – Ale czemu chcesz coś wiedzieć o tej sprawie?
– A więc była jakaś sprawa?
Aśka poruszyła się nerwowo, a potem pokręciła głową.
Rozmowa skończyła się szybciej, niż Oryński się spodziewał. Po chwili dostał od byłej dziewczyny wizytówkę, kilka słów na pożegnanie, a potem został niemal wyrzucony ze sklepu. Miał wrażenie, że jeszcze chwila, a Asia wezwałaby ochronę.
Stał przez moment przed obuwniczym z wizytówką w dłoni, starając się pozbierać myśli. Aśka zdjęła z szyby kartkę, ani razu na niego nie patrząc. Było jasne, że nie ma tutaj więcej czego szukać.
Kiedy dołączył do Chyłki, ta akurat dopijała kawę. Od razu wychwyciła, że coś jest nie tak.
– Czekaj, nie mów – rzuciła. – Asianna po wspominkach uświadomiła sobie, że cała trauma w jej życiu jest pokłosiem dawnego związku z tobą.
– Niezupełnie.
Joanna wstała od stolika.
– Widzę przecież, że gówno ugrałeś.
– Tak, ale…
– Co powiedziała?
– Nic. Kompletnie nic – odparł ciężko Oryński. – Oprócz tego, że nie będzie z nami rozmawiać bez swojego prawnika.
– Co?
Kordian położył na stole kartonik, jakby obchodził się z czymś, co może stanowić realne zagrożenie. Oboje spojrzeli na numer telefonu, adres przy ulicy Mrągowskiej i dane widniejące na niezbyt dobrze zaprojektowanej wizytówce.
„Kancelaria Adwokacka
adw. Artur Żelazny”.
5
Kancelaria KMK, The Warsaw Hub
Chyłka szła przez korytarz, jakby przebijała się przez niewidzialne zastępy wrogiej armii. W istocie jednak nie napotkała na swojej drodze nikogo, bo open space w wypadku tego przybytku rzeczywiście był open.
Prawniczka zatrzymała się przed gabinetem jednego z imiennych partnerów, który przed chwilą w niezbyt zawoalowany sposób dał jej do zrozumienia, że chce wiedzieć, jak postępuje sprawa.
Joanna wbiła wzrok w widniejące na szybie imię i nazwisko. Paweł Messer. Przez lata jej główna konkurencja na salach sądów karnych w Warszawie. Ucieleśnienie wszystkiego tego, co z palestrą było nie w porządku.
I facet, z którym wylądowała w łóżku, kiedy lata temu sięgnęła alkoholowego dna. Przez pewien czas obok Szczerbińskiego i Williama ten człowiek był jednym z podejrzanych o spłodzenie pasożyta – i niegdyś Chyłka liczyła, że to właśnie na niego padnie. Z dwoma pozostałymi musiałaby jakoś się układać. Z Messerem bynajmniej, po prostu usunęłaby go ze swojego życia.
Weszła do środka bez pukania.
Paweł siedział na fotelu przy oknie, wyciągnąwszy nogi na podnóżku. Mebel był nie byle jaki – od razu dało się rozpoznać charakterystyczny eames lounge chair. W tym wypadku nie była to replika za parę tysięcy, ale oryginał za jakieś trzydzieści.
– I jak? – odezwał się Messer, obracając do niej głowę. – Jakiś update?
– Taki, że musisz wreszcie przestać używać głowy wyłącznie jako pojemnika na zęby.
Paweł założył nogę na nogę i rozsiadł się wygodniej.
– A jeśli chodzi o twój case?
– Jest postępowy.
– Czyli?
Chyłka przysiadła na skraju biurka, wcześniej odsunąwszy plik kartek.
– Wygląda na to, że znaleźliśmy dziewczynę, która szantażuje Halskiego – odparła.
– Co to za jedna?
– Szkolna miłość Zordona.
Messer ściągnął brwi, jakby nie był do końca pewny, czy to rzetelna informacja, czy może zwyczajowe wciskanie kitu.
– Jak się nazywa?
– Asianna Piechodzka. Lat tyle co Zordon, szczupła, zgrabna i powabna.
– Przyznała, że to ona za tym stoi?
– Pośrednio – odparła ciężko Joanna. – Kiedy ją o to zapytał, w odpowiedzi dała mu wizytówkę swojego prawnika.
Paweł w końcu zdjął nogi z podparcia, a potem obrócił fotel w kierunku Chyłki.
– Kto ją reprezentuje?
– Zgaduj.
Messer ostentacyjnie westchnął.
– Kurwa mać, sfokusuj się na chwilę i po prostu zbriefuj mi, co się dzieje – rzucił. – Jasne?
Może rzeczywiście powinna załatwić to jak najszybciej i mieć z głowy obcowanie z człowiekiem, który normalnie doprowadzał ją do furii – a w sytuacji, kiedy był jej przełożonym, efekt był zwielokrotniony.
Niedziwne, że Kosmowski dogadał się z nim i Kratem, by wysadzić z siodła Czymańskiego. Wszyscy trzej nadawali na tych samych falach, posługiwali się tym samym językiem i mieli równie niskie mniemanie o każdym, kto nie był nimi.
– Żelazny – odparła Joanna.
– No way.
– Prowadzi jednoosobową kancelarię w Wawrze.
– Daleko go wywiało – zauważył Paweł. – Kolnęłaś już do niego?
– Nie. Zadzwoniłam.
Messer potarł czoło, przywodząc na myśl szefa zmęczonego niekompetencją pracowników.
– Jestem z nim umówiona za dwie godziny pod Pajacem.
Wybór nie był przypadkowy. Chyłka