Remigiusz Mróz

Afekt


Скачать книгу

na czele tej zasranej organizacji. Od razu wysłaliby je do więzienia.

      Kordian zaczął obracać menu na stole.

      – Myślisz, że któryś z imiennych partnerów naprawdę…

      – Nie wiem, Zordon – ucięła Chyłka. – Ale jeśli tak, to z pewnością nie wylądowaliśmy w KMK bez powodu. Ci ludzie muszą mieć wobec nas jakieś plany.

      To, że Konsorcjum poprzez Miłosza Nachurnego zniszczyło Żelaznego & McVaya, nigdy nie ulegało żadnej wątpliwości. Jednak to, że na czele mógłby stać Kosmowski, Messer lub Krat, wywracało wszystko do góry nogami.

      – Zastanówmy się – dodała Joanna. – Kto jeszcze używał tej nazwy albo słyszał, jak my to robimy?

      – Paderborn i Paulina Feruś, to jasne.

      – Ale oni też nie bawiliby się w wysyłanie wiadomości przez Żelaznego.

      Oryński kiwnął głową i odłożył kartę dań.

      – A sam Żelazny? – podsunął. – On też wiedział o sprawie. Oprócz niego jeszcze Nachurny i Omej.

      – Omej?

      – Wiesz, ten agent Karaś, który…

      – Nie zapominam ludzi, Zordon, nawet jeśli są oślizgłymi glizdami – przerwała mu Joanna. – Nie przypominam sobie tylko, żebyśmy wspominali przy nim o Konsorcjum.

      – My nie. Ty tak.

      Zmrużyła oczy, jakby niejasno coś kojarzyła.

      – No i jest jeszcze Szymon Bloch – dodał Oryński. – Który właściwie mógłby wysłać taką wiadomość. Pewnie wciąż siedzi gdzieś zaszyty i obawia się o własne życie.

      – Tym bardziej nie wysyłałby listu.

      – Nawet gdyby jakimś cudem udało mu się odkryć, kto stoi na czele Konsorcjum? – spytał Kordian. – Nie olałby tego tak po prostu. Spróbowałby nam to przekazać, może właśnie przez Żelaznego, żeby uniknąć bezpośredniego kontaktu.

      Chyłka przesunęła ręką po krótkich włosach, a potem rozejrzała się za kimś z obsługi.

      – Dajecie tu jeść czy trzeba sobie coś, kurwa, upolować? – rzuciła w kierunku dziewczyny stojącej przy stoliku obok.

      Ta szybko skończyła obsługiwać tamtego klienta i podeszła do dwójki prawników. Zanim Chyłka zdążyła uraczyć ją kolejnym przejawem swojego uroku osobistego, Kordian uznał, że najlepiej, jeśli to on złoży zamówienie.

      – Ja poproszę quinoa burgera – powiedział szybko. – A dla mojej narzeczonej będzie hickory-smoked barbecue combo.

      – Duo czy…

      – Trio – uciął szybko. – Bez sałatki cytrusowej. I bez fasolki.

      – Będzie coś do picia?

      – Dwa piwa – wyrwała się do odpowiedzi Chyłka.

      – Jedno. Dziękujemy.

      Dziewczyna również podziękowała, a Joanna złożyła dłonie na stole i popatrzyła z uznaniem na Oryńskiego.

      – Pomijając kwestię alkoholu, muszę sobie oddać, że dość dobrze cię wytresowałam.

      – Chciałem tylko zaoszczędzić tej Bogu ducha winnej dziewczynie traumy na całe życie.

      – I przy okazji sprawiłeś sobie nieco satysfakcji, tytułując mnie swoją narzeczoną.

      – Bo brzmi to całkiem nieźle.

      Chyłka uśmiechnęła się nieznacznie, ale szybko spoważniała, wbijając spojrzenie w listę nazwisk na telefonie. Któraś z tych osób musiała wysłać Żelaznemu list. Ale która? I skąd czerpała wiedzę?

      Oryński obrócił komórkę w swoją stronę i przesunął wzrokiem po wykazie.

      – Najbardziej prawdopodobny wydaje się Szymon – mruknął.

      – Tyle że on nie miałby powodu, żeby kontaktować się przez Żelaznego. Po pierwsze go nie zna, a więc mu nie ufa. Po drugie znalazłby lepszy sposób, żeby się do nas odezwać.

      Kordian zaklął cicho, przyznając jej rację. Sięgnął za pazuchę marynarki i wyjął blister tabletek, po czym posłał pytające spojrzenie Joannie. Skinęła lekko głową.

      Od jakiegoś czasu przyjmował xanax w takich dawkach, jakie zaleciła mu lekarka. Nie czuł tego, co dawniej – momentami właściwie wydawało mu się, że tabletki nie działają. Nie miał jednak zamiaru wracać do miejsca, z którego udało mu się uciec.

      – Sprawdzimy te wszystkie osoby – powiedziała Chyłka. – I zrobimy to tak, żeby nikt nie miał o tym bladego pojęcia.

      Kordian przez moment milczał.

      – Zresetować cię? – rzuciła po chwili Joanna.

      – Zastanawiam się, czy Żelazny po prostu tego nie wymyślił.

      – Po jaką cholerę miałby to robić?

      – Choćby po taką, żeby nastawić nas negatywnie do szefostwa i…

      – Do tych trzech tępych chujów? – obruszyła się Chyłka. – Mnie nie da się bardziej negatywnie do nich nastroić. I Artur zdaje sobie z tego sprawę.

      Oryński znów musiał przyznać, że to ma ręce i nogi. Żelaznemu zwyczajnie brakowałoby powodu, żeby coś takiego wymyślać.

      Kiedy kelnerka zjawiła się z zamówieniem, Kordian oparł się bezsilnie o stół. Nie miał przesadnie wielkiego apetytu – Chyłka tradycyjnie wprost przeciwnie. Ledwo znalazł się przed nią talerz wypełniony mięsem, zabrała się do roboty.

      – W takim razie to prawda – odezwał się.

      – Hę? – rzuciła z pełnymi ustami.

      – Facet, który steruje całym Konsorcjum, jest też naszym szefem.

      – No – odparła Joanna, wybierając widelcem kolejną ofiarę. Tym razem padło na kawałek ręcznie szarpanej wieprzowiny. – I szamaj, bo ci ta imitacja burgera wystygnie.

      Oryńskiego nadal niespecjalnie interesowało to, co miał na talerzu.

      – Który z nich? – spytał, wbijając wzrok w sufit. – Kosmowski jest za młody, chociaż z drugiej strony… dlaczego to miałaby być przeszkoda? Messer z pewnością by się nadawał, przynajmniej pod względem charakteru. Bliżej mu do mafiosa niż prawnika. A Krat? Niby najmniej parszywy z całej trójki, ale może właśnie dlatego, że steruje nielegalną organizacją.

      – Skończyłeś trajlować?

      Kordian potrząsnął głową i w końcu sięgnął po burgera. Po pierwszym kęsie jego apetyt nieco się rozbudził.

      – Dojdziemy do tego – odezwała się Joanna. – Ale najpierw rozwiążmy inną kwestię.

      – Jaką?

      – Rozbieżności w zeznaniach. Twoich.

      Oryński przełknął niepewnie kęs. Doskonale wiedział, do czego zmierza Chyłka.

      – Więc kiedy ostatnio widziałeś Asiannę? Dziesięć czy sześć lat temu? Nie machnąłeś się, to zbyt duża różnica.

      – Cóż…

      – Poświadczyłeś nieprawdę, a za to może spotkać cię w najlepszym przypadku embargo łóżkowe na cały miesiąc. O najgorszym nie chcesz nawet wiedzieć.

      Kordian odłożył wegetariańskiego burgera na talerz i wytarł dłonie serwetką.

      – Od dziesięciu